Miłość w Bezpieczeństwie

newsempire24.com 12 godzin temu

**CHRONIONI MIŁOŚCIĄ**

Spotkanie Oli i Marka było zapisane w gwiazdach.

Marek nigdy nie widział swojego ojca. Wychowywała go matka i babcia. Gdy mały Marek pytał o tatę, mama mruczała coś niewyraźnego, iż ojciec jest geologiem, ciągle w ekspedycjach w poszukiwaniu minerałów. Pewnego razu, zirytowana, krzyknęła: *— Nigdy nie miałeś ojca, Marku!*

Jako dziecko Marek przyjmował te wyjaśnienia bezkrytycznie, ufając matce. Ale kiedy podrósł, postanowił rozprawić się z tą tajemnicą. W końcu nie z Ducha Świętego się urodził! Okazało się, iż jego mama w młodości wyjechała w delegację i wróciła z dzieckiem — z Markiem. To babcia wyjawiła mu sekret.

Marek był niesłychanie szczęśliwy, iż zagadka została rozwiązana. Dzięki Bogu, nie znaleziono go w kapuście. Postanowił, iż przy pierwszej okazji pozna ojca, czy ten tego chce, czy nie. *— W końcu jestem jego synem, a nie pierwszym lepszym przechodniem!* A przy okazji złożył sobie obietnicę: *— Będę miał prawdziwą rodzinę. Żonę i dzieci. Jedną żonę na całe życie i gromadkę pociech.*

Ola również nie zaznała ojcowskiej miłości. Jej matka rozstała się z ojcem, gdy dziewczynka nie miała jeszcze dwóch lat. Zastąpił go ojczym — człowiek niezły, ale jednak… Swoich dzieci z pierwszego małżeństwa stawiał Oldze za wzór, co ją irytowało. W skrócie: Ola mogła liczyć tylko na miłość matki.

Gdy dorosła, postanowiła: *— jeżeli wyjdę za mąż, to tylko raz i na zawsze. Gdyby tylko znalazł się taki chłopak.*

I znalazł.

Był wigilijny wieczór. Styczeń, mróz, księgarnia. Marek i Ola stali w kolejce do kasy. Obydwoje trzymali w rękach tomik Adama Mickiewicza. Ich spojrzenia przypadkiem się spotkały. I Marek ruszył do ataku. Zasypał Olę komplementami, pytaniami — taktownymi, delikatnymi. Nie mógł tak po prostu pozwolić jej odejść. *— Ona ma zostać moją żoną! Tylko ona!*

A Ola choćby się nie bawiła w kokietowanie. Czula się przy tym niesfornym chłopaku jak w domu, jakby znała go od zawsze.

Ale była z dobrej rodziny, a porządnej dziewczynie nie wypada poznawać się byle gdzie i byle z kim. Marek docenił jej skromność i zaproponował wymianę numerów telefonów. Ola spisała jego numer, ale swojego nie podała. *— Zadzwonię po świętach* — obiecała mgliście.

Marek nie mógł pozwolić, by ten niebiański podarunek w postaci Oli mu umknął. Pożegnali się, ale on potajemnie podążył za dziewczyną, by dowiedzieć się, gdzie mieszka.

Przez całe święta Marek chodził jak w raju. W końcu odnalazł swoją „łabędzicę” i miał zamiar kochać ją już zawsze.

Lecz święta minęły, a „łabędzica” nie dzwoniła. Marek zaczął się niepokoić i postanowił działać.

Wsunął swój tomik Mickiewicza, kupiony wtedy w księgarni, do skrzynki Oli. *— Czyżby nie domyśliła się, od kogo?* Dziewczyna zadzwoniła jeszcze tego wieczora, pełna pretensji:

— Cześć, Marek! Dlaczego nie dzwoniłeś? Czekałam!

— Olu, nie miałem twojego numeru. Zadzwoniłbym dawno. Chyba pamiętasz, iż w księgarni bałaś się go podać? — Marek promieniał.

— A jednak mnie znalazłeś! — nie dawała za wygraną Ola.

*— Typowo kobieca logika* — pomyślał Marek. Ale był szczęśliwy, iż wreszcie sprawa się wyjaśniła. Ola go lubi!

Nie czekając na lepsze czasy, Marek i Ola wzięli ślub. A jakże inaczej? Mieli ze sobą tak wiele wspólnego. Po pierwsze, czystą, nieziemską miłość. Po drugie, pragnienie dużej rodziny. Po trzecie, zamiłowanie do twórczości Mickiewicza. Czy to za mało?

Na tak solidnych fundamentach postanowili budować swoje życie.

Ola wykładała polonistykę na uniwersytecie, Marek był świetnym programistą.

Po pewnym czasie na świat przyszła Zosia. Dwa lata później — Staś. Wszystko szło jak z płatka.

Marek nie porzucił myśli o odnalezieniu ojca. Pomógł internet. Wśród dziesiątek osób o tym samym nazwisku w końcu trafił na adekwatnego. Wymienili listy. Ojciec mieszkał w Warszawie i zaprosił Marka w odwiedziny.

Spotkanie było wzruszające. Ojciec miał własną rodzinę, ale przez wszystkie te lata pamiętał o synu.

— Cieszę się, iż mnie odnalazłeś, synu. Teraz możemy się spotykać — objął Marka.

Marek z dumą wymienił wszystkich członków swojej rodziny. *— Patrz, tato, jesteś już dwukrotnym dziadkiem. I to nie koniec…*

Ojciec Marka był profesorOjciec Marka był profesorem medycyny, a gdy kilka lat później sam stanął przed śmiertelną chorobą, to właśnie miłość rodziny i zioła starego znachora z podkrakowskiej wsi przywróciły mu zdrowie, dając wszystkim nadzieję, iż prawdziwe uczucia potrafią zwyciężyć choćby najciężsą próbę.

Idź do oryginalnego materiału