*Do horyzontu razem*: jak odważny wiejski chłopak zdobył serce miejskiej piękności
Kacper wrócił do domu, do małej wsi pod Sandomierzem, po długiej nieobecności na służbie. Ciepły letni wieczór otulał znajome okolice, a w każdej ścieżce czuło się nostalgię za domem. Właśnie wtedy przyjechała Kinga, ta sama, w której Kacper był szaleńczo zakochany od lat młodzieńczych. Przyjechała na weekend, aby odwiedzić rodzinę i z pewnością spędzić kilka niezapomnianych dni w ciszy wiejskiego życia.
Spotkali się przy starej, rzeźbionej furtce. Uściski, długie spojrzenia i ciche wyznania – wszystko to nagle ogarnęło ich serca ciepłem. Na oczach miejscowych, którzy od dawna obserwowali młodzieńczą romantykę, we wsi zaczęły krążyć szepty: „Kacper i Kinga – to dopiero prawdziwa para!” Wszyscy widzieli, jak Kacper, szczupły i jasnowłosy, z zapartym tchem patrzył na piękną Kingę, studentkę uniwersytetu o wyrazistych ciemnych oczach i promiennym uśmiechu.
Ale następnego wieczoru, gdy Kinga szykowała się do powrotu do miasta, sytuacja niespodziewanie się zmieniła. Przy bramie jej małego domku pojawił się samochód, z którego dobiegały głośne klaksony. Wysiadł z niego młody mężczyzna, którego wszyscy nazywali Bartkiem – jego gwałtowne słowa i natarczywe prośby gwałtownie przerodziły się w burzę emocji.
– Przecież i tak wracasz do miasta – próbował uspokoić, wyciągając rękę – więc przyjechałem, żeby cię podwieźć…
Kinga poderwała się, zaciskając usta w stanowczym niezadowoleniu, i powiedziała głośno:
– Prosiłam cię, Bartek, żebyś tu nie przychodził! Dam sobie radę sama!
Jej głos drżał z irytacji, ale Bartek, nie chcąc ustąpić, wciąż domagał się uwagi. Wszystko to widziała sąsiadka Marianna, a choćby Kacper, który stał z boku, jakby pogrążony w niespokojnych myślach. Na chwilę odszedł, by przemyśleć sytuację, ale po chwili wrócił, wsiadając na swój stary motocykl, ozdobiony wyblakłą emalią i śladami podróży.
Kinga, zauważywszy powrót Kacpra, natychmiast zarzuciła torbę na ramię, włożyła kask i usiadła za jego plecami. Wtedy młody mieszczuch, który przyjechał z Krakowa, uderzył w kierownicę i z lekką ironią powiedział:
– Teraz rozumiem, czemu jesteś taka uparta…
Kacper tylko mocniej ścisnął dłoń Kingi i delikatnie uruchomił silnik, w oczach mając błysk determinacji. Razem ruszyli krętą wiejską drogą, pokrytą kurzem i złotem zachodzącego słońca. Towarzyszył im ryk motocykla, a każdy pokonany kilometr stawał się symbolem wspólnego pokonywania życiowych prób.
Po drodze mijali zadbane pola i stare chaty, a Kacper, z marzycielskim spojrzeniem, cicho wyznał:
– Wiesz, Kingo, marzę, żeby iść z tobą tą drogą aż do horyzontu. Niech nigdy się nie kończy… Jestem gotów przejść ją do końca, byle tylko mieć cię przy sobie.
Kinga uśmiechnęła się, a jej oczy rozbłysły szczęściem:
– Naprawdę? Aż po sam kraniec świata?
– Właśnie tak – odpowiedział, delikatnie ściskając jej dłoń. – Bez ciebie nie wyobrażam sobie przyszłości, moja droga.
Tak przez lata trwała ich historia miłości. Wieś się nie zmieniała: każdego ranka i wieczora spotykali się, podzielając marzenia, nadzieje i drobne radości. Czasem Kinga wyjeżdżała do miasta, by kontynuować studia, a Kacper zostawał, ale odległość nie była w stanie przyćmić ich uczucia – każde powroty wypełniały ciepło i oczekiwanie na nowe spotkania.
Pewnego dnia, gdy Kinga wróciła po ukończeniu studiów, zobaczyła, iż Kacper stał się jeszcze pewniejszy siebie, a w jego oczach było widać determinację i delikatny smutek. Znowu siedzieli w altance przy jego domu, gdzie spędzali długie wieczory na rozmowach o życiu, planach i marzeniach. Ich słowa były przepełnione szczerością i czułymi obietnicami.
Miejscowi dawno przywykli widzieć ich razem. choćby sąsiadka Marianna, zawsze troskliwa i mądra, mówiła, iż ich miłość to prawdziwy dowód na to, iż choćby na wsi może rozkwitnąć gorące uczucie, które rozświetli mrok samotności.
Noc opadła na wieś, a gwiazdy zdawały się świadkami ich marzeń. Tego wieczoru Kacper cicho wyznał:
– Kinga, chcę, żebyśmy zawsze byli razem. Niech moja dusza należy do ciebie na zawsze, i marzę o dniu, gdy nasz dom stanie się miejscem, gdzie zawsze będzie królować miłość.
Kinga roześmiała się ciepło i, patrząc mu w oczy, odparła:
– Więc marzmy razem, naprzód, aż po horyzont. Wierzę, iż nasza miłość może pokonać wszystko.
Tak pod gwiaździstym niebem stawali się jednością, pozostawiając za sobą pył dawnych wątpliwości i witając nowy świt pełen nadziei i obietnic. Ich życie toczyło się dalej, wypełnione cichymi radościami i chwilami, gdy choćby najdalsza droga wydawała się krótka, jeżeli szło się nią we dwoje.