Dziś rocznica pamiętnej lawiny, która na szlaku na Rysy porwała grupę licealistów z Tychów.
28 stycznia 2003 r. uczniowie Liceum Ogólnokształcącego im. Leona Kruczkowskiego w Tychach pod opieką nauczyciela wybrali się na zimową wycieczkę na Rysy. Do schroniska nad Morskim Okiem dotarli dwa dni wcześniej, dokładnie w dniu, kiedy swój dyżur ratowniczy kończył w nim legendarny Włodek Cywiński. „Nie widziałem dzieciaków, ale rozmawiałem z ich opiekunem. Odradzałem mu to, co zamierzał, po czym zszedłem z dyżuru” – wspominał później w rozmowie z Onetem.
27 stycznia pierwsza grupa zdobyła Rysy, kolejnego dnia na szczyt miała wejść druga. W nocy warunki uległy znacznemu pogorszeniu, nastąpiło ocieplenie, zagrożenie lawinami było coraz większe. Mimo to, nauczyciel postanowił nie zmieniać planów (grupa nie miała wynajętego przewodnika tatrzańskiego, który najprawdopodobniej odradziłby wyprawę przy ówczesnych warunkach).
13 osób zmierzało w kierunku najwyższego szczytu Polski, którego zdobycie było wielkim marzeniem dzieci. W pewnym momencie, gdy wszyscy byli już powyżej Czarnego Stawu nad Rysami, ze zboczy wyjechała olbrzymia lawina. Nad miejscem obrywu znalazły się cztery osoby (m.in. idący na przedzie nauczyciel), masy śniegu porwały 9 uczestników wycieczki. Skalę lawiny najlepiej oddadzą liczby: jej powierzchnia była równa 13 hektarom, tor ruchu miał ponad 1200 metrów, a korona obrywu ponad kilometr. Szacowana masa śniegu pozostała ponad taflą Czarnego Stawu – 26000 ton, zaś o masie śniegu wtłoczonego do samego stawu biegli powiedzieli tylko „o wiele więcej” (Sebastian Fijak, www.fijak.pl).
Rozpoczęła się akcja poszukiwawcza TOPR. Pierwszego dnia odkopano 3 osoby – dziewczynę, która nie miała większych obrażeń, oraz dwóch chłopaków – jeden już nie żył, drugi zmarł później w szpitalu. Wiadomo było, iż brakuje jeszcze 6 osób. Ich ciała znaleziono dopiero wiosną – wraz z lawiną zostały wepchnięte pod zamarzniętą taflę Czarnego Stawu pod Rysami (masy śniegu przebiły lód).
W międzyczasie do schroniska nad Morskim Okiem docierały rodziny ofiar. „Miałem z nimi kontakt już pierwszego dnia. Pamiętam, iż spotkaliśmy się w centrali TOPR. Uważam, iż rodziny jako pierwsze mają prawo dowiadywać się o losie bliskich. A wtedy sytuacja była ciężka ze względu na rozmiar tragedii i czas trwania akcji – ostatnie ciała odnaleziono i wydobyto kilka miesięcy po wypadku, więc tym większa była potrzeba kontaktu. Rodzice chcieli i mieli prawo wiedzieć, czy wszystkie środki zostały i zostaną wykorzystane. To nie były osoby związane z górami. Musieliśmy tłumaczyć im szczegóły akcji, specyfiki warunków, zwłaszcza zimą. Chcieli wiedzieć, co się dzieje. Że robimy wszystko, co można.” – mówił dla Onetu Jan Krzysztof, naczelnik TOPR.
Niestety, nikogo więcej nie udało się uratować. Łącznie w lawinie zginęło 8 osób – siedmioro dzieci i drugi opiekun. Ciało ostatniej ofiary wyłowiono z Czarnego Stawu dopiero 17 czerwca.
Była to największa tragedia lawinowa w polskich Tatrach. W sumie TOPR zorganizował 14 wypraw poszukiwawczych, w których udział wzięło 260 ratowników, 36 psów lawinowych. Bezpośrednio w tej akcji ratunkowej ratownicy spędzili 2203 godziny – informuje Adam Marasek na stronie www.maraski.pl
Poniżej kilka archiwalnych fotografii z akcji poszukiwawczej TOPR (za: Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe – TOPR):
Pamięci ofiar tej tragedii poświęcony jest film pt. „Cisza” produkcji TVN. Poniżej zwiastun, cały film obejrzeć można TUTAJ.