Mieszkańcy wyjeżdżali tak szybko, iż zostawili swoje rzeczy. Osiedle-widmo robi wrażenie

kobieta.gazeta.pl 1 godzina temu
Kłomino - opuszczone miasto, które przez lata tworzyło białą plamę na mapie Polski. Choć czas zatrzymał się tam nagle, betonowe szkielety bloków wciąż skrywają tajemnice ich mieszkańców. To miejsce, gdzie każdy krok brzmi głośniej. Nic więc dziwnego, iż zapuszcza się tam wielu pasjonatów urbexu.
W samym sercu Puszczy Drawskiej mieści się osada, która nie ma już mieszkańców. Nie usłyszysz tu porannego rozgardiaszu, nie poczujesz aromatu świeżego pieczywa, a pod blokami panuje cisza nie do przełamania. A jeszcze kilka dekad temu wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Działały tu sklepy, wojskowe zaplecze i klub żołnierski, w którym toczyło się codzienne życie mieszkańców. Gdy radzieckie oddziały wyjechały, na miejscu zapanował bezruch. Tak zaczyna się opowieść o osiedlu, które miało swój własny mikroświat i pełną infrastrukturę, a dziś funkcjonuje jako miasteczko-widmo przyciągające amatorów urbexu.

REKLAMA







Zobacz wideo "Były motyle i szaleństwo, ale też wstyd i poczucie winy". Katarzyna Nosowska w "Z bliska"



Jak powstało Kłomino? Opuszczone miasto niegdyś tętniło wojskowym życiem
Kłomino nie trafiło na mapę przypadkiem. Niemcy potrzebowali miejsca, w którym wojsko mogło działać bez świadków, a okolice Puszczy Drawskiej zapewniały im wszystko: gęste lasy, odludzie i pełną kontrolę nad terenem. W latach trzydziestych XX wieku powstał tu Westfalenhof. Z zewnątrz wyglądał jak zwykła osada leśna, w praktyce był zapleczem militarnym o ściśle określonych funkcjach, projektowanym niemal z chirurgiczną precyzją.
Kiedy wybuchła II wojna światowa, miejsce stało się jednym z ważniejszych punktów systemu obozów jenieckich. Trafiali tu polscy, francuscy i radzieccy więźniowie, a ich obecność wpisywała teren w dramatyczny krajobraz tamtych lat. Zabudowa rosła szybko, bo potrzeby były ogromne. Między barakami i ogrodzeniami z drutem kolczastym codzienność mieszała się z wojenną rzeczywistością, która zmieniała życie każdego, kto znalazł się w obrębie dawnego Westfalenhofu.


Po wojnie nastąpił kolejny zwrot. Gdy władzę przejęła Armia Radziecka, przystąpiono do wielkiej przebudowy. Około 50 poniemieckich budynków zniknęło, a cegły wysyłano do stolicy na odbudowę Pałacu Kultury i Nauki. Na gruzach powstała zupełnie nowa struktura: bloki mieszkalne, garaże dla sprzętu wojskowego, sklepy, zaplecze usługowe, pełna infrastruktura typowa dla zamkniętych garnizonowych miasteczek.
W latach świetności mogło tu mieszkać choćby 5 tysięcy osób. Życie toczyło się według żelaznych zasad, bo było to miejsce poza kontrolą polskich władz. Nie występowało na mapach, nie prowadziły tu żadne drogowskazy. Kłomino funkcjonowało jak wyizolowany mikroświat, w którym każdy element podporządkowano wojsku.








Kłomino - miasto widmoFot. iStock, 12MN


Co doprowadziło do upadku Kłomina? Po tych wydarzeniach nie wstało "z kolan"
Rozpad Związku Radzieckiego natychmiast odbił się na Kłominie. W 1992 roku ostatni żołnierze opuścili osadę, zamykając bezpowrotnie jej koszarowy rozdział. Infrastruktura straciła gospodarza dosłownie z dnia na dzień. Bloki, stołówka, klub żołnierski i sklepy, które jeszcze chwilę wcześniej normalnie funkcjonowały, nagle stały się puste. W wielu mieszkaniach zostały choćby całe wyposażenia, jakby mieszkańcy mieli zjawić się tam wieczorem, po skończonej pracy.
KłominoOtwórz galerię
To nie był teren, który miał szansę na spokojną transformację. Las gwałtownie przejął przestrzeń, beton kruszył się od mrozu, a dachy opadały pod ciężarem roztopów. Osiedle niszczało w szybkim tempie. Z czasem zaczęli zaglądać tu urbexowcy i miłośnicy opuszczonych miejsc. Ich wizyty nie zatrzymały degradacji, a w niektórych budynkach przyspieszyły postępujące zniszczenia. Dziś wiele z nich jest już na tyle niestabilnych, iż grożą zawaleniem i powodują bezpośrednie niebezpieczeństwo dla osób, które z ciekawości tam zaglądają.


Na moment pojawiła się szansa na nowe życie. Całe Kłomino, w latach 2008-2010 było wystawione na sprzedaż za 2 miliony złotych, co w perspektywie wielkości terenu brzmiało jak niebywała okazja. Problem w tym, iż nikt nie chciał kupić czegoś, co wymagałoby inwestycji porównywalnych do budowy miasteczka od zera. Całkowita izolacja, brak dróg, zniszczona infrastruktura i żadnej pewnej wizji funkcji... To odstraszało choćby najodważniejszych inwestorów.



Dziś z dawnej osady zostało zaledwie kilka budynków należących do gminy Borne Sulinowo, Lasów Państwowych i prywatnych właścicieli. Reszta to ruiny, które wsiąkają w las jak relikt minionej epoki. Kłomino nie ma już mieszkańców ani roli, jaką pełniło przez dziesięciolecia. Została atmosfera osiedla zawieszonego między historią a pustką, która przypomina, iż nie wszystkie miejsca mogą wrócić na "mapę życia". Czy interesujesz się urbexem i opuszczonymi miejscami? Zapraszamy do udziału w sondzie oraz do komentowania.
Idź do oryginalnego materiału