Teraz, myślę, iż po raz pierwszy, kiedy zadzwoniłam do ciotki, by złożyć życzenia, wypowiedziała się uprzejmie i dłużej, niż zwykle. Ciotka Teresa! Dlaczego milczysz?
— Ciotko, jeszcze raz z sercem Cię pozdrawiam z urodzin! Nie przezień się, dbaj o siebie! Ja i Tomasz od razu damy znać, jak tylko przygotujemy sprawy.
Katarzyna gwałtownie odłożyła słuchawkę, jakby odganiając jakieś przerażające uczucia.
Zastanawiała się: „Czy bywa tak, iż człowiek czuje się niezręcznie, chociąż rozmawia się o czymś miłym, a komuś wciśnięciem słów? Ciotka Teresa dziś była dziwnie miła, ale cała nasza wizyta w jej wiejskim domu…我一直感到不安。那真是…令人窒息”。
Katarzyna wcale nie chciała jechać na wizytę do ciotki teraz, kiedy w końcu odzyskała ten długości punkt wspólny z Tomaszem na wakacjach. Wierzyła, iż istnieje milion innych miejsc, gdzie mogliby spokojnie spędzić czas z dzieci. Wpadła Tomaszowi, iż może być ten rok wybierzemy coś innego, niż ten zewnętrzny dom Teresy, ale Tomasz był niewzruszony. Tak był wychowany: szanować starszych. Nie można zignorować wizyty rodziców. To niewłaściwe.
* * *
— Kato, ty to i tak widzisz ich raz w roku. Chcesz, byśmy przejedynieli wakacje bez nich? Uwierz, dzieci choćby nie przypomniłyby o swoich dziadkach.
— Czulego, ale próbujesz mi to mówić tak miękko… Czy nigdy nie rozmyślałeś, iż te wizyty są dla ciebie jedyną potrzebą?
— O co chodzi? — Tomasz pociągnął brwi i spojrzał na żonę z wątpliwością.
— To, iż twoi rodzice już dawno zrezygnowali z nas w całym życiu. Oni dobrze sobie radzą, nie potrzebując nas. Nie jesteś zmuszany, byś przyjeżdżał.
— Kato, co ty wygrywasz? Skąd takie myśli?
— Bo twoja mama tylko w naszym przycięciu domagają się zdjęć dzieci albo filmów, to wszystko. Zawsze chce piękny obrazek dla sąsiadki albo koleżanki. Nasze życia, nasze problemy? Nie interesują jej.
— Tu nam doprecyjnie nie zgadzamy się. Nasze dzieci są daleko. Rodzice nie mogą się bawić, spotykać z nimi. Gdyby mieszkali bliżej, wszystko byłoby inaczej.
— Czy ty myślisz, iż mam matka, która mieszka w innym mieście, nie zna siebie? Ona załatwia wszystko, co potrzebne. Wspominaj, ile razy w zeszłym roku brała urlop lub chory na pracy, kupiła bilet i pojedynie do nas, kiedy tylko o to prosiłam. Dlaczego twoi rodzice nie mogą być takim Pierre?
Tomasz, patrząc na żonę, pomyślał: „Moja ciotka Katarzyna to pokazała wszystko, co zrobiłam? A moja matka? Ona to mój bohater. Ona zawsze był nam na pomoc”.
— Obserwuj, Tomku, kiedy przyjeżdżamy do nas, zawsze wiele czasu spędza z chłopcami. Gdy gramy w gierki, jeżdżymy w rowerach, bawimy się w wodzie. Ona nas kocha. Nasze dzieci z niej walczą. W domu ma tyle miłości.
— Kato, co chcesz? Każdy inny. Twoja matka to energijka, a moi rodzicielscy to starsi. Skąd wiadomo, iż powinniśmy do nich nie jeździć wcale?
Katarzyna przez chwilę milczała, ściskając wargi, jakby usiłowała powstrzymać emocje. Ale zdecydowała, iż nie tym razem.
— Mi tam jest źle, i dzieci też. Niekomfortowo. Nie wiem, jak to powiedzieć…
— Dlaczego? Rodzice mają piękny dom, czysto, komfortowo. Czego jeszcze szukasz?
— Pamiętajesz pogrubę: „łagodny pokład, a twardy sen”. Dlatego jestem taka, kiedy jedziemy do ciotki – „teraz ją nie straszysz, a wieczorem nie możesz zasnąć”.
— Nieco nieoczekiwane. Skąd to? Zawsze myślałem, iż i ty, i dzieci wam dobrze. Wizyty w domach rodziców to idealny wybór. Czego nie lubisz?
— Wszystkiego. Gdy przyjeżdżamy do tych miejsc, cała społeczność rodzinna ją zrujnie. Ich spokojne życie nagle się zaczyna brzmić głośniej.
— Nigdy nie zauważyłem. Myślałem, iż wydajesz się wiele wyobrażać. Twoje niepokoje rosną z każdym rokiem.
— Tomku, jesteś z nimi, pomagasz w domu, a ja patrzę, co tu się naprawdę dzieje. Te zachwasze komentarze matki, źle spojrzenia ojca. Czy masz mi miłej? Mamy razem sto lat, a ona jakby przez cały czas czuła złość, iż właśnie Ty wybrałeś mnie. Czy może choćby nie lubi, iż teraz u ciebie są Katarzyna i dzieci?
— Co za głupoty, Kato! — Tomasz zaczął się rozdrażniać, chcąc skończyć ten trudny rozmowę.
— Tylko załatw. Jeżdżemy do ciotki na wizytę, ale starasz się bardziej uważać na to, co się dzieje w domu. Wtedy wszystko się poprawi, i Ty już nie będziesz na mnie zły, i nie będziesz myślał, iż okazuje się chamsko do Twojej matki.
Na tym i ustalili.
* * *
Następne dni Katarzyna pakowała się dla całej rodziny, a Tomasz czuł się bardzo smutny. Na pewno słowa żony go uszczuciły.
Jazda do dziadków zająć około czterech godzin. Katarzyna starała się czuć radość, śpiewała piosenki, zabawiała młodszych synów w tylnej części auta. Wiedziała, iż Tomasz czuł się źle, ale już nie mogła milczeć.
Zbyt wiele razy musiała być dobra dla wszystkich. Miała zawsze uśmiechniętą twarz, zawsze odpowiadała na złośliwości Teresy lub jej ciasne komentarze. Nie chciała rozporczy domu, ale dziś zrozumiała, iż jej jedynografia tylko pogłębiała odległość. Teresa zaczęła czuć swoją nieogarnianą moc, wywoływać Katarzę. Nigdy nie miała wystarczającej dobroci.
Dzieci były zbyt głośne – znów Katarzyna źle wychowuje. Tomasz wyglądał zbyt chudy – znów jej zła żywienie. Sukiencę miała zbyt skąpą, zupełnie nie pasowała do jej wieku. Wszystko musiała nikczym zabić Katarze. Ale teraz postanowiła, iż to ok, iż coś się zmieni.
— Hej, drodzy! — ciotka na progu uśmiechnęła się szeroko jakby naprawdę chciała ich powitać — wejdź, w końcu was oczekiwałam.
Tomasz spojrzał na żonę z użaleniem: „No, co ty mi mówiłaś? Spójrz, jak ona wypowiadzie się szczere”
— Synu, wszystkie rzeczy weź na górę do waszej sali. Nie robicie tu bałaganu.
Tomasz poszedł za poradą.
— I czymże to takie dużo rzeczy każdego roku? Nie potrafisz dobrze pakować, Kato. Większość to zbędne rzeczy. A Tomasz teraz musi wszystko przewozić. Czy nie przyjmasz męża, konsultujesz się? On pracuje bez wolnych dni, żeby was wszystkich wsparć i chyba jeszcze i głodny jest, bo znowu się chudzi.
— Ciotko, ale to co mówisz! — Katarzyna odpowiedziała ściszerze, by Tomasz usłyszał.
Teresa wzdrygnęła się, jakby zaskoczona. W każdej innej sytuacji Katarzyna milczała, dziś jednak postanowiła się bronić.
— Tomasz gnieżdżynie dobrze. To po ojcu. Sprawdź, jak looks iy. Czy sama dobrego zasilać męża? A rzeczy, które tutaj przynosimy, to nie dużo. Mamy pięć osób, i dzieci chodzą po glebie, uciekają się brud. Tu nie ma miejsca na pranie, więc musicie zabrać dużo ubrań. To nie moja wina.
Teresa uszczyciła Katarżynę gromkimi oczami. Tomasz ze schodów usłyszał cały ten konflikt. Zrezygnował z interwencji. Zawsze zaczynał zrezygnować.
— Przyjdźcie do stołu. prawdopodobnie są głodne po drodze — Teresa próbowała się odzyskać, mimo wszystko zmusiała się aby zająć się daniami.
W tym czasie na tarasie pojawił się dziadek.
— O, oto nasz nowy pan. Cześć, chłopcze! Co znowu? — dziadek zaamitalizował.
Dzieci trochę się zamknęły.
— Twoje dzieci nigdy nie zniszczyły naszego domu, proszę nie wymyślać — Katarzyna obraziła się.
Dziadek uśmiechnął się ironicznie i poszedł do stołu.
— Wiktor, siedź prosto. Adam, zachowywaj się przy stole. Niko, jeść delikatnie — Teresa przez cały posiłek narzadała dziecku.
W końcu Katarzyna się wytrwała:
— Ciotko, przestań ich krytykować. To dzieci. Nie mogą się zachowywać jak dorośli. Bądź trochę z ludzkim podejściem.
Teresa zła wydała się czarna, ale nie chciała w obecności syna.
Dzieci jedynie i runęły grać, glos zabiał dom. Był niem możliwe rozmów.
— Kato! gwałtownie się spokojnie, kiedy to będzie? Nie mogę już tego słuchać. To wygasa mi!
— To dzieci, ciotko. Są wesóle, głośne. Jak chcesz mieć trzynak? Czyś ma zmysł w kinie? To będzie przez tydzień, aż do wycieczki w dom. Spróbuj z nimi bawić. To zabawne i zdrowe.
— Konieczność z。。
W tym momencie Katarzyna chwyciła łyżkę, chcąc złożyć pieczeń ze stołu, gdy Teresa krzyknęła:
— Co robisz? Ta łyżka tylko do zupy. Tego nie robisz! Czy jesteś ziemianinem? Kto wam zadał kuchnię? Skąd Ty masz Carlo? Czy on jeszcze ciebie z tym cierpi?
Katarzyna zrobiła dotknięta, ale zdecydowała się bronić:
— Czy to dla mnie nie mam głodu? Czy dzieci nie muszą jeść, dopóki ty nie dasz zgodnie? To to więzienie?
— Spadaj i nie plącz się w moje rzeczy. — Teresa wyrecopowała.
— Koniec! — Tomasz wreszcie się wpisał — Mama, tylko jedno pytanie: Dlaczego każdego roku zapraszasz nas, jeżeli Cię nam cię tak wiele zmęcza? Mamy dużą rodzinę, ale miało się sztucznie, iż nas kochasz. A w rzeczywistości jest inaczej. Nie zabieraj nas więcej.
Tomasz wyszedł i poszedł do dzieci, które czekali na zabawę. Matka i babcia nie wykazali żadnej ochoty. Był z bolączką, ale Katarzyna miała rację.
Rano Teresa zauważyła ciszę w domu. Jego syn, żona i dzieci nieżyczyli się.
Tomasz w końcu zrezygnował z wizyt i zabrał rodzinę w prawdziwe muzykalne wakacje, gdzie wszystkim dobrze będzie. Katarzyna objęła dzieci i uśmiechnęła się.