W lipcu tego roku Ministerstwo Rodziny ogłosiło zmiany, które w opinii wielu mają „radykalnie ułatwić życie” rodzicom, którzy stracili dziecko na wczesnym etapie ciąży. Nowe przepisy umożliwiają uzyskanie skróconego urlopu macierzyńskiego i zasiłku pogrzebowego na podstawie samego zaświadczenia lekarza lub położnej. Co ważne — dokument nie musi zawierać określenia płci dziecka, a sam etap ciąży również nie ma znaczenia.
To, co na pierwszy rzut oka wydaje się przełomem, w praktyce może okazać się tylko kosmetyczną korektą, jeżeli nie zostaną spełnione inne warunki — realne, społeczne i instytucjonalne.
Rozporządzenia to nie wszystko — z czym naprawdę zmagają się rodzice po stracie?
Odpowiedź płynie z doświadczenia tych, którzy towarzyszą rodzinom po stracie od lat. Dr. Piotr Guzdek z Polskiego Stowarzyszenia Obrońców Życia Człowieka, wspierającego rodziców po poronieniu nie kryje sceptycyzmu:
„Doceniam wysiłki pani minister, ale zachowuję duży dystans wobec euforii medialnej. To nie przepisy są największym problemem. Problemem jest niewiedza, opór i czasem obojętność lekarzy.”
Z jego relacji wyłania się smutny i zarazem bolesny obraz: rodzice, którzy straci dziecko, często muszą najpierw walczyć o dokumenty, potem o prawo do pochówku, a na końcu — o zrozumienie.
Niewiedza i opór personelu medycznego
Choć przepisy od lat zezwalają na pochówek dziecka bez konieczności określania jego płci, wielu lekarzy odmawia wystawienia karty zgonu – w części przeznaczonej dla administracji cmentarza, w przypadku braku badań genetycznych — co jest niezgodne z prawem.
Nawet lekarze pracujący w prywatnych praktykach, gdzie kobieta była prowadzona od początku ciąży, nie zawsze czują się odpowiedzialni za wystawienie dokumentów potrzebnych do pogrzebu. Co więcej — bywa, iż lekarze nie chcą sprawdzać nowych przepisów choćby wtedy, gdy pacjentka ich o to prosi.
Organizacyjny chaos – kto ma wystawić dokumenty?
Kobiety, które ronią w domu, często zostają same z ciałem swojego zmarłego dziecka – bez wsparcia i bez jasnych informacji, co dalej. Chcą godnie pochować swoje dziecko, ale nie wiedzą, do kogo się zwrócić.
- Czy kartę zgonu wystawia lekarz prywatny?
- A może ten, który przyjmował pacjentkę w szpitalu?
- Czy położna może wypełnić wszystko, co potrzebne?
- A co jeżeli nikt nie chce wziąć za to odpowiedzialności?
Efekt? Tygodnie szukania lekarza, prośby, tłumaczenia, czasem wstyd i poczucie winy. Wszystko w czasie, gdy rodzina powinna móc przeżyć żałobę w spokoju.
Stygmatyzacja i niezrozumienie
Nie chodzi tylko o brak wiedzy. Zdarza się, iż personel medyczny otwarcie wyraża niechęć wobec rodziców, którzy chcą pochować swoje dziecko — zwłaszcza, jeżeli była to wczesna ciąża. Jakby żałoba po kilku tygodniach ciąży była „na wyrost”, niepotrzebna, niestosowna. To nie jednostkowe przypadki. To systemowy brak empatii i opieki psychologicznej w sytuacjach granicznych.
Nowe przepisy? Tak. Ale co z edukacją i odpowiedzialnością?
Ministerstwo może wydawać kolejne rozporządzenia, upraszczać formularze, dodawać zaświadczenia — ale to nie zmieni nic, jeżeli personel medyczny nie będzie wiedział:
- co można wystawić,
- kto jest za co odpowiedzialny,
- jakie prawa przysługują rodzinom.
Bez szkolenia personelu oddziałów położniczych, bez jasnego systemu informacji dla pacjentów, bez jednoznacznych procedur i standardów, każda zmiana prawna będzie tylko półśrodkiem.
Chociaż intencje resortu są słuszne, a kierunek – dobry, trzeba głośno powiedzieć: prawo w Polsce wciąż nie chroni w pełni rodziców po stracie dziecka. A już na pewno nie w praktyce. Dopiero gdy lekarze, położne, rejestratorki medyczne i urzędnicy będą wiedzieli, co robić — i będą to robić z empatią — wtedy można mówić o realnej zmianie. Do tego czasu, rodzice, którzy straci dziecko, będą zdani na własne siły, determinację i… szczęście. A to zdecydowanie zbyt mało.
jb