Tak wiemy. Wiemy, iż wszystko się zmienia. Czy tego chcemy, czy nie. Jest to prawda oczywista. Dotyczy to naszych domowych zwierzątek, roślin w ogrodzie, drzew, kwiatów w wazonie. I sąsiadów. A także znajomych i rodziny. Dotyczy to wszystkiego i wszystkich – tylko nie nas. My stoimy. Zatrzymaliśmy się i bacznie się przyglądamy jak się inni starzeją. My zawsze piękni i młodzi. Zawsze mądrzy, sprawni i dobrzy. Aż pewnego dnia… Budzimy się i z przerażeniem odkrywamy, iż nie tylko jesteśmy starzy, ale jeszcze jacyś tacy schorowani – i to na wiele chorób naraz. Długie zaprzeczanie rzeczywistości przestało działać. Nagle wciskanie się w zeszłoroczne ubrania przez wciąganie brzucha się nie udaje. Te ubrania, kiedyś modne i świeże, jakoś tak wyblakły.
Może ta konstatacja naszej zmiany nie jest, aż tak dramatyczna, ale jednak…
Często nie jest to jedna chwila uzmysłowienia sobie prawdy, ale jest to raczej powolny proces dochodzenia do niej. Pierwszy raz, kiedy nie rozpoznamy się w odbiciu wystawy sklepowej – a kto to tam taki stary idzie? – jesteśmy pełni woli walki. Walki o siebie.
Zapisujemy się do klubu fitnessowego, kupujemy nowe ubrania, prostujemy sylwetkę. Idziemy na dietę-cud. Na chwilę to pomaga. Cieszymy się, kiedy patrzymy na siebie w lustro: – Nie damy się! – szepczemy do siebie. A potem za jakiś czas znów się kurczymy. Nie tylko wzdłuż – trzy centymetry to normalka, ale i wszerz. Tu się skrócił, tam poszerzyli. I jak się z tym wszystkim pogodzić?
Można wiele. Cały przemysł kosmetyczny, dietetowy, udzieżowy jest nastawiony na poprawę. Jak się tak zastanowić, to poprawę czegoś co poprawiania nia potrzebuje.
Nikt nie zawróci biegu rzeki. Już Heraklit z Efezu (grecki starożytny filozof), którego słynne stwierdzenie “panta rhei” (z greckiego “wszystko płynie”) wyraża ideę, iż wszystko w świecie jest w ciągłym stanie przepływu i zmiany. Nie istnieje nic trwałego, wszystko jest tymczasowe i dynamiczne. Najbardziej znanym elementem filozofii Heraklita jest koncepcja zmiany jako centralnego elementu świata. Niepodobna więc wstąpić dwukrotnie do tej samej rzeki, bo już napłynęły nowe wody. Podobnie z czasem. Nie zatrzymamy go, ani do niego nie wrócimy, bo czas już minął. I żadne diety-cud, ani stare (ani też i nowe) ubrania nam nie pomogą. To co możemy zrobić, to cieszyć się tym etapem, w którym akurat jesteśmy. Ani do przodu (przyszłość) ani do tyłu (przeszłość) nie wejdziemy. Jest tu i teraz. Należy się dobrze napracować, aby to tu i teraz zostało tak życzliwie wypełnione, aby je dobrze wspominać. A pomarzyć zawsze wolno: i o tym chłopcu, który się w nas kiedyś kochał i dalej na nas czeka (ale oczywiście tego nie wiemy, bo może już mu się zmarło?), i o tym ubraniu jeszcze przywiezionym z Polski do którego kiedyś się jeszcze zmieścimy, a także o tym jak to będzie pięknie jak w końcu dostaniemy nagrodę Nobla w dziedzinie medycyny. Tak długo jak nie stracimy kontaktu z rzeczywistością nic w tym złego nie ma. Tylko nie mówcie mi proszę o tych mrzonkach. I za nic w nie nie wierzcie.
[email protected], Toronto, 8 maja, 2025