Miała wiele romansów, zanim wyszła za mąż w wieku trzydziestu lat.

polregion.pl 2 tygodni temu

Halina była kochanką. Nie miała szczęścia w małżeństwie. Przesiedziała w panieństwie aż do trzydziestki, aż w końcu postanowiła znaleźć sobie mężczyznę.

Początkowo nie wiedziała, iż Wojciech jest żonaty, ale on sam przestał to ukrywać, gdy tylko zorientował się, iż dziewczyna się do niego przywiązała i pokochała. Halina jednak nigdy nie wyrzuciła mu tego, co między nimi było. Wręcz przeciwnie – tylko siebie obwiniała za ten związek i za swoją słabość do niego. Czuła się niepełnowartościowa, skoro nie znalazła sobie na czas męża, a czas uciekał. Choć z drugiej strony – nie była brzydka: może nie piękność, ale sympatyczna, trochę zaokrąglona, co pewnie dodawało jej lat. Związek z Wojtkiem nie prowadził do niczego. Nie chciała wiecznie być kochanką, ale nie potrafiła go zostawić. Bała się zostać sama.

Pewnego dnia zjawił się u niej niespodziewanie kuzyn Grzesiek. Był przejazdem w delegacji. Wpadł do niej na kilka godzin, bo dawno się nie widzieli. Jedli obiad w kuchni, gadali jak za dawnych lat – o życiu, o wszystkim. Halina opowiedziała bratu o swoim związku. Wylała wszystko jak na spowiedzi, choćby się trochę rozpłakała.

Wtedy zajrzała sąsiadka, zaprosiła Halinę na chwilę – żeby pochwaliła się nowymi zakupami. Halina wyszła na jakieś dwadzieścia minut. Właśnie wtedy zadzwonił dzwonek. Grzesiek poszedł otworzyć, myśląc, iż to Halina wróciła – drzwi przecież były otwarte… Na progu stał Wojtek. Od razu kuzyn się domyślił, iż to ten jej żonaty kochanek. Wojtek zaniemówił na widok rosłego faceta w dresie i podkoszulku, który właśnie jadł kanapkę z kiełbasą.
– Halina jest? – nie umiał znaleźć lepszych słów.
– Halina w łazience – błyskawicznie wymyślił odpowiedź Grzesiek.
– Przepraszam, a pan kim dla niej jest? – Wojtek nie mógł się otrząsnąć.

– A no mężem jestem. Na razie cywilnym… A pana co interesuje? – Grzesiek przysunął się do niego i złapał za koszulę. – To ty jesteś ten żonaty elegant, o którym mi Halina opowiadała? Słuchaj no. Jak cię tu jeszcze raz zobaczę, to zepchnę cię ze schodów, jasne?

Wojtek, uwolniwszy się z uścisku, czym prędzej zbiegł na dół.
Gdy wróciła Halina, Grzesiek opowiedział jej o wizycie jej „znajomego”.
– Co ty narobiłeś? Kto cię prosił? – rozpłakała się Halina. – On już nie wróci.
Usiadła na kanapie i zakryła twarz dłońmi.

– Właśnie iż nie wróci, i bardzo dobrze. Dość już tych łez. Mam dla ciebie lepszego chłopa. Wdowiec z naszej wsi. Baby po śmierci żony go oblegały, a on wszystkich odpędzał. Wygląda na to, iż jeszcze chce pobyć sam. Słuchaj no. Jak wrócę z delegacji, to znowu tu wpadnę, bądź gotowa. Pojedziemy razem do wsi. Was poznajomię.
– Jak to? – zdziwiła się Halina. – Nie, Grzesiu, ja tak nie mogę. Nieznajomy człowiek. I nagle mam przyjeżdżać… Wstyd. Nie.

– Wstyd to z cudzym mężem się zadawać, a nie ze wolnym chłopem się poznać. Nikt cię nie ciągnie do jego łóżka. Pojedziesz, bo mówię, a do tego u mojej Małgosi urodziny.
Po kilku dniach Halina i Grzesiek już byli na wsi. Żona Grześka, Małgosia, nakryła stół w ogrodzie koło altanki. Zeszli się sąsiedzi, znajomi i kolega Grześka – wdowiec Leszek. Sąsiedzi już dawno znali Halinę, ale Leszka widziała pierwszy raz.

Po serdecznych pogaduszkach Halina wróciła do miasta. W myślach zauważyła, iż Leszek był bardzo cichy i skromny. „Pewnie jeszcze przeżywa stratę żony. Biedny człowiek. Mało takich uczuciowych” – pomyślała.

Po tygodniu, w weekend, ktoś zadzwonił do drzwi. Halina nikogo nie spodziewała się. Otworzyła i zamarła – na progu stał Leszek z paczką w ręce.
– Pozwól, Halinko, jestem przejazdem. Przyjechałem na targ i po zakupy. Skoro się znamy, to pomyślałem, iż wpadnę – wysapał Leszek, jakby ćwiczył to zdanie wcześniej.

Halina zaprosiła go do środka. Jej zdumienie nie mijało, ale zaproponowała herbatę, zaczynając domyślać się, iż jego wizyta nie była przypadkowa.
– No i jak, wszystko kupiłeś? – spytała.
– Tak, rzeczy są w samochodzie. A to dla ciebie. – Leszek wyjął z paczki mały bukiet tulipanów i podał Halinie.

Wzięła kwiaty, a jej oczy zabłysły. Siedzieli w kuchni, pili herbatę i rozmawiali o pogodzie i cenach na targu. Gdy skończyli, Leszek podziękował i zaczął się zbierać do wyjścia. W przedpokoju powoli i niezdarnie założył marynarkę, włożył buty. Potem, już prawie na progu, nagle odwrócił się i powiedział:
– Jak wyjdę i tego nie powiem, to sobie nie wybaczę. Halina, cały tydzień myślałem tylko o tobie. Słowo daję. Zajęłaś mi serce. Ledwo doczekałem się weekendu. Od razu przyjechałem. Adres wziąłem od Grześka…

Halina zaróżowiła się i spuściła oczy.
– Ależ my się prawie nie znamy… – odparła.

– To nic, nic. Ważne, iż nie jestem ci niemiły? A możemy mówić po imieniu?… Wiem, iż ze mnie niezły grat. Do tego mam córeczkę, osiem lat. Teraz jest u babci.
Leszek się denerwował, jego dłonie lekko drżały.

– Córka to cudownie. To szczęście – z rozmarzeniem powiedziała Halina. – Zawsze chciałam córkę.
Leszek, ośmielony tymi słowami, złapał ją za ręce, przyciągnął i pocałował.
Po pocałunku spojrzał na nią. W jej oczach błyszczały łzy.
– Czyżbym był nie w smak? – spytał.

– Wprost przeciwnie. choćby się nie spodziewałam… Tak słodko, tak spokojnie. Nie kradnę nikomu męża…

Od tamtej pory spotykali się co weekend. Dwa miesiące później wzięli ślub i zamieszkali na wsi. Halina dostała pracę w przedszkolu. Rok później urodziła córeczkę. Tak oto rosły w ich domu dwie dziewczynki – obie kochane jak rodzone. Miłości i uwagi starczało dla każdej. A LeszekZ biegiem lat Halina i Leszek stali się przykładem szczęśliwego małżeństwa, a ich dom zawsze wypełniał śmiech i ciepło rodzinne.

Idź do oryginalnego materiału