Mgła powoli się rozwiewała
Ostatnio Serafina Kowalska coraz częściej zastanawiała się nad własnym życiem. Codzienność przytłaczała ją swoją szarością każdy dzień wyglądał tak samo. Mimo iż miała rodzinę męża Eugeniusza Nowaka i dwóch synów, Michała i Piotra, którzy w szkole byli zawsze pierwszorzędni czuła, iż życie jej nudzi.
Wstała przed świtem, gdy w sypialni rozbrzmiała rytmiczna, dudniąca godzina ze starego zegara. Na dworze ledwo wschodziło, a sen już nie chciał wrócić. Myśli wędrowały po nadchodzącym dniu jak liście na wietrze.
Teraz wstanę i zacznie się dzień, taki sam jak wszystkie poprzednie, pełen obowiązków mruknęła pod nosem. Uduszę krowę Zorę, nakarmię ją, wypędzę do stada, potem nakarmię resztę bydła. Potem przyrządzę śniadanie dla Eugiego i dzieci. Rozbudzę ich wszystkich, odprowadzę chłopców do szkoły, a Eugeniusza poślę do pracy. O, dziś muszę jeszcze przybrać ziemię pod ziemniaki, bo inaczej zrosną. Wziął się za szpadel i ruszę do ogródka.
Serafina ruszyła do domowych obowiązków, a w głowie krążyły kolejne listy:
Dziś muszę wyprać, w podwórzu posprzątać, podłógią zamiatać. Dawno nie sprzątałam tam. Ech, moje życie tak monotonne, same sprawy i sprawy Dzień się zaczyna.
Eugeniuszu, wstawaj, czas popchnęła delikatnie męża w ramię, ale on jeszcze nie otworzył oczu.
Tak, wymamrotał i przewrócił się na plecy.
Dzieci, wstawajcie, czas jeść śniadanie i iść do szkoły. Michaś, nie odwracaj się, i tak musisz wstać. Kto cię przyprowadzi do szkoły, nie ja. Łasuchu, powinieneś chodzić spać wcześniej rzekła matka, a młodszy synek, Piotrek, już podskakiwał, lekki jak piórko, a Michaś przeciągał się sennie.
W końcu rozesłała wszystkich do ich zajęć, wzięła się za pranie, rozwiesiła wyprane bielizny na podwórzu. Nastrój był dziś dziwnie przygnębiający, nie potrafiła wskazać przyczyny, ale ostatnio zauważyła, iż jest niezadowolona ze swojego życia.
Zaczęła zajmować się kwiatami, gdy pod podwórze wkroczyła Zofia, sąsiadka energiczna i porywcza. Stale gnała i krzyczała na swoje zwierzęta, a jej hałas rozchodził się po całej wsi, aż do domu Serafiny.
Zosiu, co wczoraj wieczorem znowu się wydarzyło? zapytała.
To mój syn Paweł wrócił, a adekwatnie wlecze się do domu. Cały wieczór czekałam, bo trzeba było przestawić szafę, a ona jest ciężka I rano go ostrzegłam, a on O nie, moje oczy nie mogą już patrzeć na niego, znowu wpadł w ręce Ignacego, a tam samogonia i ciągłe towarzystwo A twój Eugeniusz nie pije, nigdy go nie widziałam pijącego.
Zofia zazdrościła Serafinie, bo u niej panował spokój, brak krzyku i hałasu w podwórzu, nie tak jak u Serafiny. Gdy zobaczyła, iż sąsiadka jest smutna, zapytała:
Serko, po co ta twarz, czemu nie uśmiechasz się? Coś cię przygniotło?
Serafina westchnęła, siadając na ławce pod drzewem, Zosia siedziała obok.
Nie wiem, Zosiu, coś mnie przytłacza. Mam wrażenie, iż całe interesujące życie przepływa obok mnie, iż wszystkie interesujące wydarzenia dzieją się gdzieś daleko, a inni żyją lepiej, szczęśliwiej, pełniej. Chciałabym coś zmienić, nie w kinie, ale choćby tak jak w życiu naszych sąsiadów z wsi.
Och, Serko, nie choruj. U ciebie wszystko idzie jak po maśle, spokojnie i cicho odparła zdziwiona sąsiadka. Czego jeszcze ci brak?
Patrzę na Marcinę, jej mąż Wiktor jest przystojny, wszędzie razem chodzą, przytulają się publicznie. Widziałam ich setki razy mruknęła Serafina. Marcin pracuje jako główna księgowa, ubiera się elegancko. To nie życie, to bajka Wiktor jeździ samochodem, na urodziny przynosi czerwone róże z miasta. Często tam się wybiera. Marcin ma życie pełne przygód.
No właśnie, znalazłaś komu zazdrościć przerwała Zofia. Siedząc w domu, nie pracujesz, więc nic nie widzisz. A Wiktor to prawdziwy uwodziciel, kobieciarz, nie przepuści żadnej sukni. Marcin o tym wie i stara się wyglądać dobrze, kupuje nowe ubrania, stroi się dla męża. A on, jak wiosenny kot Kocha Marcinkę, jaki to przystojny mężczyzna. Ale jest chytry Publicznie przytula, całuje, a w domu może dodać łokieć. Jego życie to rozrywka, jeździ do miasta, tam ma kobiety, a choćby młode dziewczyny.
Boże, Zosiu, skąd to wiesz? Kto wie, co tam w mieście? Może tam chodzi po sprawach służbowych.
Tak, po sprawach! A po co jeszcze? Po jakich sprawach wyjeżdża o dziesiątej wieczorem, a wraca przed świtem? Moja siostra mieszka u sąsiadów, przyjaźni się z Marciną, wszystko widzi i słyszy. Marcin kiedyś ukrywał siniaki pod podkładem. Żyje w ciągłym strachu, iż Wiktor ją porzuci lub pobije. A ty mówisz, iż to bajka. Kto potrzebuje takiej bajki? podniosła Zosia, a Serafina patrzyła na nią z niedowierzaniem, choć w rzeczywistości niektóre słowa były prawdziwe.
Po chwili ciszy Serafina kontynuowała:
Dobrze, skoro tak jest, nie będę zazdrościć Marcinie. Wezmę sobie Natalię. Nie powiem, iż jej mąż Andrzej jej nie kocha. On ją uwielbia i ich syna. Zakazał jej choćby pracować, zajmuje się domem sam. Czasem zabiera Natalię na kurort, to prawdziwa miłość. Szczęśliwa Natalia A ja mam życie bez smaku, nudne.
No nie, Serko, i tu nie masz racji.
Dlaczego? Andrzej nie pije, nie jest hulaką, jest gospodarzem.
Wiesz, iż ich starszy syn jest chory, ale młodszy Antoś jest w porządku, chodzi do szkoły, jest dobrym chłopcem.
Wiem odparła Serafina. Nie wiem, jaka to choroba, ale mieszkają na dolnej ulicy, na skraju wsi. Andrzeja znam, a Eugeniusz dobrze o nim słyszał. Natalię znam, uczęliśmy się razem w szkole, od razu po nauce wyszła za Andrzeja. Ich miłość zaczęła się w szkolnym korytarzu.
Ich starszy syn, Wacław, jest bardzo chudy, a koledzy już w ósmej klasie. On zachowuje się jak siedmiolatek, głowa nie rośnie. Nie wiem, co to za choroba, ale Nataliya z Andrzejem wywożą go do sanatorium, wyjazd darmowy. A ty mówisz, iż jeżdżą na kurort Niech Bóg nie pozwoli, by ktoś ten sam kurort odwiedził.
Racja, Zosiu, niech Bóg nie pozwoli. Skąd wiesz te wszystkie rzeczy? Co się dzieje w wiosce, kto gdzie jedzie?
Pracuję na farmie, tam wszystkie plotki i nowiny. Gdzie dużo babek, tam i plotki Oksana, nasza pracownica, siostra Andrzeja, wszystko wie, a jej język długi.
Tak, naprawdę nie warto zazdrościć. Jak mówią: W każdej chacie swoje grzechotki, a ja nie znam szczegółów mruknęła Serafina.
Nie znasz, bo cały czas w domu, chodzisz do sklepu i tak dalej. Nie stoisz przy studni, nie rozmawiasz z babami w środku wsi, nie dyskutujesz o życiu. Po co iść do studni, skoro Eugeniusz przywiózł ci wodę, wykopał studnię, a on jest gospodarzem, dobrym mężem? Och, Simko, pewnie gniewasz się na tłuszcz Nudno ci, nie widziałaś innego życia, więc myślisz, iż wszyscy żyją wesoło rozwodziła się Zosia.
Zosia w końcu przyznała, iż Marcin i Natalia mają niełatwe życie, ale Kateryna pływa w miłości i pieszczotach. Piękna Kateryna, nie ma co ukrywać, wszyscy mężczyźni zawracają się, gdy przechodzi. Mężczyźni marzą o niej, przyjeżdżają z sąsiedniej wsi na motorach, przynoszą prezenty. Pewnego niedzielnego popołudnia, idąc ze sklepu, zobaczyła Katerynę rozebrana, trzymając bukiet kwiatów i dużą paczkę czekolad, uśmiechniętą, mówiącą, iż podarował jej Iwan z pobliskiej wsi.
Tak, Kateryna to piękność, nie da się ukryć dodała Zosia. Plotkują, iż choćby nasz wójt przychodzi do niej potajemnie, gdy żona nie patrzy. Niech jego żona się dowie, Kateryna straci włosy, bo żona jest wściekła zaśmiała się Zofia.
Właśnie, Kateryna żyje wesoło odparła Serafina.
Wesoło, tak wesoło, ale ile ma lat? Trzydzieści pięć Przyjeżdżają ją kawalerzy na motorach i w samochodach, raz z jednym, raz z drugim. Dają jej prezenty. Czas płynie, a nikomu nie proponują małżeństwa. Życie mija, młodość odchodzi, a ona wciąż samotna.
Myślałam, iż Kateryna też rozmyśla o tym, płacze w poduszkę w samotności, choć nikt tego nie widzi.
Och, Zosiu, to prawda. Gdy się przyjrzeć, te kobiety nie są aż tak szczęśliwe, a ja ich wszystkim zazdroszczę. Chyba jakaś mgła zasłaniała mi oczy
Rozmawiały jeszcze długo, po czym Zosia nagle pobiegła do domu, a Serafina wzięła łopatę i ruszyła do ogródka przybrać ziemię pod ziemniaki. Przyszli dzieci ze szkoły, nakarmiła je, przyniosła krowę ze pastwiska, dojczała. Eugeniusz wrócił z pracy, zjadł obiad, i tak minął kolejny dzień cicho i spokojnie, jak zawsze.
Tej nocy Serafinie trudno było zasnąć. W końcu, z trudem, zasnęła i we śnie ujrzała zmarłą babcię, Jadwigę. Pojawiła się z mgły i przemówiła:
Serafinko, nie gniewaj się na Boga, kochana, nie narzekaj na los. Próby przychodzą nam w miarę naszych sił, a w twoim życiu nie było ich za wiele. Żyj więc swoim życiem
Obraz babci rozwiało się w mgłę, a Serafina obudziła się. Poczucie winy, iż narzekała na swoje życie, współczuła sobie i zazdrościła innym, jakby ich szczęście było jedynie bajką, nagle wydobyło się w niej.
Świt już wstawał. Leżała w łóżku, obok już chrapał mąż, tykały zegary. Wstała, zarzuciła szal na ramiona i wyszła na werandę. Mgła się rozpraszała, rosa migotała na trawie, dzień obiecywał bycie pogodnym.
Jak pięknie żyć pomyślała radośnie wszystko w porządku Przez całe życie żyłam w mgle, patrząc z zazdrością na innych i wyobrażając sobie ich życie jako własne. Nie miałam pojęcia, jak naprawdę żyją ludzie. Marząc o szczęściu sąsiadów, nie zauważyłam, iż i ja mam szczęście, które od dawna jest przy mnie Kochający mąż Eugeniusz, który nigdy mnie nie zranił i nie zrani, kochani synowie, którzy świetnie radzą sobie w szkole, bez problemów. Te drobne zmartwienia, które mnie dręczyły, są niczym w porównaniu z prawdziwą radością. Jak cudownie, iż mgła się rozwiała.
Wróciwszy do domu, zdjąła szal, zajrzała do pokoju dzieci, poprawiła koc na Misiu. Powoli wróciła do siebie, a wszystko znów znalazło swoje miejsce. Życie toczy się dalej.













