Lubię o siebie zadbać. Moje ciało jest dla mnie ważne. Wiem, iż jestem atrakcyjna. „Jak Cię widzą, tak Cię piszą…” powtarzała mi matka, dla której wizerunek schludny i estetyczny był jedną z ważniejszych kwestii życiowych. I jeszcze: „licz zawsze na siebie!”. Te słowa stały się moim DNA. Mogę nie zjeść, nie zapłacić w terminie rachunków, ale fryzura i paznokcie muszą być zawsze zrobione. I ubranie dobrane, nie jakieś topowe marki, bo mnie nie stać, ale zgodne z trendami ciuchy, co jakiś czas upolowane na wyprzedażach.
Trzy razy w tygodniu siłownia i sauna, bez tego nie wyobrażam sobie życia! Po takim treningu odpoczynek „smakuje” jak lody truskawkowe, które zresztą uwielbiam, ale częściej o nich myślę, niż jem. Wystarczy mi miłe wspomnienie ich świeżego smaku i zapachu, jeszcze żywe w mojej pamięci doznań. Nie chodzi o jakieś ortodoksyjne podejście do diety, ale chcę widzieć efekty moich ćwiczeń.
Lubię siebie, swoje ciało, szczególnie wypoczęte i zrelaksowane. Gdy skóra jest świeżo nawilżona balsamem i błyszczy. Wiem, iż mogę na nie liczyć, sprawdziło się w trudnych warunkach Norwegii, gdy z zimna zamarzały mi paznokcie. Także klimat tunezyjskich tropików nie był mi straszny. Po nocy spędzonej na pustyni nie było śladu na mojej twarzy, jakbym tylko „lekko zarwała noc”.
Znam siebie, swoje ciało i jego możliwości. Lubię się sprawdzać w różnych ekstremalnych sytuacjach, ale wiem też, kiedy trzeba „naładować akumulatory”. Najważniejszy jest balans w życiu, świadomość, iż praca i odpoczynek są równie ważne. Niestety nie wszyscy wyznają taką zasadę, a potem dziwią się, gdy ich ciała się buntują.
Niektóre koleżanki zarzucają mi, iż przesadzam. Twierdzą, iż brak rodziny i dzieci daje mi „przewagę” w dbaniu o siebie. Pewnie mają rację, choć to nie był do końca mój wybór. Chciałabym mieć partnera, który mnie rozumie, czeka na mnie przed pracą z kwiatkiem, zabierze na spacer. Faceci, z którymi miałam doświadczenie znajomości, zmywali się zwykle po pierwszym seksie. Na początku byłam zrozpaczona, obwiniałam siebie…Nie wiedziałam, dlaczego tak się dzieje, gdzie tkwi przyczyna?! Teraz już wiem, iż to nie moja wina…Ale zanim do tego doszłam wypłakałam wiadro łez, miałam do siebie
żal, rozpaczałam…Byłam bliska załamania nerwowego, tak bardzo czułam się poniżona i samotna.
Nie jestem jakąś tam Barbie. Dbam o ciało, ale i swoje wnętrze staram się rozwijać. Skończyłam z wyróżnieniem studia, uczę się dwóch języków obcych. Planuję w najbliższym czasie MBA z zarządzania, ale muszę zebrać budżet na ten cel. Życie singielki ma też swoje plusy, można się realizować do woli, zaplanować inwestycje w siebie. Ale trzeba też dźwigać na swoich barkach bagaż codzienności i to niekiedy bywa trudne. Skoki kursów franka odbiły się na moich wydatkach, muszę dwa razy się zastanawiać, zanim kupię sobie coś w ramach „przyjemności”, nowy ciuch czy kosmetyk. We dwoje jest pod tym względem łatwiej.
Staram się wychodzić do ludzi, nie zamykać się w czterech ścianach domu. Wyjeżdżam regularnie na wakacje, w weekendy wybieram górskie wycieczki, zamiast siedzenia przed telewizorem. Dzięki temu mam dobrą kondycję i z lekkością wbiegam na trzecie piętro, choćby na szpilkach! Korzystam też z ofert krótkich spotkań warsztatowo-wyjazdowych, szczególnie lubię te połączone: coś dla ciała i dla ducha. Organizowane są w okolicach SPA, w ładnych rejonach Polski. Najczęściej jadę nad morze lub na Mazury, ale lubię też Bieszczady. Spotykam tam mnóstwo ludzi, głównie kobiety. Fajnie nam się rozmawia, dużo się śmiejemy, wymieniamy się później kontaktami do siebie. Tylko jakoś nie udaje nam się później spotkać. Dziewczyny mają rodziny, dzieci, pracę. Trudno im gdzieś wyskoczyć, a do siebie nie zapraszają mnie jakoś…Więc kontakt się niestety urywa, po jakimś czasie, trudno opierać znajomość na wiadomościach w Mesengerze czy sms-ach.
A z facetami pozostało inna historia. Gdy jesteśmy w towarzystwie, w grupie potrafi choćby dwóch, trzech równocześnie mnie adorować. Nie powiem, to bardzo przyjemne. Tylko w sytuacji „sam na sam” nagle wpadają w popłoch, choćby jeżeli do czegoś dojdzie, gwałtownie potem uciekają. Nie wiedziałam, co się dzieje. Czy we mnie jest jakiś problem? W końcu wreszcie mi kiedyś jeden wyznał po dwóch butelkach prosecco, iż takich kobiet jak ja mężczyźni się po prostu boją. Pożądają ich, zdobywają, ale żenią się z cichymi i skromnymi.
Tak mnie to wszystko obciążało, iż wylądowałam na terapii. Długo nie mogłam zrozumieć, dlaczego mam problemy relacyjne z mężczyznami, ale i kobiety mnie unikają tak naprawdę. W życiu towarzyskim, na imprezach jest super, w codzienności nie ma miejsca na przyjaźń ze mną!
Jestem singielką po części z wyboru, ale też z konieczności…
Bywam samotna, ale polubiłam ten stan…
W końcu lubię siebie…