Marek wyjechał na tydzień do kochanki, by przyswoić żonę. Wrócił a w klatce czekał bałagan.
Jadwiga siedziała na kanapie, w ręku telefon, coś gwałtownie pisała. Twarz męża była napięta, brwi ściągnięte. Jadwiga już przyzwyczaiła się do takich wieczorów mógł godzinami wpatrywać się w ekran, nie odpowiadając na pytania i nie zauważając, co się dzieje wokół.
Marek, zjemy coś wieczorem? zapytała Jadwiga, odchodząc od okna.
Później odrzekł mężczyzna, nie podnosząc głowy.
Jadwiga westchnęła i przeszła do kuchni. Mieszkali w jej dwupokojowym mieszkaniu, odziedziczonym po rodzicach. Ojciec zmarł pięć lat temu, matka dwa lata później. Mieszkanie było wpisane na nazwisko Jadwigi jeszcze za życia rodziców, by uniknąć długich spraw spadkowych. Gdy para wzięła ślub, Marek wprowadził się do niej wynajem był wtedy drogi, a mieszkanie przytulne i wygodne.
Pierwsze lata małżeństwa upływały spokojnie. Marek pracował jako kierownik w firmie budowlanej, Jadwiga uczyła w szkole. Wieczorami spacerowali po parku, wyjeżdżali za miasto na weekendy, snuli plany. Z czasem jednak coś się zmieniło. Marek stał się drażliwy, coraz częściej czepiał się drobiazgów.
Dlaczego kupiłaś ten jogurt? pytał, otwierając lodówkę. Przecież mówiłem, iż nie lubię tego smaku.
Marek, nie mówiłeś nic odpowiedziała spokojnie Jadwiga. Następnym razem wezmę inny.
Znowu robisz wszystko po swojemu! wybuchł mężczyzna, zamykając drzwi lodówki.
Jadwiga nie rozumiała, skąd wzięła się taka pretensja. Do tej pory Marek nigdy nie narzekał na jogurty ani inne produkty. Teraz każdy drobny szczegół stawał się powodem niezadowolenia.
Relacje stały się napięte. Marek coraz częściej narzekał, iż żona jest zbyt samodzielna. Nie podobało mu się, iż Jadwiga podejmuje decyzje bez jego udziału dokąd pojechać na wakacje, co kupić do domu, z kim spotykać się w weekend.
choćby nie zapytałaś mnie o zdanie! oburzał się, gdy Jadwiga powiedziała, iż kupiła bilety do teatru na sobotę.
Marek, proponowałam ci tę sztukę już miesiąc temu odpowiedziała zaskoczona. Sam mówiłeś, iż warto pójść.
Ale powinnaś była potwierdzić datę! nalegał. Może w sobotę mam inne plany!
Jakie plany? zapytała Jadwiga. Zawsze leżałeś na kanapie i oglądałeś telewizję.
Marek zarumienił się i wyszedł z pokoju, waliąc drzwiami. Jadwiga stała pośrodku salonu, nie rozumiejąc, co się dzieje. Kiedyś mężczyzna cieszył się takimi niespodziankami, a teraz każda inicjatywa z jej strony wywoływała w nim gniew.
Sytuacja szczególnie się zaostrzyła, gdy w grę wchodziła teściowa. Wanda Pawłowicz mieszkała na przedmieściach w małym domku. Często dzwoniła, zapraszając syna w odwiedziny. Marek jeździł do niej co weekend, a Jadwiga zostawała w domu. Ostatnie tygodnie wyjazdy stały się męczące.
Wanda nieustannie narzekała na zdrowie, prosiła o pomoc w ogrodzie, naprawie płotu, przeglądzie strychu. Marek cicho spełniał wszystkie prośby, a Jadwiga pomagała w domu. Weekendy zamieniały się w dni robocze, a w niedzielne popołudnie wracali wyczerpani.
Marek, może w te weekendy zostaniemy w domu? zaproponowała Jadwiga w czwartek. Jestem zmęczona, potrzebuję odpoczynku.
Jak to zostaniemy? warknął. Matka czeka na nas.
Czeka co tydzień zmęczona odpowiedziała. Możemy przyjechać następnym weekendem.
Nie przerwał Marek. Jedziemy w sobotę, jak zawsze.
Ale ja nie chcę powiedziała stanowczo. Chcę zostać w domu i odpocząć.
Marek wstał powoli z kanapy. Jego twarz się zarumieniła, pięści zacisnął.
Czyli odmawiasz wyjazdu do mojej matki?
Nie odmawiam na stałe próbowała wytłumaczyć Jadwiga. Po prostu chcę ominąć jeden weekend. Możesz pojechać sam, jeżeli chcesz.
Sam?! wybuchnął. Czy rozumiesz, co mówisz?! Moja matka to twoja rodzina! Musisz iść z mną!
Marek, nie krzycz poprosiła spokojnie Jadwiga. Porozmawiamy o tym spokojnie.
Nie ma nic do rozmowy! ryknął. Jesteś nieposłuszna! Robisz, co chcesz, nie słuchasz nikogo! Myślisz, iż bo mieszkanie jest twoje, możesz mnie rozkazywać?!
Jadwiga zamarła. Po raz pierwszy w małżeństwie Marek przywołał słowo mieszkanie. Jego niezadowolenie nie wynikało już tylko z wizyt u teściowej czuł się niekomfortowo w czyimś lokum. To niezadowolenie narastało i wybuchało w ciągłych pretensjach.
Marek, nigdy ci nie rozkazywałam szepnęła. I mieszkanie nie ma tutaj znaczenia.
Wszystko ma znaczenie! wykrzyknął. Zachowujesz się jak pani domu, a ja tylko gość! Może lepiej odejdę, żebyś zrozumiała, jak źle jest beze mnie!
Każdy robi, co uważa za słuszne odpowiedziała zimno.
Marek patrzył na żonę, spodziewając się łez, przeprosin, błagania. Jadwiga stała spokojnie, ręce złożone na piersi. Wewnątrz czuła ból, ale nie chciała pokazać słabości.
To tak? wymamrotał z zaciśniętymi zębami. To znaczy, iż ci jest wszystko jedno?
Nie mówię, iż jest mi wszystko jedno odparła. Ale groźbami nic nie załatwisz.
To nie groźba! krzyknął. Pożyczę się do innej, może wtedy zrozumiesz, jak źle jest beze mnie!
Jadwiga poczuła zimny dreszcz. Inna? Czy naprawdę ma jeszcze kogoś obok? Godziny spędzone przy telefonie, ciągła drażliwość, brak wspólnego czasu wszystko to tworzyło jeden obraz.
Rozumiem jedynie mruknęła.
Marek odwrócił się i poszedł do sypialni. Po chwili wyciągnął torbę, twarz miał zepsutą, ruchy gwałtowne. Jadwiga stała w korytarzu, patrząc, jak pakują mu się rzeczy.
Zobaczymy, jak zaśpiewasz, gdy zostaniesz sama rzucił, zamykając zamek w torbie.
Jadwiga nie odpowiedziała. Marek założył kurtkę, chwycił torbę i ruszył w stronę drzwi. Przy progu odwrócił się:
Tydzień wystarczy, żebyś się uspokoiła.
Drzwi zatrzasnęły się głośnym stukiem. Jadwiga stała w przedpokoju, cisza waliła w uszy. Ręce drżały, w środku narastała pustka. Powoli usiadła na kanapie.
Marek naprawdę odszedł. Poszedł do kochanki, by przewłaścić żonę, pokazać, iż może obejść się bez niej i iż Jadwiga powinna być wdzięczna za jego obecność.
Jadwiga patrzyła w jedną punkt na ścianie. Ból płonął w środku, ale równocześnie przynosił dziwne ukojenie. Ciągłe napięcie ostatnich miesięcy, kłótnie, pretensje wszystko to wyczerpywało. Teraz w mieszkaniu panowała cisza. Nikt nie krzyczał, nie walił drzwiami, nie zarzucał samodzielności.
Telefon zadzwonił blisko dziesiątej wieczorem. Dzwoniła przyjaciółka Olga.
Jadwiko, co u Ciebie? zapytała zaniepokojona.
Dobrze, Marek odszedł.
Widziałam go przy kawiarni przy alei. Siedział z jakąś kobietą. Najpierw myślałam, iż to przypadek, ale potem zobaczyłam wyraźnie to był on.
Jadwiga zamknęła oczy. Nie był to więc tylko gest. Marek naprawdę pojechał do kochanki, by pokazać, iż ma zapasowy wariant.
Słyszysz? spytała Olga.
Tak, dziękuję, iż powiedziałaś.
Chcesz przyjechać?
Nie, radzę sobie sama.
Jesteś pewna?
Tak. Dobranoc, Olgo.
Jadwiga wyłączyła telefon i położyła go na stoliku. Marek nie pojechał na ochłodzenie. Pojechał do kochanki, z którą, jak wynikało, od dawna korespondował. Wszystkie te godziny przy telefonie, ukrywanie, drażliwość teraz stały się jasne.
Wstała z kanapy i podeszła do sypialni. Otworzyła szafę połowa rzeczy męskich pozostała. Marek wziął tylko niezbędne, licząc, iż wróci po tydzieniu, by wrócić do poddanej i przestraszonej żony, gotowej się poddać.
Lecz Jadwiga nie zamierzała czekać i poddawać się. Zadzwoniła po ślusarza. Znalazła ogłoszenie w internecie całodobowa usługa, przyjazd w godzinę.
Dzień dobry, potrzebuję wymienić zamek w drzwiach wejściowych. Czy możecie przyjechać dzisiaj?
Oczywiście, podajcie adres.
Jadwiga podała adres. Ślusarz obiecał przyjechać za czterdzieści minut. Czekając, przeszła po mieszkaniu, oceniając, co zostało po mężu. Ubrania w szafie, buty w przedpokoju, książki na półce, maszynka w łazience. Marek wyraźnie planował wrócić, jakby nic się nie stało.
Po godzinie przyjechał mężczyzna średniego wieku z walizką narzędzi. gwałtownie ocenił stary zamek i zaproponował nowy, solidniejszy. Jadwiga zgodziła się. Gdy ślusarz pracował, w sypialni pakowała rzeczy męskie do walizek koszule, dżinsy, swetry, buty, książki, maszynkę, szczoteczkę. Wszystko starannie ułożyła w dwie duże walizki. Pracowała w ciszy, nie myśląc o niczym.
Gotowe odrzekł ślusarz, wychodząc. Zamek wymieniony, oto nowe klucze.
Zapłaciła i pożegnała go. Zamknęła drzwi na nowy zamek i opręła się o nie plecami. Marek już nie wejdzie do mieszkania. Stare klucze stały się bezużyteczne.
Wróciła do sypialni i spojrzała na walizki. Jutro rano wyniesie je na klatkę. Niech Marek zabierze swoje rzeczy, kiedy wróci.
Teraz chciała po prostu położyć się i zasnąć. Zapomniała o całym dniu, o kłótni, o groźbach. Przebrała się w piżamę, położyła się w łóżku i zamknęła oczy. Jutro będzie nowy dzień pierwszy dzień bez męża, bez ciągłych pretensji i zarzutów.
Tydzień minął niezwykle spokojnie. Jadwiga chodziła do pracy, wracała do domu, gotowała jedynie dla siebie. Wieczorami czytała książki, oglądała seriale, które wcześniej nie miał czasu dokończyć. Nikt nie walił drzwiami, nie krzyczał, nie zarzucał samodzielności.
W poniedziałek rano wyniosła walizki na klatkę, postawiła je przy ścianie naprzeciw drzwi. Dołączyła paczkę z dokumentami męża polisą ubezpieczeniową, zaświadczeniami, starymi rachunkami. Niech zabierze wszystko od razu.
Sąsiadka, pani Zofia Kowalska z pierwszego piętra, przywitała ją przy skrzynce na listy.
Jadwiko, co to za walizki? zapytała starsza kobieta.
Marek zabierze swoje rzeczy odpowiedziała krótko.
Ach, rozumiem westchnęła Zofia. Młodzi dziś naprawdę nie mają głowy. Kiedyś żyli, nie narzekali.
Jadwiga nie wchodziła w szczegóły. Pożegnała się i poszła do pracy. Dzień minął jak zwykle lekcje, sprawdzanie zeszytów, rozmowy z koleżankami. Nikt nie wiedział, iż w domu już nie czeka mąż. To było przyjemnie dziwne nie musiała się spieszyć, nie obawiała się, iż Marek znów nie będzie zadowolony z kolacji czy sprzątania.
We wtorek wieczorem zadzwoniła Olga.
Jadwiko, jak się masz? Marek odezwie się?
Nie, nie muszę. odpowiedziała spokojnie. Nie chce się kontaktować.
Czy wziąłeś walizki?
przez cały czas stoją w klatce.
Więc jeszcze nie wrócił zauważyła Olga. Może naprawdę pojechał do kochanki na stałe?
Nie interesuje mnie to. Niech żyje, gdzie chce.
Olga po chwili zamknęła telefon i pochwaliła się:
Dobrze zrobiona. Nie gonisz go. Sam się posypie.
Po rozmowie Jadwiga zaparzyła ziołowy napar i usiadła przy oknie. Za szkłem padał deszcz, liście przylegały do asfaltu. Jesień była w pełni. Kiedyś taki widok budził smutek, teraz koiła. Cicho, spokojnie, nikt nie wymagał jej uwagi.
W środę Jadwiga po pracy poszła do sklepu. Kupiła jedynie to, co potrzebowała mały kawałek sera, paczkę makaronu, warzywa na sałatkę. Kiedyś musiała kupować podwójnie, licząc na apetyt męża. Teraz mogła brać, co naprawdę chce.
Czwartek i piątek minęły podobnie. Jadwiga przyzwyczaiła sięZrozumiała, iż prawdziwą wolność znajduje się w umiejętności kochać siebie samego, nie czekając na aprobatę innych.













