Mężczyzna wrócił do domu i od razu, bez zdejmowania butów ani wierzchniego okrycia, oznajmił: „Musimy poważnie porozmawiać”

twojacena.pl 2 tygodni temu

Mąż wrócił do domu i, choćby nie zdjąwszy butów ani płaszcza, oznajmił:
Lena! Musimy poważnie porozmawiać
I w tej samej chwili, bez chwili wahania, szeroko otworzył oczy, które i tak już były duże:
Zakochałem się!
No i mamy to pomyślała Lena. Kryzys wieku średniego zawitał do naszej rodziny. Witaj w klubie Tylko spojrzała na męża z troską, czego nie robiła od lat (pięciu? sześciu? a może już ośmiu?).
Mówią, iż przed śmiercią życie przelatuje przed oczami, ale Lenie nagle przelatuje całe wspólne życie z mężem. Poznali się zwyczajnie przez internet. Ona zaniżyła swój wiek o trzy lata, on dodał sobie trzy centymetry wzrostu i takim oto prostym, choć niełatwym sposobem, udało im się spełnić nawzajem swoje kryteria poszukiwań i znaleźli się.
Lena nie pamiętała już, kto do kogo napisał pierwszy, ale wiedziała, iż wiadomość przyszłego męża była bez wulgaryzmów, z lekką autoironią co bardzo jej się spodobało. Mając trzydzieści trzy lata i oceniając swoje szanse na rynku męskim, trzeźwo zdała sobie sprawę z sytuacji i utwierdziła się w przekonaniu, iż choć nie jest w ostatnim rzędzie, to na pewno w przedostatnim. Postanowiła więc nie przesadzać na pierwszej randce ubrała się elegancko, założyła różowe okulary i modną bieliznę, a do torebki wrzuciła domowe ciasteczka i książkę Stefana Żeromskiego.
Pierwsze spotkanie minęło zaskakująco lekko (właśnie to znaczy dobrze się ubrać!), a ich romans rozwijał się gwałtownie i z entuzjazmem. Było im ze sobą dobrze, więc po pół roku regularnych spotkań i ciągłego nacisku rodziców, którzy stracili już nadzieję na wnuki, przyszły mąż odważył się oświadczyć. gwałtownie poznali się z rodzinami, młodzi chcieli cichy ślub w wąskim gronie co rodzice przyjęli bez dyskusji. W obawie, by ktoś się nie rozmyślił, wybrano najbliższą możliwą datę.
Żyli, jak się Lenie wydawało, dobrze. W domu panował klimat tropikalny z niewielkimi sezonowymi wahaniami, bez gwałtownych burz, ale harmonijny i pełen szacunku. Czy to nie jest szczęście?
Mąż, będąc typowym przedstawicielem płci męskiej prosty i systematyczny zrzucił swój niewygodny kostium wrażliwego-romantycznego-złotej-rączki-nieudacznika już po kilku tygodniach małżeństwa i stał się tym, kim był naprawdę: zwyczajnym, pracowitym i troskliwym facetem w wygodnych dresach.
A Lena, jako reprezentantka płci pięknej, powoli, niemal niezauważalnie, rozluźniała gorset wizerunku niewidzialnej-słuchającej-seksownej-gospodyni-intelektualistki. Ciąża przyspieszyła ten proces, więc już po roku z przyjemnością pożegnała się z tą rolą, wdziała wygodny szlafrok i odetchnęła z ulgą.
Fakt, iż żadne z nich nie uciekło, choć porzucili swoje dawne wizerunki, i nie mieli do siebie pretensji, utwierdził Lenę w przekonaniu, iż podjęli słuszną decyzję. Codzienność i wychowanie dwójki dzieci, które przyszły jedno po drugim, mocno kołysały łódką ich związku, ale statek nie zatonął. Gdy burza mijała, znów płynęli spokojnie po falach życia.
Szczęśliwi dziadkowie pomagali, gdzie mogli, oni sami powoli, ale pewnie wspinali się po szczeblach kariery, nie zapominając o podróżach, hobby i oczywiście o sobie nawzajem. Nie odbiegali zbytnio od statystycznej normy.
I oto dwanaście lat małżeństwa. Przez cały ten czas mąż nigdy nie został przyłapany na zdradzie, a choćby na niewinnym flircie. Lena nie była zazdrosna, więc mógłby sobie na to pozwolić bez konsekwencji. Wyobrażała go sobie, jak flirtuje, i mimowolnie się uśmiechała, bo ten obraz był śmieszny aż do łez. Chodziło o to, iż jej mąż, po kilku nieudanych próbach tradycyjnych komplementów, jeszcze na początku związku uznał, iż to nie jego styl, i zmienił taktykę. Teraz chwalił ją milcząco. Albo ultradźwiękami, których Lena nie potrafiła wychwycić? Po prostu szeroko otwierał oczy jak puchacz.
Przez lata wspólnego życia nauczyła się odczytywać całą gamę jego emocji właśnie z wielkości oczu: od dzikiego zachwytu, przez zadowolenie, zaskoczenie, zmieszanie, aż po irytację. I teraz wyobraziła go sobie, jak sypie komplementami jakiejś myszce, coraz szerzej otwierając oczy
Gardło jej wyschło, nerwowo się uśmiechnęła i zapytała:
No dobrze a jak się nazywa ta twoja myszka?
Oczy męża niemal wyskoczyły z orbit. Splątany, drapiąc się nerwowo po głowie, wyjąkał:
Jak? Skąd jak w ogóle skąd wiedziałaś, iż zakochałem się w myszce?! Nie, ty naprawdę Słuchaj, nie mogłem przejść obojętnie, byłem oszołomiony, gdy ją zobaczyłem popatrz tylko, jaka cudowna, jaka puchata, jaka piękna taka podobna do ciebie
Z kieszeni wyciągnął małą, szaro-brązową myszkę z różowymi prześwitującymi uszkami, różowym noskiem i czarnymi perełkami oczu.
Lena nic więcej nie usłyszała. Patrzyła na męża, jego nową przyjaciółkę, ich wzajemne przytulanie i była nieskończenie szczęśliwa, iż zakochał się właśnie w tej myszce tak bardzo do niej podobnej.
I wtedy zrozumiała, iż prawdziwa miłość nie zna granic czasem wystarczy maleńkie stworzenie, by przypomnieć nam, jak bardzo jesteśmy sobie bliscy.

Idź do oryginalnego materiału