Mężczyzna wrócił do domu i od razu, bez zdejmowania butów ani wierzchniego okrycia, oświadczył: „Musimy poważnie porozmawiać”

twojacena.pl 6 dni temu

Mąż wrócił do domu i, choćby nie zdjąwszy butów ani płaszcza, oznajmił:

„Krysia! Musimy poważnie porozmawiać”

I w jednym oddechu, rozszerzając już i tak szerokie oczy, dodał bez chwili wahania:

„Zakochałem się!”

„No proszę pomyślała Krysia w naszej rodzinie zawitał kryzys wieku średniego. Witaj w klubie” Tylko westchnęła, spoglądając na męża z troską, której nie okazywała od lat (pięciu? sześciu? A może już ośmiu?).

Mówią, iż przed śmiercią całe życie przelatuje przed oczami, a Krysi nagle przeleciało całe życie z mężem. Poznali się zwyczajnie przez internet. Ona ucięła sobie trzy lata w opisie, on dodał trzy centymetry wzrostu, i w ten nieco naciągany, ale jednak skuteczny sposób spełnili swoje kryteria poszukiwań. I znaleźli się.

Krysia już nie pamiętała, kto pierwszy napisał, ale wiedziała, iż jego wiadomość była wolna od wulgaryzmów, za to z lekką autoironią co jej się bardzo spodobało. Mając trzydzieści trzy lata i oceniając swoje szanse na „rynku matrymonialnym”, Krysia trzeźwo zdawała sobie sprawę ze swej pozycji. Była niemal na końcu kolejki, więc na pierwsze spotkanie postanowiła nie rzucać się w oczy, tylko ubrać się skromnie, założyć różowe okulary i modną bieliznę, a do torebki wrzucić domowe ciasteczka i książkę Sienkiewicza.

Pierwsze spotkanie minęło zaskakująco gładko (a to ci dopiero magia odpowiedniego stroju!), a ich romans potoczył się gwałtownie i entuzjastycznie.

Było im razem dobrze, więc po pół roku regularnych spotkań i nieustannego nacisku rodziców, którzy stracili już nadzieję na wnuki, przyszły mąż odważył się oświadczyć. gwałtownie przedstawili się rodzinom, chcieli ślubu w wąskim gronie co rodzice przyjęli z ulgą i jednogłośnym „wreszcie!”. Aby nikt się nie rozmyślił, wybrali pierwszą wolną datę w urzędzie.

Żyli, Krysi się zdawało, całkiem nieźle. W ich domu panował klimat umiarkowany, bez gwałtownych burz, ale stabilny i pełen wzajemnego szacunku a czy to nie jest właśnie szczęście?

Mąż, typowy przedstawiciel płci męskiej, prosty i konsekwentny, zrzucił swój kostium „wrażliwego-romantyka-z-złotymi-rękoma” już po kilku tygodniach małżeństwa i stał się sobą zwyczajnym, pracowitym facetem w wygodnych dresach.

A Krysia, jako reprezentantka płci pięknej, powoli uwalniała się od gorsetu wizerunku „niezależnej-seksownej-gospodyni-intelektualistki”. Ciąża przyspieszyła ten proces, więc po roku i ona z ulgą zawinęła się w wygodny szlafrok.

To, iż żadne z nich nie żałowało porzucenia dawnych wizerunków, a ich związek trwał bez zarzutów, utwierdziło Krysię, iż podjęła dobrą decyzję.

Domowe obowiązki i wychowanie dwójki dzieci czasem mocno kołysały ich rodzinną łódką, ale statek nie zatonął. Gdy burza mijała, znów płynęli w miarę spokojnie.

Szczęśliwi dziadkowie pomagali, gdzie mogli, oni sami powoli, ale konsekwentnie wspinali się po szczeblach kariery, nie zapominając o podróżach, hobby i oczywiście o sobie nawzajem niczym statystycznie przeciętne małżeństwo.

I oto dwanaście lat po ślubie, przez które mąż ani razu nie został przyłapany na zdradzie czy choćby niewinnym flircie (a Krysia, jako osoba nieszczególnie zazdrosna, pewnie by mu wybaczyła). Wyobrażała go sobie flirtującego i mimowolnie się uśmiechała, bo obraz, który powstawał w jej głowie, był absurdalnie zabawny.

Bo jej mąż, po kilku nieudanych próbach tradycyjnych komplementów, już na początku związku uznał, iż to nie jego styl, i zmienił taktykę. Teraz chwalił ją milcząco. Albo ultradźwiękami, których Krysia nie była w stanie usłyszeć. Po prostu rozszerzał oczy jak puchacz.

Przez lata wspólnego życia Krysia nauczyła się odczytywać całe spektrum jego emocji właśnie po szerokości oczu: od dzikiego zachwytu, przez ciche zadowolenie, nagłe zdumienie, aż po totalne oburzenie. I teraz wyobraziła go sobie, jak rzuca komplementy jakiejś myszce, coraz szerzej otwierając oczy

Krysi zaschło w gardle, nerwowo się uśmiechnęła i zapytała:

„No dobrze a jak się ta twoja myszka nazywa?”

Mąż aż podskoczył, nerwowo przebierając nogami.

„Co?! Skąd jak ty Skąd wiedziałaś, iż to mysz?! No po prostu nie mogłem przejść obojętnie, kiedy ją zobaczyłem tylko spójrz, jaka cudna, jaka mięciutka, jaka śliczna i jaka podobna do ciebie”

Wyjął z kieszeni malutką, szaro-brązową myszkę z różowymi uszkami, różowym noskiem i czarnymi, błyszczącymi oczkami.

Krysia już nic więcej nie słyszała. Patrzyła na męża, jego nową przyjaciółkę i ich wzajemne przytulanie, i była nieskończenie szczęśliwa, iż zakochał się właśnie w tej myszce która była taka podobna do niej.

Idź do oryginalnego materiału