Dziennik, 15 maja 2023
Grupa turystów wyruszyła na wędrówkę po malowniczych lasach Bieszczad. Rozbili namioty, rozpalili ognisko, śpiewali piosenki i cieszyli się odpoczynkiem. Wszystko było idealne, dopóki ktoś nie zauważył, iż brakuje jednego z nas trzydziestuletniego Krzysztofa Nowaka.
Początkowo nikt się nie przejął myśleliśmy, iż poszedł zrobić zdjęcia i zaraz wróci. Ale minuty mijały, a niepokój rósł.
Tymczasem Krzysztof szedł leśną ścieżką z aparatem w ręku. Zatrzymał się, by sfotografować rzadki kwiat, a gdy podniósł głowę, z przerażeniem zrozumiał zgubił drogę. Rozejrzał się, ale wokół były tylko gęste zarośla.
Hej! krzyknął. Jestem tutaj!
Odpowiedziała mu tylko cisza. Zaczął iść na oślep, wypatrując dymu ogniska lub głosów towarzyszy. Z każdą minutą czuł się coraz bardziej zagubiony. Woda w butelce gwałtownie się skończyła, a jedzenia nie miał wcale. Las pogrążał się w mroku, robiło się zimno, a strach ściskał gardło.
Przez godziny wołał pomocy, ale nikt nie odpowiadał. Nagle w ciszy rozległ się dziwny odgłos chrapliwy jęk. Krzysztof zamarł, serce waliło mu jak młot. Spodziewał się zobaczyć wilka lub dzika, ale z krzaków wynurzył się jeleń.
Zwierz był w opłakanym stanie gruba lina owinięta wokół szyi i tułowia niemal go dusiła. Jeleniec rzucał się, charcząc i ledwo łapiąc oddech.
Boże szepnął Krzysztof, ostrożnie podchodząc. Spokojnie, nie skrzywdzę cię. Pomogę.
Powoli wyciągnął rękę, by nie spłoszyć zwierzęcia. Jeleń tupał nerwowo, ale nie uciekał jakby rozumiał, iż człowiek chce go uratować. Krzysztof wyciągnął nóż i, klucząc między przekleństwami a skupieniem, przeciął linę. Zwierzę szarpnęło się kilka razy, ale w końcu ucichło, gdy pęta opadły na ziemię.
Już po wszystkim odetchnął mężczyzna, cofając się o krok.
Wtedy stało się coś niezwykłego, co sprawiło, iż Krzysztof stanął jak wryty.
Jeleń wydał przeciągły, niemal ludzki dźwięk, po czym ruszył w głąb lasu, raz po raz odwracając głowę, jakby zachęcał, by iść za nim. Choć wahający się, Krzysztof poszedł za przeczuciem i podążył za zwierzęciem.
Pół godziny brnęli przez gąszcz. Krzysztof był już w końcu sił, gdy nagle między drzewami dostrzegł migoczące światło. To było ognisko! Wyszedł na polanę, gdzie reszta grupy siedziała przy ogniu, zaniepokojona jego zniknięciem.
Gdy odwrócił się, by podziękować jeleniowi, ten już zniknął. Tylko lekki szelest liści zdradzał, iż odszedł w mrok nocy.
Lekcja na dziś: czasem dobro, które czynisz, wraca do ciebie w najbardziej nieoczekiwany sposób. choćby las potrafi odwdzięczyć się za pomoc.