Mężczyzna spieszył się na lotnisko. To, co zobaczył po drodze, zdziwiło go tak bardzo, iż musiał się zatrzymać.
Wszystko tego dnia przebiegało normalnie, tylko ulewa lała się z nieba bez końca.
Pędził na lotnisko, by zdążyć na swój kolejny lot, gdy nagle zauważył kobietę z małym dzieckiem, stojącą pod ścianą deszczu. Przez chwilę chciał przejść obojętnie, ale ukłucie sumienia zmusiło go do zatrzymania samochodu. Wysiadł i podszedł do niej.
Dzień dobry, czy mogę jakoś pomóc? Dlaczego stoicie tu z tym maluszkiem? zapytał.
Nie mam dokąd iść odparła kobieta, w głosie słychać było łzy. Mój mąż nas wyrzucił. Nie wiem, co z nami będzie…
Bez wahania wyjął klucze do swojego mieszkania i kazał kierowcy zawieźć je tam, zapewniając, iż zajmie się nimi po powrocie.
Kierowca zabrał kobietę z dzieckiem, a on ruszył dalej na lotnisko.
Dwa tygodnie później wrócił z podróży i od razu udał się do domu. Zapukał, ale nikt nie otworzył. Drzwi były jednak niezamknięte, więc wszedł do środka.
To, co zobaczył, całkowicie go zaskoczyło…
Zamarł w progu, serce zaczęło bić szybciej. W salonie stała kobieta z dzieckiem, ale ich twarze były zupełnie inne niż te sprzed dwóch tygodni.
Po podłodze równo poukładane były zabawki, na stole czekał ciepły obiad, a na pianinie leżała mała kartka: *Dziękujemy za dobroć. Jesteśmy już w domu.*
Gdy jednak spojrzał w kąt pokoju, zobaczył tam drugie dziecko owinięte miękkim kocem, skulone jak mały kłębek.
Był to zupełnie obcy chłopiec, a jednak… coś w nim wydawało się znajome. Te same oczy co u malucha znalezionego pod deszczem, tylko teraz miał już może siedem lat.
Kobieta podniosła wzrok i uśmiechnęła się delikatnie, ale w jej oczach krył się niepokój: Sam nas odnalazł. Nazywamy go… naszym cudem.
Mężczyzna poczuł, jak napięcie opuszcza jego ciało, ale w sercu narastało dziwne uczucie. To nie była zwykła wdzięczność to była tajemnica, która kryła w sobie coś niezwykłego.