Dawno temu, w pewnym szpitalu w Krakowie, rozegrała się niezwykła historia miłości. Mężczyzna postanowił poślubić ukochaną kobietę, która leżała na szpitalnym łóżku, walcząc z nieuleczalną chorobą. Nikt jednak nie spodziewał się, co wydarzy się zaledwie kilka godzin później.
Zofia, trzydziestoletnia kobieta, przez dwa lata dzieliła życie z Mikołajem. Byli nierozłączni, aż nagle przyszła straszliwa wiadomość zaawansowany rak, który nie dawał szans na wyleczenie. Mimo cierpienia i bólu, Zofia miała jedno pragnienie stanąć na ślubnym kobiercu z mężczyzną, który był jej całym światem.
Nie zwlekając, para zorganizowała skromną ceremonię w szpitalnej sali. Przybyli najbliżsi rodzina i przyjaciele, którzy nie kryli łez. Atmosfera była wzruszająca, a Mikołaj uczynił wszystko, by ten dzień był dla Zofii wyjątkowy pełen czułości i miłości.
Po złożeniu przysięgi zostali sami, otoczeni ciszą i uczuciem. Nagle stało się coś niewiarygodnego. Gdy pielęgniarka weszła do pokoju, zauważyła, iż aparatura pokazuje nieoczekiwaną poprawę. Lekarze, zdumieni, stwierdzili, iż stan Zofii się stabilizuje poziom tlenu wzrósł, tętno się wyrównało, a temperatura wróciła do normy.
Okazało się, iż ogromna euforia i uczucie bezpieczeństwa, jakie dał jej ślub, wywołały w jej organizmie niespodziewaną reakcję. Choć choroba nie zniknęła, leczenie nagle zaczęło przynosić efekty. Guz, który wcześniej nie reagował na terapię, zaczął się zmniejszać. Lekarze, nie znajdując naukowego wytłumaczenia, uznali to za rzadki przypadek remisji, wywołanej siłą uczucia i nadziei.
Wieść o tym niezwykłym zdarzeniu rozeszła się szeroko. Ludzie z całej Polski pisali do pary słowa otuchy i podziwu. W jednym z wywiadów Zofia powiedziała:
*Dziś wiem, iż miłość może zdziałać cuda. To nie tylko uczucie to lekarstwo, które potrafi przywrócić nadzieję choćby w najciemniejszej godzinie.*
To, co miało być ostatnim pożegnaniem, stało się początkiem nowej walki walki, która udowodniła, iż światło może rozjaśnić choćby najgłębszy mrok.