Melodia w sercu

twojacena.pl 15 godzin temu

MAREK

Marek wybiegł z klatki schodowej i ruszył gwałtownie w stronę sklepu. Śpieszył się, by zdążyć przed zamknięciem, bo kolacja bez chleba nie wchodziła w grę. Przy wejściu stała malutka dziewczynka, może czterolatka, przytulająca do siebie równie małego pieska.

— Ciociu, kupcie mojemu pieskowi chlebka — poprosiła cicho, patrząc z nadzieją na kobietę wchodzącą do sklepu.

— Dziecko, gdzie twoja mama? Dlaczego tak późno biegasz po ulicy? Wracaj do domu! — ostro odpowiedziała kobieta i weszła do środka.

Marek, który widział tę scenę, zatrzymał się. Wzrok dziecka był smutny i zrozpaczony. Mężczyzna wiedział, iż chodzi nie tylko o pieska… W przeciwieństwie do tej kobiety, zrozumiał, iż dziewczynka jest głodna i prawdopodobnie prosi o jedzenie dla siebie.

— Twój piesek je chleb? — uśmiechnął się, podchodząc bliżej.

— Tak — zapewniła gwałtownie malutka. — Normalnie lubi kiełbasę i cukierki. Ale jak jest głodny, to chlebek zje.

— Rozumiem — powiedział smutno Marek. — Poczekajcie chwilę, zaraz wrócę…

W sklepie wziął chleb, wrzucił do koszyka mleko, jogurt, ciastka, cukierki i krakowską kiełbasę. Stojąc w kolejce, mimowolnie przypomniał sobie własne dzieciństwo. Jego matka lubiła wypić, ojca nigdy choćby nie poznał. Pamiętał, jak głodował po kilka dni, zwłaszcza wtedy, gdy matka dostawała marną pensję sprzątaczki i znikała na tydzień w ciągu. Czasem wieczorami obchodził place zabaw. Było już ciemno, a on świecił małą latarką w piaskownice, często znajdując niedojedzone ciastko lub cukierek… Pamiętał swój wzrok z tamtych czasów — pełen bezradnego głodu. Ta dziewczynka pod sklepem miała dokładnie takie samo spojrzenie…

Gdy wyszedł, podszedł do dziecka. Chciał jej wręczyć siatkę z zakupami, ale zrozumiał, iż sama jej nie udźwignie — trzęsły jej się rączki, gdy tuliła pieska.

— Kupiłem twojemu pieskowi trochę jedzenia. Mieszkasz daleko? — spytał.

— Nie. Tam, w tym bloku — pokazała na pięciopiętrowiec za ulicą.

— Chodź, pomogę ci zanieść.

Wzrok dziewczynki natychmiast się ożywił. Wesoło maszerowała przed nim, nucąc pod nosem melodię, którą Marek rozpoznał.

— Jak masz na imię? — spytał.

— Gosia — przedstawiła się. — A to mój przyjaciel, Kuba.

Wskazała na pieska. Po drodze opowiedziała, iż mieszka z mamą i babcią, a Kubę znalazła niedawno na ulicy i zabrała do domu. Marek wciąż miał nadzieję, iż się myli. Może mama Gosi jest w porządku, tylko żyją biednie?

— Tu mieszkam — Gosia wskazała na okno na drugim piętrze, z którego huczała muzyka. — Nie pójdę do domu. Pobawię się przy klatce. Daj nam jedzenie, zjemy z Kubą kolację.

— A babcia jest w domu? — spytał Marek. Na dworze było już po dziesiątej, a dziecko nie powinno być o tej porze na ulicy.

— Jest. Babcia dostała emeryturę, piją w kuchni — zmarszczyła brwi Gosia.

Marek stał w kompletnej rozterce. Na zewnątrz było już ciemno, w okolicy ani żywej duszy. Nie chciał zostawiać dziewczynki pod klatką, więc stanowczo poprosił, by wróciła do domu.

— Zamknijcie się z Kubą w pokoju, zjedzcie i połóżcie się spać. Już późno. Na ulicy nie jest bezpiecznie. Nie chcesz, żeby ktoś ukradł twojego pieska, prawda?

Gosia pokręciła głową i mocniej przycisnęła Kubę do siebie. Marek odprowadził ją do drzwi i upewniwszy się, iż weszła do mieszkania, ruszył w stronę domu. Był w kiepskim nastroju. Myślał, iż teraz inne czasy, iż służby społeczne lepiej wykonują swoją pracę. Ale okazało się, iż nic się nie zmieniło…

Żona najpierw nakrzyczała na niego, iż tyle czasu zajmują mu zakupy. Kolacja wystygła, a ona już wypatrywała go przez okno, bojąc się, iż coś mu się stało. Kinga była w szóstym miesiącu ciąży, więc Marek dawno przywykł do jej humorów i zmian nastrojów. Widząc, iż mąż jest przygnębiony, zaczęła dopytywać, co się stało.

Przy kolacji opowiedział jej o Gosi i jej piesku, który najwyraźniej był jedynym przyjacielem dziewczynki.

— Dobrze, iż pomogłeś. Choć się najPo powrocie do domu, Marek uśmiechnął się na widok Gosi tulącej Kubę, a gdy Kinga podała im świeżo upieczony placek, poczuł, iż ich mała rodzina jest wreszcie kompletna.

Idź do oryginalnego materiału