Melodia serca

polregion.pl 14 godzin temu

Wojtek wybiegł z klatki schodowej i gwałtownie ruszył w stronę sklepu. Spieszył się, by zdążyć przed zamknięciem, bo nie chciał jeść kolacji bez chleba. Przed wejściem do sklepu stała mała dziewczynka, może czteroletnia, trzymając w ramionach malutkiego pieska.

„Ciociu, kupcie proszę chlebka dla mojego pieska” – poprosiła cicho dziewczynka, patrząc z nadzieją na kobietę wchodzącą do sklepu.

„Dziewczynko, gdzie twoja mama? Dlaczego tak późno jesteś sama na ulicy? Wracaj do domu!” – odparła surowo kobieta i weszła do środka.

Wojtek, który widział tę scenę, zatrzymał się. Wzrok dziecka był smutny i pełen rozpaczy. Mężczyzna domyślił się, iż tu nie chodzi o pieska… W przeciwieństwie do tamtej kobiety, zrozumiał, iż dziewczynka jest głodna i prawdopodobnie prosi jedzenie dla siebie.

„Twój piesek je chleb?” – zapytał z uśmiechem, podchodząc bliżej.

„Tak” – pośpiesznie potwierdziła malutka. „Zazwyczaj lubi kiełbasę i cukierki. Ale jak jest głodny, to zjada chlebek.”

„Rozumiem” – powiedział smutno Wojtek. „Poczekajcie chwilę, zaraz wrócę…”

W sklepie gwałtownie wziął chleb, wrzucił do koszyka mleko, jogurt, ciastka, cukierki i zwykłą kiełbasę. Stojąc w kolejce, mimowolnie przypomniał sobie własne dzieciństwo. Jego matka lubiła wypić, a ojca nigdy choćby nie widział. Pamiętał, jak głodował całymi dniami, szczególnie wtedy, gdy matka dostawała marne wynagrodzenie sprzątaczki i znikała na tydzień w ciągu. Czasem wieczorami obchodził place zabaw. Na zewnątrz było już ciemno, a on świecił małą latarką w piaskownice, często znajdując cukierka lub ciastko… Pamiętał własne spojrzenie. Wtedy patrzył na świat bezradnymi, głodnymi oczami. Ta mała dziewczynka ze sklepu miała taki sam wzrok…

Gdy wyszedł, podszedł do dziecka. Chciał wręczyć jej torbę z zakupami, ale zrozumiał, iż sama jej nie doniesie – przecież trzymała na rękach drżącego pieska.

„Kupiłem twojemu pieskowi trochę jedzenia. Mieszkasz daleko?” – spytał.

„Nie. Tam, w tym bloku” – dziewczynka wskazała na pięciopiętrowiec za ulicą.

„Chodź, pomogę ci zanieść.”

Wzrok dziecka natychmiast ożywił się. Wesoło szła przed mężczyzną, nucąc pod nosem melodię, którą Wojtek rozpoznał.

„Jak się nazywasz?” – zainteresował się.

„Kinga” – przedstawiła się dziewczynka. „A to mój przyjaciel, Czesio.”

Wskazała na pieska. Po drodze opowiedziała, iż mieszka z mamą i babcią, a niedawno znalazła Czesia na ulicy i zabrała do siebie. Wojtek jeszcze miał nadzieję, iż się myli. Może Kinga ma normalną matkę, tylko żyją w biedzie.

„Tutaj mieszkam” – pokazała na okno na drugim piętrze, skąd rozlegała się głośna muzyka. „Nie wejdę do domu. Pobawię się pod blokiem. Dajcie nam jedzenie, zjemy z Czesiem kolację.”

„A babcia jest w domu?” – zapytał. Na dworze było już po dziesiątej, a dziecku nie miejsce o tej porze na ulicy.

„Tak. Babcia dostała emeryturę, piją w kuchni” – zmarszczyła brwi Kinga.

Wojtek stał zdezorientowany. Noc już zapadła, w okolicy nie było żywej duszy. Nie chciał zostawiać dziewczynki pod blokiem i nalegał, by wróciła do mieszkania.

„Zamknijcie się z Czesiem w pokoju, zjedzcie i idźcie spać. Już późno, niebezpiecznie jest teraz na dworze. Nie chcesz, żeby ktoś ukradł twojego pieska, prawda?”

Kinga przytaknęła i mocniej przycisnęła Czesia. Wojtek odprowadził ją do drzwi i upewnił się, iż weszła do środka, po czym ruszył w stronę domu. Miał zły nastrój. Myślał, iż teraz czasy się zmieniły, iż służby społeczne lepiej wykonują swoją pracę. Ale okazało się, iż nic się nie zmieniło…

Żona początkowo nakrzyczała na niego, iż się spóźnia. Kolacja dawno wystygła, a ona wypatrywała go przez okno, bojąc się, iż coś mu się stało. Aldona była w szóstym miesiącu ciąży, więc Wojtek przyzwyczaił się już do jej humorów i zmiennych nastrojów. Widząc, iż mąż jest zamyślony, zaczęła wypytywać, co się stało. Przy kolacji opowiedział jej o Kindze i jej piesku, który najwyraźniej był jedynym przyjacielem dziewczynki.

„Dobrze, iż pomogłeś. Niech chociaż się najedzą” – westchnęła Aldona. „Nie martw się, sierot jest mnóstwo, nie pomożemy wszystkim. Zwłaszcza iż niedługo urodzi nam się syn, musisz o niego dbać, nie o obce dzieci.”

Wojtek rozumiał, iż żona ma rację, ale nie mógł przestać myśleć o Kindze. Tej nocy prawie nie spał. Nie spodziewał się, iż ta mała dziewczynka tak go poruszy.

Po tygodniu wracali z żoną ze spaceru. Aldona chciała wstąpić do sklepu po coś słodkiego na herbatę. Przed wejściem znowu stała Kinga… Dziewczynka płakała wniebogłosy, jakby spotkało ją największe nieszczęście.

„Kinga! Co się stało?” – Wojtek podbiegł i przykucnął przy niej.

„Zabrali Czesia!” – wyjąkała. „Chłopcy mi go zabrali i poszli tam!”

„Zost”Już go złapię!” – krzyknął Wojtek i pobiegł w kierunku, który wskazała Kinga, choć w głębi serca wiedział, iż to nie tylko o psa tu chodzi, a o nowy rozdział ich życia, który zaczyna się właśnie teraz.

Idź do oryginalnego materiału