Mąż przyprowadził inną
Ewa przyglądała się krytycznie swojej sukience… Biała sukienka, kupiona za grosze w pośpiechu na wyprzedaży, wydawała się zbyt prosta. Koronki, które tak starannie wybierała, ale i tak nie przyjrzała się im dokładnie, teraz wyglądały trochę tanio.
„No trudno, pomyślała, ważne, żeby Kamilowi się podobała”. Westchnęła. W tej sukience wyjdzie za mąż. Kamil… Był jej marzeniem, miłością od pierwszego wejrzenia. Choć, szczerze mówiąc, nie przypominał księcia na białym koniu. Raczej takiego… dzielnego wikinga z bujną, niesforną, jasną czupryną, szerokimi ramionami i figlarnym spojrzeniem błękitnych oczu.
Ewa wiedziała, wierzyła, iż miłość do niej przyjdzie właśnie tak. Niespodziewanie. Od pierwszego wejrzenia. Jak w romansach. Na mniej się nie godziła.
Zadzwonił telefon, wracając Ewę z marzeń do rzeczywistości. Oczywiście, to mama, znów będzie namawiać, żeby wszystko odwołać.
— Ewuniu, złotko moje, posłuchaj mnie, posłuchaj tych, co więcej życia przeżyli! — naturalnie, mama płakała, pewnie już od tygodnia, — Jaki ślub miesiąc po poznaniu? Przecież się zupełnie nie znacie!
Ile można powtarzać to samo?
— Do prawdziwej miłości więcej nie trzeba, — powiedziała Ewa z nutą marzycielstwa, — Tysiąc razy ci już tłumaczyłam. To miłość od pierwszego wejrzenia! Jak w filmie!
— W filmie, Ewuniu, pokazują bajki! — odparła mama, — A w bajkach piszą, iż po ślubie „żyli długo i szczęśliwie”. I koniec! I już nic więcej nie opowiadają. A w życiu po „długo i szczęśliwie” zaczynają się codzienne problemy: praca, rachunki, dzieci… Wiesz choćby, gdzie on pracuje? Czym się zajmuje? Jakie ma plany na przyszłość?
Ewa nie wiedziała, co odpowiedzieć mamie. Z Kamilem jakoś nie rozmawiali o tym. Ich rozmowy sprowadzały się głównie do wyznawania sobie miłości.
— Praca… no, coś mówił o logistyce, — odpowiedziała wymijająco, żeby uniknąć konkretów, bo mama potrafiła wszystko sprawdzić.
Gdzie pracuje, gdzie pracuje… Dobrze, iż nie spytała o hobby. Bo o zainteresowaniach Kamila wiedziała jeszcze mniej. Głównie były to spotkania z kumplami przy piwie i granie do późna w gry. Ale czy to ma znaczenie, gdy serce pęka z miłości?
Odbiera tata.
— Ewa, co może wyjść z człowieka, którego nie znasz? Nie potrafisz powiedzieć, gdzie pracuje!
— Ale babcia z dziadkiem się poznali i od razu do urzędu poszli, a im wyszło!
— Trafia się raz na milion. To po prostu szczęście, — dodał ojciec.
— I mnie się poszczęści!
— Ewa!
— Przepraszam, muszę kończyć. Kamil przyjechał, — gwałtownie powiedziała i rozłączyła się, zanim zdążyli ją przekonywać.
Kamil wrócił ze sklepu w tym, co zdążył kupić: granatowy garnitur, lekko pognieciony i wyraźnie nie na jego rozmiar. Marynarka odstawała na ramionach, a spodnie zbierały się w harmonijkę na butach. W rękach trzymał bukiet stokrotek, związanych zwykłą wstążką. Pewnie zebrał je po drodze. Ale dla Ewy były najpiękniejsze na świecie.
— Gotowa? — spytał.
Ewa skinęła głową, czując, jak dłonie drżą z emocji. Wyszła z mieszkania, zostawiając za sobą wątpliwości, namowy rodziny i zdrowy rozsądek. Szła ku swojej przyszłości, jak jej się wydawało.
W USC wszystko poszło gwałtownie i banalnie. Urzędniczka z wyczerpaną miną wyrecytowała formułkę o miłości i wierności. Kamil niezdarnie wsunął Ewie pierścionek na palec, a oni uśmiechali się do fleszy aparatów nielicznych krewnych Kamila. Ze strony Ewy nikt nie przyszedł. Wiedziała, iż rodzice są obrażeni na jej upór.
Po USC pojechali do Kamila, do mieszkania, które od wczoraj było też domem Ewy. Na stole przykrytym kolorową ceratą stały kanapki z szynką, miska sałatki jarzynowej i pokrojone w plasterki pomidory z ogórkami. Krewni Kamila: ciocia Halina, która to wszystko przygotowała, wujek Zbyszek z wiecznego kaca i kuzynka Ania z zazdrosnym spojrzeniem — pogratulowali młodej parze i po krótkiej wizycie rozeszli się. Mieli miny, jakby przyszli na stypę, a nie wesele. Ewie było nieswojo, ale starała się nie zwracać na to uwagi.
Gdy ostatni gość wyszedł, Kamil odetchnął z ulgą.
— No i po sprawie, — powiedział, — Teraz jesteśmy mężem i żoną! Na zawsze!
Zakręcił ją po pokoju, a Ewa zaśmiała się z radości.
A wieczorem, zaledwie trzy godziny później, zaczął się cyrk, jak trafnie określiłaby to mama Ewy. Kamil, znudzony po wyjściu gości, oznajmił, iż ślub z rodziną to jedno, a z kumplami — co innego. I bez zastanowienia wybiegł, zostawiając Ewę samą w ich świeżo upieczonym gniazdku.
— Zaraz wracam! Nie mogę odmówić chłopakom! — krzyknął, mknąc do drzwi.
„Zaraz” przeciągnęło się do rana.
Wrócił pijany w sztok, nic nie pamiętając. Bełkotał przeprosiny, iż ją zanudzał, i padł na łóżko, natychmiast zasypiając. Ewa milcząco przykryła go kołdrą.
Rano Kamil miał kaca, a Ewa — gorzkie rozczarowanie. Zrozumiała, iż popełniła błąd, wychodząc za niego tak szybko. Ale nie chciała się do tego przyznać, zwłaszcza przed rodzicami. Przecież to miłość! Uwierzyła, iż go zmieni. Miłość czyni cuda, prawda?
Życie z Kamilem było jak kolejka górska — pełne zwrotów akcji i niespodzianek. Był nieprzewidywalny. Mógł nagle wyjechać na weekend bez słowa. Albo wydać całą wypłatę na nową konsolę, zostawiając ich bez grosza. Awanturował się o brudne naczynia, by pięć minut później zasypywać ją komplementami.
Pewnego dnia kupił drogi obraz współczesnego artysty — chaos geometrycznych kształtów, który nic jej nie mówił.
— To arcydzieło! — zachwycał się, — Nic nie rozumiesz ze sztuki!
Sam też nie miał o tym pojęcia. To był kaprys.
Ewa patrzyła na te kreski i myślała, iż za te pieniądze mogliby kupić nową pralkę, która zepsuła się miesiąc temu. Ale milczała.
Kamil pracował w małej firmie transportowej. Narzekał na szefa,Ewa spojrzała na Kamila śpiącego w poplamionej koszuli, wzięła torbę i wyszła, zamykając za sobą drzwi ich wspólnego życia na zawsze.