Ola skrupulatnie oglądała swój strój… Biała sukienka, kupiona za grosze w pośpiechu na wyprzedaży, wydawała się jakaś zbyt prosta. Koronki, które tak starannie wybierała, ale i tak słabo przyjrzała się im w sklepie, teraz wyglądały trochę tandetnie.
„A, nieważne” – pomyślała. „Byleby podobała się Krzysztofowi”. Westchnęła. W tej sukience wyjdzie za mąż. Krzysztof… Był jej marzeniem, miłością od pierwszego wejrzenia. Chociaż, szczerze mówiąc, wizerunku księcia na białym koniu jakoś specjalnie nie uosabiał. Raczej był takim… dzielnym wikingiem z czupryną niesfornych jasnych włosów, szerokimi ramionami i psotnym błyskiem błękitnych oczu.
Ola wiedziała, wierzyła, iż miłość przyjdzie właśnie tak. Niespodziewanie. Od pierwszego spojrzenia. Jak w romansach. Na mniej się nie godziła.
Telefon zadzwonił, wracając Olę do rzeczywistości. Oczywiście, dzwoniła mama, znów będzie namawiać, by odwołała ślub.
„Olusiu, złotko, posłuchaj mnie, posłuchaj tych, co więcej życia przeżyli!” – naturalnie, mama płakała już od tygodnia – „Jaki ślub po miesiącu znajomości? Przecież się zupełnie nie znacie!”
Ile można powtarzać to samo?
„Do prawdziwej miłości więcej nie trzeba” – oznajmiła Ola z rozmarzeniem – „Już ci tysiąc razy tłumaczyłam. To miłość od pierwszego wejrzenia! Jak w filmie!”
„W filmach, Olu, pokazują bajki!” – ripostowała mama – „A w bajkach piszą tylko, iż »żyli długo i szczęśliwie«. I kurtyna! I już nic więcej nie mówią. A w prawdziwym życiu po »długo i szczęśliwie« zaczynają się codzienne obowiązki: praca, rachunki, dzieci… W ogóle wiesz, gdzie on pracuje? Czym się zajmuje? Jakie ma plany?”
Ola nie wiedziała, co odpowiedzieć. Ona i Krzysztof jakoś nie poruszali tych tematów. Ich rozmowy sprowadzały się głównie do zachwytów nad sobą nawzajem.
„Pracuje… no, coś mówił o logistyce” – wymijająco odparła Ola, unikając konkretów, bo mama byłaby zdolna to sprawdzić.
Gdzie pracuje, gdzie pracuje… Dobrze, iż nie spytała o hobby. Bo o zainteresowaniach Krzysztofa wiedziała jeszcze mniej. Głównie były to spotkania z kumplami przy piwie i granie do późna w gry. Ale czy to ważne, kiedy czuje się taką miłość?
Telefon przejął tata.
„Ola, co może być dobrego z człowiekiem, którego nie znasz? choćby nie wiesz, gdzie pracuje!”
„Ale babcia z dziadkiem też się tak poznali i wyszło!”
„Raz na ruski rok” – odparł ojciec – „Że komuś się udało, to jeden przypadek na milion. Zwykły fart.”
„No to i mnie się uda!”
„Ola!”
„Przepraszam, muszę kończyć. Krzysztof już tu.” – gwałtownie powiedziała i rozłączyła się, zanim zdążyli ją przekonywać.
Krzysztof wrócił ze sklepu w tym, co zdążył kupić: granatowym garniturze, lekko pogniecionym i ewidentnie nie w jego rozmiarze. Marynarka odstawała na ramionach, a spodnie zbierały się w harmonijkę na butach. W ręku trzymał bukiet stokrotek przewiązanych wstążką. Kwiaty wydawały się zebrane przy drodze, ale dla Oli były najpiękniejsze na świecie.
„Gotowa?” – zapytał.
Ola skinęła głową, czując, jak trzęsą się jej dłonie. Wzięła głęboki oddech i wyszła z mieszkania, zostawiając za sobą wątpliwości, namowy rodziny i zdrowy rozsądek. Szła tam, gdzie wydawało jej się, iż jest jej szczęście.
W urzędzie wszystko poszło gwałtownie i szalenie zwyczajnie. Urzędniczka zmęczonym głosem wyrecytowała formułkę o założeniu rodziny, miłości i wierności. Krzysztof niezdarnie wsunął pierścionek na palec Oli, a oni uśmiechali się do fleszy aparatów nielicznych członków jego rodziny. Ze strony Oli nikogo nie było – rodzice obrażeni na jej upór, zbojkotowali ślub.
Po ceremonii pojechali do mieszkania Krzysztofa, które od dwóch dni było też domem Oli. Na stole przykrytym kolorową ceratą stały kanapki z szynką, miska sałatki jarzynowej i pokrojone pomidory z ogórkami. Krewni Krzysztofa: ciocia Halina, która to przygotowała (i wcale nie była z tego zadowolona), wujek Kazio z wiecznym kacem i kuzynka Ania z zazdrosnym spojrzeniem – życzyli młodej parze wszystkiego najlepszego i po krótkiej wizycie zaczęli się żegnać. Wyglądali, jakby przyszli na stypę, a nie wesele. Oli było nieswojo, ale starała się nie zwracać na to uwagi.
Gdy ostatni gość wyszedł, Krzysztof odetchnął z ulgą.
„No i po sprawie” – powiedział – „Teraz jesteśmy mężem i żoną! Na zawsze!”
Zakręcił ją po pokoju, a Ola roześmiała się ze szczęścia.
A wieczorem tego samego dnia, zaledwie trzy godziny później, rozpoczął się prawdziwy cyrk, jak trafnie określiłaby to mama Oli. Krzysztof, znudzony po wyjściu rodziny, oświadczył, iż świętowanie z krewnymi to jedno, a z kumplami – zupełnie co innego. I bez zastanowienia się spakował, by iść na imprezę, zostawiając Olę samą w ich świeżo upieczonym małżeńskim gniazdku.
„Wrócę szybko! Nie mogę odmówić chłopakom, tak mnie proszą, no jak im w taki dzień odmówić?” – rzucił, przemykając koło Oli jak błyskawica.
„Szybko” wydłużyło się do rana.
Krzysztof wrócił nawalony, nic nie pamiętając. Bełkotał przeprosiny, iż kazał jej nudzić się w domu, po czym runął na łóżko i momentalnie zasnął. Ola bez słowa przykryła go kołdrą.
Poranek przyniósł kac Krzysztofa i gorycz rozczarowania Oli. Zdawała sobie sprawę, iż popełniła ogromny błąd, wychodząc za niego tak pochopnie. Ale przyznać się do tego przed sobą, a tym bardziej przed rodzicami – za nic nie chciała. Przecież to MIŁOŚĆ! Postanowiła, iż go zmieni. Miłość czyni cuda, prawda? Wychowa go na wzorowego męża i ojca.
Życie z Krzysztofem okazało się rollercoasterem pełnym ostrych zakrętów i niespodzianek. Był nieprzewidywalny. Mógł nagle wyskoczyć na weekend bez słowa. Mógł przepuścić całą wypłatę na nową konsolę, zostawiając ich bez grosAle gdy po latach przypadkiem spotkała go w parku z kolejną kobietą i usłyszała te same obiecanki-cacanki, tylko uśmiechnęła się i poszła dalej, bo w końcu zrozumiała, iż nie każda bajka musi mieć happy end.