Mąż wrócił do domu i od progu, choćby nie zdjąwszy butów ani płaszcza, oznajmił:
„Małgosiu, musimy poważnie porozmawiać…”
I wtedy, bez chwili wahania, szeroko otworzył swoje i tak już duże oczy, mówiąc jednym tchem:
„Zakochałem się!”
„No i proszę pomyślała Małgosia kryzys wieku średniego dotarł i do nas. Witaj w klubie…” Tylko spojrzała na niego z troską, czego nie robiła już od lat (pięciu? sześciu? a może ośmiu?).
Mówią, iż przed śmiercią całe życie przelatuje przed oczami, a tu nagle Małgosi przed oczami przeleciało całe życie z mężem. Poznali się zwyczajnie przez internet. Ona odjęła sobie trzy lata, przyszły mąż dodał trzy centymetry wzrostu i w ten prosty, choć niełatwy sposób, udało im się spełnić swoje kryteria i… znaleźli się nawzajem.
Małgosia już nie pamiętała, kto do kogo napisał pierwszy, ale wiedziała, iż jego wiadomość była bez wulgaryzmów, z lekką autoironią i to jej się spodobało. Mając trzydzieści trzy lata i oceniając swoje szanse na „rynku męskim”, Małgosia trzeźwo zrozumiała swoją sytuację nie była w ostatnim rzędzie, ale prawie więc na pierwszą randkę nie włożyła obcisłej sukienki, tylko założyła różowe okulary i modną bieliznę, a do torebki wrzuciła domowe ciasteczka i książkę Henryka Sienkiewicza.
Ich pierwsze spotkanie minęło zaskakująco gładko (no cóż, odpowiedni strój potrafi zdziałać cuda!), a ich związek rozwijał się gwałtownie i z entuzjazmem.
Było im razem dobrze, więc po pół roku regularnych spotkań i ciągłego nacisku rodziców, którzy stracili już nadzieję na wnuki, przyszły mąż odważył się oświadczyć. gwałtownie przedstawili się rodzinom, chcieli wesele w wąskim gronie co rodzice przyjęli bez dyskusji a bojąc się, iż ktoś jeszcze się nie zorientuje, wybrali najbliższą wolną datę ślubu.
Żyli, Małgosi wydawało się, iż dobrze. W ich domu panował tropikalny klimat bez gwałtownych burz, ale spokojny i harmonijny. Czy to nie szczęście?
Mąż, będąc typowym przedstawicielem płci męskiej, prosty i konsekwentny, swój kostium „emocjonalnie wrażliwego-romantycznego nieudacznika-z-złotymi-rękami” zrzucił po kilku tygodniach małżeństwa i stał się taki, jaki był zwyczajny, pracowity i troskliwy facet w wygodnych dresach.
A Małgosia, jako przedstawicielka płci żeńskiej, powoli rozluźniała gorset swojego wizerunku „niewidzialnej-słuchającej-seksownej-gospodyni-intelektualistki”. Ciąża przyspieszyła ten proces i już po roku, nie bez przyjemności, całkiem pożegnała się z tym obrazem, wdziała wygodny szlafrok i odetchnęła z ulgą.
To, iż mimo porzucenia swoich wyobrażeń, żadne z nich nie uciekło i choćby nie miało do siebie pretensji, ostatecznie przekonało Małgosię, iż podjęli dobrą decyzję.
Dom i wychowanie dwojga dzieci czasem mocno kołysały ich rodzinną łodzią, ale nie doprowadziły do zatonięcia. Gdy burza mijała, znów płynęli spokojnie swoim życiem.
Szczęśliwi dzi