„Mąż przyprowadził kochankę do naszego domu, gdy byłam z synem w szpitalu”: zamiast wsparcia otrzymałam tylko wyrzuty

polregion.pl 1 tydzień temu

Nigdy bym nie pomyślała, iż zdrada może zniszczyć moją rodzinę. Żyliśmy razem pięć lat. To były dobre, ciepłe lata – przynajmniej tak mi się wydawało. Wszystko zaczęło się jak z romantycznego filmu: komplementy, kwiaty, spacery przy księżycu. Potem był ślub. Rok później urodził się nasz syn, na którego czekaliśmy z ogromną radością.

Tak, chłopiec przyszedł na świat trochę przed czasem i może to zostawiło ślad – miał słabszą odporność, często chorował. Z tego powodu nie wróciłam do pracy. Uznaliśmy, iż żłobek ani przedszkole nie są dla niego – nie dałby rady. Zostałam w domu, poświęcając się dziecku i rodzinie. Mój mąż wtedy powiedział:

– Zarabiam wystarczająco. Zostań w domu, zajmij się synem. Jak pójdzie do szkoły – zobaczymy. Wszystko się ułoży.

Ufałam mu. Wydawał się solidny, troskliwy. Żyliśmy jak wiele młodych rodzin: on – w pracy, ja – w domu, z dzieckiem. Wszystko wyglądało dobrze. Czasem choćby urządzaliśmy sobie małe wyjścia, jeździliśmy do znajomych albo na łono natury. Babcie pomagały – obie jeszcze pracowały, ale nigdy nie odmawiały.

Aż nadeszła pandemia. Mąż przeszedł na pracę zdalną. Stał się nerwowy, wybuchowy. Za byle co krzyczał na mnie albo na dziecko. Rozumiałam – stres, zmęczenie, strach o pracę. Wszyscy byliśmy na krawędzi. Potem wrócił do biura i wydawało mi się, iż sytuacja się poprawia. choćby przeprosił za wybuchy.

Tymczasem syn wciąż chorował. Diagnozy zmieniały się jedna po drugiej, aż wylądowaliśmy w szpitalu. Spędziliśmy tam prawie dwa tygodnie. Mąż dzwonił, pytał, ale nie przyjechał ani razu. Moja teściowa tłumaczyła:

– On żywiciel rodziny, po co ma iść do szpitala? Jeszcze się zarazi. Musi pracować.

Nie protestowałam. Faktycznie – to on zarabiał. A w szpitalu było wszystko, czego potrzebowaliśmy.

Gdy wróciliśmy do domu, w mieszkaniu panował idealny porządek. choćby za bardzo. Pomyślałam: pewnie zamówił sprzątanie. Było mi miło – pomógł nam z rzeczami, zamówił jedzenie. Ucieszyłam się – więc jednak tęsknił, dbał o nas.

Dopiero wieczorem, gdy poszłam rozłożyć pranie, zobaczyłam w pralce swój szlafrok. Nie rozumiałam, skąd się tam wziął. Nie prałam go. Pomyślałam – trudno, mogłam zapomnieć.

Następnego dnia poszliśmy z synem na spacer i na ławce pod blokiem spotkałam Kasię – sąsiadkę. Nie byłyśmy przyjaciółkami, ale często się widywałyśmy – nasze dzieci są w podobnym wieku. Pogadałyśmy, już miałyśmy się rozstać, gdy nagle zatrzymała mnie i powiedziała:

– Przepraszam, to nie moja sprawa, ale… Trzy dni temu jechałam windą z twoim mężem. Był z jakąś kobietą. Wysiedli na twoim piętrze. Nie chciałam mówić, ale nie mogę milczeć.

Na początku nie uwierzyłam. Po prostu nie pojęłam, o czym mówi. A potem – przypomniałam sobie ten szlafrok. I tę sterylną czystość w domu. Zrobiło mi się zimno.

Gdy mąż wrócił, nie zwlekałam z rozmową:

– Sprowadziłeś do naszego domu inną kobietę? Kiedy ja leżałam w szpitalu z twoim synem?

Spuścił wzrok. Wszystko stało się jasne. choćby nie próbował zaprzeczać. Nie pamiętam, jak znalazłam się u mamy. Telefon rozsadzały połączenia – nie odbierałam. Byłam złamana.

Gdy nie mógł się do mnie dodzwonić, zaczął dzwonić do mojej matki. A ona… Powiedziała, iż nie chce się wtrącać. Że sami powinniśmy to rozwiązać. Zostałam sama ze swoim bólem.

Ale teściowa – ta się wtrąciła. Przyszła na plac zabaw, gdzie byłam z synem, i bez słowa powitania zaczęła:

– Myślałam, iż jesteś mądrzejsza. Jedna pomyłka i już wszystko niszczysz! Przecież was nie zostawił, dziecka nie zostawił. No, potknął się. A ty od razu uciekasz!

Stałam i nie wierzyłam własnym uszom. On mnie zdradził. W naszym domu. A ja jestem winna?

– Po porodzie się zaniedbałaś, cały czas tylko z dzieckiem, zero świeżości. A w biurze tyle pięknych kobiet! Facet uległ. No i co teraz? Udawaj, iż nic się nie stało. Masz dach nad głową, jedzenie, dziecko. Żyj i ciesz się.

Nie odpowiedziałam. Po prostu wyszłam. Nie miałam siły się kłócić.

Ostatnią kroplą było to, iż choćby moja mama – moja własna matka – nie stanęła po mojej stronie.

– To trudne, ale pomyśl – powiedziała. – Syn będzie wychowywał się bez ojca. A ty i tak nie będziesz szczęśliwsza. Wybaczyć – nie znaczy zapomnieć. Zastanów się jeszcze. Może warto spróbować od nowa.

Nie rozumiem, jak można to wybaczyć. Jak udawać, iż nic się nie stało. Jak żyć z człowiekiem, który sprowadził obcą kobietę do naszego łóżka, gdy ja siedziałam w szpitalu z jego chorym dzieckiem.

Nie chcę być wygodna. Nie chcę być ślepa. Nie jestem ze stali. Ja też mam serce.

Teraz mieszkam u mamy. Myślę. I nie wiem, co zrobić. Ale jedno wiem na pewno – do tego „czystego” domu, gdzie mnie zdradzono, nie wrócę.

Idź do oryginalnego materiału