Mąż przyprowadził kochankę do naszego domu, gdy byłam z synem w szpitalu”: czekałam na wsparcie, a dostałam tylko zarzuty

newsempire24.com 23 godzin temu

Nigdy bym nie pomyślała, iż zdrada może zniszczyć moją rodzinę. Razem przeżyliśmy pięć lat. Były to dobre, ciepłe lata – przynajmniej tak mi się wydawało. Wszystko zaczęło się jak w romantycznym filmie: komplementy, kwiaty, spacery przy księżycu. Potem był ślub. A rok później przyszedł na świat nasz syn, na którego czekaliśmy z ogromną radością.

Tak, maluch urodził się trochę przed czasem i może to zostawiło swój ślad – miał osłabioną odporność, często chorował. Z tego powodu nigdy nie wróciłam do pracy. Uznaliśmy, iż przedszkole, a choćby żłobek, nie są dla niego – po prostu by tego nie wytrzymał. Zostałam w domu, poświęcając się dziecku i rodzinie. Mój mąż wtedy powiedział:

— Zarabiam wystarczająco. Zostań w domu, opiekuj się synem. Jak pójdzie do szkoły – wtedy pomyślimy. Wszystko się ułoży.

Wierzyłam mu. Wydawał się solidny, troskliwy. Żyliśmy jak wiele młodych rodzin: on w pracy, ja w domu z dzieckiem. Wydawało się, iż wszystko jest w porządku. Czasem choćby urządzaliśmy sobie małe wyjazdy – do znajomych lub na łono natury. Babcie pomagały – obie jeszcze wtedy pracowały, ale nigdy nie odmawiały.

Aż przyszła pandemia. Mąż przeszedł na pracę zdalną. Stał się nerwowy, wybuchowy. Za najmniejszą rzecz potrafił nakrzyczeć na mnie lub wyładować się na dziecku. Rozumiałam – stres, zmęczenie, strach o pracę. Wszyscy byliśmy na krawędzi. Potem wrócił do biura i wydawało się, iż wszystko wraca do normy. choćby przepraszał za swoje wybuchy.

Ale syn wciąż chorował. Jedna diagnoza zastępowała drugą, aż w końcu znaleźliśmy się w szpitalu. Spędziliśmy tam prawie dwa tygodnie. Mąż dzwonił, pytał, jak się mamy, ale nigdy nie przyjechał. Moja teściowa powiedziała:

— On żywiciel rodziny, co on tam będzie robił w szpitalu? Jeszcze się zarazi. Musi pracować.

Wtedy choćby się nie sprzeciwiłam. W końcu to on zarabiał. A w szpitalu mieliśmy wszystko, czego nam było potrzeba.

Gdy wróciliśmy do domu, mieszkanie lśniło czystością. choćby za bardzo. Pomyślałam, iż pewnie zamówił sprzątanie. Byłam wzruszona – spotkał nas, pomógł zanieść rzeczy, zamówił jedzenie. Ucieszyłam się – tęsknił, dbał o nas.

Dopiero wieczorem, gdy poszłam rozpakować pranie, zobaczyłam w pralce swój szlafrok. Dlaczego tam był? Nie rozumiałam. Przecież go nie prałam. Pomyślałam – może zapomniałam.

Następnego dnia wyszliśmy z synem na spacer i na ławce pod blokiem spotkałam Karolinę – sąsiadkę. Nie byłyśmy przyjaciółkami, ale często się widywałyśmy – nasze dzieci były w podobnym wieku. Pogadałyśmy chwilę, a kiedy już się żegnałyśmy, nagle mnie zatrzymała i powiedziała:

— Przepraszam, to nie moja sprawa, ale… Trzy dni temu jechałam windą z twoim mężem. Był z jakąś kobietą. Wyszli razem na twoim piętrze. Nie chciałam mówić, ale nie mogę milczeć.

Najpierw nie zrozumiałam. Po prostu nie pojęłam, o czym mówi. A potem – przypomniałam sobie ten szlafrok. Sterylny porządek w domu. I poczułam się, jakby ktoś oblał mnie lodowatą wodą.

Gdy mąż wrócił, nie czekałam:

— Przyprowadziłeś inną kobietę do naszego domu? Kiedy ja leżałam w szpitalu z twoim dzieckiem?

Spuścił wzrok. Wszystko było jasne. choćby nie zaprzeczył. Nie pamiętam, jak znalazłam się u mojej mamy. Telefon dzwonił bez przerwy – nie odbierałam. Byłam złamana.

Kiedy nie odebrałam, zaczął dzwonić do mojej matki. A ona… powiedziała, iż nie chce się wtrącać. Że musimy sami to rozwiązać. Zostałam sama ze swoim bólem.

Ale teściowa – ta się wtrąciła. Przyszła na plac zabaw, gdzie byłam z synem, i bez słowa powitania od razu rzuciła:

— Myślałam, iż jesteś mądrzejsza. Przez jeden błąd niszczysz wszystko! On przecież ciebie nie zostawił, dziecka nie zostawił. No, potknął się. A ty od razu z kwitkiem? Rzeczy pozbierała i uciekła!

Stałam i nie wierzyłam własnym uszom. Zdradził mnie. W naszym domu. A ja – jestem winna?

— Po porodzie się zaniedbałaś, cały czas tylko z dzieckiem, zero nowości. A w pracy tyle pięknych kobiet! On mężczyzna, nie wytrzymał. No i co teraz? Udawaj, iż nic się nie stało. Ważne, iż masz dach nad głową, jedzenie, dziecko. Żyj i ciesz się.

Nic nie odpowiedziałam. Po prostu wyszłam. Nie miałam siły się kłócić.

Ostatnią kroplą było to, iż choćby moja własna matka – moja rodzona matka – nie stanęła po mojej stronie.

— To trudne, ale pomyśl – powiedziała. – Syn wychowa się bez ojca. A ty i tak nie będziesz szczęśliwsza. Wybaczyć – nie znaczy zapomnieć. Zastanów się jeszcze raz. Może warto spróbować od początku.

Nie rozumiem, jak można to wybaczyć. Jak można udawać, iż nic się nie stało. Jak można żyć z człowiekiem, który przyprowadził obcą kobietę do naszego łóżka, kiedy ja siedziałam w szpitalu z jego chorym dzieckiem.

Nie chcę być wygodna. Nie chcę być ślepa. Nie jestem z żelaza. I ja też mam serce.

Teraz mieszkam u mamy. Myślę. I nie wiem, co zrobić. Ale jedno wiem na pewno – nie wrócę już do tego „sterylnego” domu, w którym mnie zdradzono.

Idź do oryginalnego materiału