– Kto ty w ogóle jesteś, żeby mi rozkazywać? – Wojciech odwrócił się gwałtownie od lodówki, trzymając w ręce puszkę piwa. – Ty w tym domu jesteś nikim! Rozumiesz?
Halina stała przy kuchence, mieszając rosół, i czuła, jak dygocą jej dłonie. Chohebel zadzwonił o brzeg garnka.
– Nikim? – powtórzyła cicho. – Czy ja nie jestem twoją żoną?
– Żoną! – Wojciech prychnął i otworzył puszkę. – Jaka tam żona. Sprzątaczka, oto kim jesteś. I to kiepska.
Halina wyłączyła gaz i odwróciła się do męża. Czterdzieści trzy lata razem. Czterdzieści trzy lata gotowała mu obiady, prała koszule, kładła spodnie na kant. Wychowywała dzieci, gdy on robił karierę.
– Sprzątaczka, mówisz? – Jej głos stał się twardszy. – A kto ci pierze koszule? Kto gotuje, sprząta, opiekuje się twoją matką?
– To twój obowiązek! – Wojciech walnął puszką w stół. – Ja zarabiam pieniądze, płacę rachunki, a ty co? Zupę warzysz? To każda baba potrafi.
– Każda baba – powtórzyła Halina. Coś w niej pękło. – Jasne.
Zdjęła fartuch i powiesiła go na haczyku. Wojciech dopijał piwo, stojąc do niej plecami.
– WięHalina zamknęła drzwi za sobą, wiedząc, iż tym razem nie wróci, a Wojciech dopiero teraz zrozumiał, jak bardzo ją stracił.