– Kim ty w ogóle jesteś, żeby mi rozkazywać? – Marek odwrócił się gwałtownie od lodówki, ściskając w dłoni puszkę piwa. – Jesteś nikim w tym domu! Jasne?
Halina stała przy kuchence, mieszając barszcz, i czuła, jak dłonie drżą. Warząchew zadźwięczała o krawędź garnka.
– Nikim? – powtórzyła cicho. – Czy ja nie jestem twoją żoną?
– Żoną! – Marek prychnął i otworzył puszkę. – Jaka żona. Sprzątaczka, oto kim jesteś. I to kiepska.
Halina wyłączyła gaz i zwróciła się do męża. Czterdzieści trzy lata razem. Czterdzieści trzy lata gotowała mu barszcz, prała koszule, prasowała spodnie. Wychowywała dzieci, gdy on budował karierę.
– Sprzątaczka, mówisz? – Jej głos stał się twardszy. – Kto ci pierze koszule? Kto gotuje, sprząta, opiekuje się twoją matką?
– To twój obowiązek! – Marek walnął puszką o stół. – Ja zarabiam, płacę rachunki, a ty co? Barszcz gotujesz? Każda baba to potrafi.
– Każda baba – powtórzyła Halina. Coś w niej pękło. – Rozumiem.
Zdjęła fartuch i zawiesiła go na haczyku. Marek dopijał piwo, stojąc do niej plecami.
– Więc każda baba – mruknęła do siebie. – Zobaczymy.
Przeszła do sypialni i wyciągnęła ze szafy starą podróżną torbę. Marek usłyszał szelest i zajrzał do pokoju.
– Co ty robisz?
– Pakuję się – odparła spokojnie, składając w torbę swoje rzeczy. – Skoro jestem tu nikim, to nie mam tu czego szukać.
– Gdzie się wybierasz? – zmarszczył brwi.
– Do Grażyny. Odwiedzę ją na trochę.
Grażyna była młodszą siostrą Haliny. Mieszkała sama w dwupokojowym mieszkaniu, pracowała jako pielęgniarka w przychodni.
– Daj spokój – machnął ręką Marek. – Nie wygłupiaj się. Kto będzie gotował?
– Czy to ważne? – zapięła torbę. – Sam powiedziałeś, iż każda baba potrafi. Znajdź sobie jakąkolwiek.
Marek patrzył zdezorientowany, jak żona się ubiera.
– Halinka, nie kapryś. Nie mówiłem tego ze złości.
– Oczywiście, iż nie ze złości – włożyła płaszcz. – Po prostu powiedziałeś prawdę. Jestem nikim.
– Przestań już! – jego głos stał się głośniejszy. – Kto ci pozwolił wyjść?
Halina zatrzymała się w drzwiach i spojrzała na Marka.
– Nikt. Samam sobie pozwoliłam. Czy i do tego nie mam prawa?
Wyszła z mieszkania, zostawiając męża z otwartymi ustami.
Na dworze było chłodno, październik już zaznaczał swoją obecność. Halina wsiadła do autobusu i pojechała do siostry. Po drodze dzwonił telefon, ale nie odbierała.
Grażyna otworzyła drzwi w szlafroku i kapciach.
– Halinko! Co się stało? – Zobaczyła torbę w rękach siostry.
– Mogę u ciebie przenocować? – spytała Halina.
– Oczywiście, wchodź. Co się dzieje?
Usiadły w kuchni, Grażyna zaparzyła herbatę. Halina opowiedziała o kłótni z mężem.
– On zupełnie stracił rozum? – oburzyła się Grażyna. – Nikim w domu! Po tylu latach!
– Wyobraź sobie – Halina otarła oczy chusteczką. – Całe życie dla niego, dla dzieci. A on mówi, iż każda baba to potrafi.
– Niech poszuka tej jakiejkolwiek baby – prychnęła Grażyna. – Zobaczymy, jak sobie bez ciebie poradzi.
Telefon znów zadzwonił. Halina spojrzała na wyświetlacz – mąż.
– Nie odbieraj – poradziła Grażyna. – Niech się zastanowi.
Halina położyła telefon na stole i nie odebrała.
Rano obudziła się na kanapie w salonie. Grażyna szykowała się już do pracy.
– Zostań, jak długo potrzebujesz – powiedziała siostra. – Mam zapasowe klucze.
Halina została sama w obcym mieszkaniu. Nieswojo było siedzieć bezczynnie. Zwykle o tej porze gotowała Markowi śniadanie, szykowała go do pracy, planowała dzień.
Telefon milczał. Widać mąż uznał, iż sama wróci, gdy ochłonie.
Halina przygotowała sobie śniadanie i usiadła przy oknieHalina wzięła głęboki oddech, uśmiechnęła się do swojego odbicia w oknie i poczuła, jak po raz pierwszy od lat jest naprawdę wolna.