Mąż ofiarował ukochanej kobiecie piękny dar – złoty pierścień z szafirem, który wywołał zachwyt. Prowadzący wieczoru z uśmiechem oznajmił:

twojacena.pl 2 dni temu

U Anny Kowalskiej był jubileusz. Pięćdziesiąt pięć lat. Świętowanie postanowili urządzić z rozmachem, w przytulnej restauracji nad Wisłą. Gości zebrało się sporo: rodzina, przyjaciele, koledzy z pracy. Wszyscy bawili się hucznie, wznosili toasty za solenizantkę, obsypywali ją kwiatami i komplementami. Mąż Anny, Wojciech, wręczył jej przepiękny prezent – elegancki złoty pierścionek z szafirem, który wywołał u kobiety zachwyt. Konferansjer, promieniejąc uśmiechem, ogłosił:

– A teraz naszą jubilatkę pragnie pozdrowić jej synowa!

Do mikrofonu, dumnie prostując się, podeszła Kinga.

– Droga Anno – zaczęła z podniosłą nutą – od naszej rodziny przygotowałam dla ciebie wyjątkową niespodziankę!

Goście zaczęli szeptać, spodziewając się czegoś niezwykłego. Anna, promieniejąc szczęściem, wstała, oczekując czegoś wzruszającego. Ale choćby nie przypuszczała, jaki „prezent” wymyśliła jej synowa.

Kinga nigdy nie podobała się rodzicom męża, Tomka, ani jego starszej siostrze, Ewie. Może to banalna historia o trudnych relacjach z rodziną męża, ale tutaj problemem była właśnie Kinga.

Tomek od dziecka był uległy i miękki. W szkole zawsze szedł za tłumem. jeżeli koledzy ciągnęli go na mecz, zgadzał się, choć wolałby zostać w domu z książką. jeżeli ktoś namawiał go, by powiedział coś przykrego koleżance, Oli, choć niechętnie, ulegał, mimo iż mu się podobała.

Tak było ze wszystkim. Rzadko podejmował własne decyzje, jakby bał się własnego cienia. Ewa nazywała go otwarcie mięczakiem. Matka, Anna, choć strofowała córkę za ostre słowa, w głębi duszy się z nią zgadzała. Dlaczego dzieci z jednego domu były tak różne? Tomek nie był wychowywany inaczej – nie rozpieszczano go, uczono, iż mężczyzna powinien umieć postawić na swoim.

Ojciec zaszczepił mu miłość do sportu, matka – do literatury. Ale charakter to jednak natura, nie wychowanie. Anna nie chciała łamać syna. Wszyscy w rodzinie pogodzili się z tym, jaki jest.

Gdy Tomek przyprowadził do domu Kingę, nikt się nie zdziwił. Miła, spokojna dziewczyna, marząca o rodzinie, raczej by na niego nie spojrzała. Tomkowi chyba była potrzebna „twarda ręka”, która poprowadzi go przez życie. I Kinga stała się tą ręką – władczą, pewną siebie, ostra w słowach. Jej sposób bycia odstraszał innych, ale nie Tomka. Patrzył na nią jak na bóstwo, spełniając każdy kaprys.

Rodzice i Ewa nie wtrącali się. Widzieli, iż Tomek jest szczęśliwy. Gdy oświadczył się Kindze, przyjęli to do wiadomości. W końcu to nie oni mieli z nią mieszkać.

– Jedziemy z Kingą nad morze – pochwalił się raz Tomek przy obiedzie. – Odłożę trochę grosza i ruszamy.
– A Kinga nie chce dołożyć? – delikatnie zapytała Anna, wierząc, iż w rodzinie wszystko się dzieli.
– Ja jestem mężczyzną, to mój obowiązek – odparł dumnie, wyraźnie powtarzając słowa żony.

Później Kinga zdecydowała, iż biorą kredyt na mieszkanie, choć ledwo wiązali koniec z końcem. Potem oznajmiła, iż czas na dzieci.
– Chcemy dużą rodzinę – opowiadał Tomek z zapałem. – Żeby w domu było gwarno!
– A z czego utrzymacie? – prychnęła Ewa.
– Ja pracuję – odparł urażony. – Kinga mówi, iż jeszcze będą zasiłki.

Rodzice tylko wzdychali. Dawali rady, ale Tomek słuchał tylko żony.

Kinga zaszła w ciążę i zachowywała się, jakby świat był jej coś winny. Narzekała, iż kurier nie wnosi paczek do mieszkania.
– Jestem w ciąży! – oburzała się. – A on i tak nie przyniósł!
– Ciężka paczka? – spytała Anna.
– Nie, lekka. Ale musiałam schodzić! Z brzuchem to niełatwe!

Dla innych to codzienność, dla Kingi – heroizm. Przestała jeździć autobusem, więc wydatki na taksówki rosły. Zakupy, sprzątanie, gotowanie – dla niej to był zbyt ciężki obowiązek. A Tomek uważał, iż tak musi być.
– Dbam o nią – mówił. – Noszi moje dziecko.

Rodzice czuli mieszane uczucia: duma za opiekę syna, ale też zdziwienie jej zachowaniem.

Gdy urodziło się dziecko, żądania Kingi wzrosły. Uważała, iż babcie muszą jej pomagać, więc Anna i matka Kingi na zmianę przychodziły opiekować się wnukiem. Anna kochała spędzać czas z dzieckiem, ale drażniło ją, iż synowa nie prosiła, tylko wymagała.

Kinga ciągle narzekała na brak pieniędzy, ale po roku znów zaszła w ciążę. Widać lubiła wykorzystywać swoją sytuację. Tomek harował, ale ledwo starczało. Rodzice czasem pomagali, ale nie chcieli jej rozpieszczać.

Dzieci rosły, a Kinga wciąż kłóciła się ze wszystkimi: z przedszkolanką, lekarzem, sąsiadką. Wszyscy byli winni, iż nie dostrzegali jej poświęcenia.

Tomek nie reagował. Kinga rządziła wszystkim: pieniędzmi, decyzjami, choćby jego zdaniem.

Na jubileuszu Anny atmosfera była ciepła. Pięćdziesiąt pięć lat – piękny wiek. Wojciech podarował jej nie tylko pierścionek, ale i nową kanapę. Przyjechali też Tomek, Kinga i ich synowie.

– Resztki jedzenia zapakujcie nam – powiedziała Kinga od progu. – Nie mam czasu gotować.
Anna, nie chcąc psuć atmosfery, skinęła głową.

Kinga przez pół wieczoru narzekała na życie i brak pieniędzy. Goście czuli się niezręcznie.

Gdy Anna opowiadała o prezentach, Kinga, już podchmielona, przerwała:
– Nie wstyd wam?
Wszyscy umilkli.
– Co? – spytała Anna.
– No to! – Kinga podniosła głos. – Chwalicie się kanapami, pierścionkami, sto ugotowany po królewsku! A wnuki ledwo widzą owoce! Wy się bogacicie, a one głodują!

Zapadła cisza. Ale Ewa wybuchnęła:
– Nie wstyd ci? Nikt wam nie jest nic winien! Idź do pracy, skoro młodsze dziecko w przedszkolu!
– Nie praw mi tu! – odcięła się Kinga.
– A ty nie grzeb w portfelu moich rodziców! – krzyknęła Ewa. – Pomagają wam, a ty jeszcze niezadowolona!
– Grosze przysyłają! Skoro stać was na kanapy, mogliby więcej dać wnukom!

Anna milczała. WojcieTomek w końcu się odezwał, patrząc na Kingę zimnym wzrokiem: „To koniec – od dziś sam zajmę się dziećmi, a ty możesz iść swoją drogą.”

Idź do oryginalnego materiału