DZIŚ, GDY MÓJ MĄŻ ODESZŁED, A JEGO MATKA ZOSTAŁA…
Kiedy Krzysztof po prostu odszedł, byłam jak ogłuszona. Zabrał wszystkie oszczędności, które zbieraliśmy na własne mieszkanie, i zniknął. Jakby mnie i naszej półrocznej córeczki, Jagódki, nigdy nie było. Zostałam sama w wynajętej kawalerce, bez grosza przy duszy, z dzieckiem na ręku i bez żadnej nadziei.
I właśnie tego dnia, gdy myślałam, iż świat się dla mnie zawalił, ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłam — a tam stała ona. Moja teściowa, Barbara Nowak. Ta sama, z którą od zawsze miałam lodowaty, pełen cierpkich uwag stosunek. Zwinęłam się w sobie, czekając na grad wyrzutów. Ale zamiast jadu usłyszałam twarde:
— Pakuj się. Z dzieckiem jedziecie do mnie.
Próbowałam odmówić. Ledwo się tolerowałyśmy przez te wszystkie lata — jaki z tego pożytek? Ona choćby nie dała mi dokończyć:
— Nie jesteś obca. A malutka to moja wnuczka. Chodźcie. Nie zostawię was na lodzie.
Nawet moja własna matka powiedziała, iż nie ma miejsca — starsza siostra z dziećmi już u niej mieszka, ciężko jej. A tu — teściowa, od której najmniej się spodziewałam pomocy. Nie wiedziałam, co powiedzieć, tylko wyszeptałam:
— Dziękuję, pani Barbaro…
Barbara wzięła Jagódkę na ręce, spojrzała jej w oczy i szepnęła:
— No co, słoneczko, zamieszkasz z babcią? Będziemy czytać bajki, spacerować, warkocze pleść…
Stałam jak zamurowana. Ta sama kobieta, która jeszcze niedawno nazywała moją córkę „podrzutkiem” i twierdziła, iż „uwikłałam” jej syna w małżeństwo. A teraz — ta czułość, ta troska.
W swoim mieszkaniu oddała nam z Jagódką największy pokój, sama przeniosła się do małego. Wieczorem ugotowała na parze warzywa i kurczaka, przyrządziła wszystko, spojrzała surowo:
— Karmisz piersią. Jedz rozsądnie. Jak chcesz smażone, to proszę, ale dla dziecka lepsze to. Kupiłam też mleko modyfikowane — jak nie będzie pasować, powiedz, weźmiemy inne.
Nie wytrzymałam — rozpłakałam się. Z wrażenia, z wdzięczności, z tego nagłego ciepła. Podeszła, przytuliła:
— Cicho, córeczko. Facety… cóż, tak bywa. Mój Krzysiek też ojca nie znał — sama go wychowałam. Nie pozwolę, żebyś ty też ciągnęła wszystko sama. Będzie dobrze, tylko się trzymaj.
Mieszkałyśmy z nią sześć lat. Moja teściowa stała się kimś więcej niż rodziną — zastąpiła mi matkę, której, jak się okazało, nigdy nie miałam. Razem wychowałyśmy Jagódkę, a potem wyszłam za mąż po raz drugi — za człowieka, który przyjął mnie i moją córkę.
Na ślubie Barbara Nowak siedziała na miejscu matki panny młodej — bo nią była. Teraz moja dziewczynka chodzi już do szkoły, a ja noszę pod sercem drugie dziecko — synka. A moja teściowa, ta największa niespodzianka mojego życia, codziennie pyta: „Kiedy już przyjdzie na świat, ten mój wnuk-bohater?”.
Ot, tak. Mąż odszedł, a jego matka została. Została, gdy nikt inny nie chciał być przy mnie. I czy to nie jest prawdziwa rodzina?