Mąż nie trafił z zemstą… 😒🌿

newsempire24.com 1 dzień temu

Mężowska zemsta poszła nie tam, gdzie powinna…

Z biegiem lat ich uczucia nie słabły, tylko rosły, ku zazdrości innych. Przez siedem lat między nimi choćby czarna kotka nie przebiegła. Jednak Stanisław, choć spokojny z natury, coraz głębiej w sobie męczył się wiecznym towarzyszem małżeńskiego szczęścia – zazdrością. Trzymał to w ryzach, nie dając po sobie poznać, ale kto wie, jakie burze hulały w duszy tego marynarza, gdy widział zachwycone spojrzenia rzucane na jego żonę i słyszał komplementy kolegów na służbowych przyjęciach.

Na zewnątrz jednak nic nie zdradzało jego niepokoju, a choćby Lidia nie dostrzegała jego wątpliwości – albo nie chciała. Tymczasem w Stasie rosło napięcie, jak w pryszczu przed pęknięciem.

Okręt wychodził w morze na rutynowe ćwiczenia. Dziesięć dni nerwów i dziesięć nieprzespanych nocy. Wczesnym rankiem Stanisław pożegnał się z żoną, pocałował śpiącego synka i obiecał wrócić za dziesięć dni. Morze nie było łaskawe – sprzęt co chwilę się psuł, a jako mechanik Stas harował dzień i noc, naprawiając kapryśną technikę. Tym większą przykrością była decyzja dowódcy po tygodniu: wracać do bazy z powodu awarii.

Wściekłość Stasia łagodziła tylko jedna myśl – trzy dni wcześniej w ramionach żony. I jako iż za mocą męską też już tęsknił, całą drogę do domu spędził w euforii, wyobrażając sobie różne scenariusze.

Do bazy wrócili późnym wieczorem. Gdy tylko skończyły się formalności, Stas, choćby nie wychylając tradycyjnej „sto gramów” za powrót, pomknął do domu jak koń wyścigowy. Marząc o tym, jak wtuli twarz w piersi ukochanej, wpadł na trzecie piętro i zatrzymał się przed drzwiami.

Było po północy. „Śpią” – pomyślał. Wyobraził sobie, jak cicho się rozbierze, wskoczy do łóżka i zaskoczy Lidię, a potem… no wiecie. Ostrożnie wsunął klucz, drżący z niecierpliwości, i wszedł do przedpokoju.

Kuźwa, zamek działał jak marzenie – regularnie go smarował. Ale żona, niestety, nie spała. Z sypialni padało światło, a dochodziły jakieś odgłosy. Nie rozumiejąc, co to, Stas, choćby nie zdjąwszy czapki, na palcach podszedł bliżej.

Żołądek ścisnął mu się jak w imadle. W świetle nocnej lampki ujrzał coś, czego nie spodziewał się choćby w najgorszym koszmarze. Na jego małżeńskim łóżku, z rozrzuconymi blond włosami, leżała kobieta. Resztę zasłaniała naga męska postać, rytmicznie pracująca biodrami. Kobieta jęczała pełnym głosem – nigdy tak nie jęczała z nim. Stanisław był bez życia. Jego świat runął.

Nie wiadomo, ile stał sparaliżowany. Gdy oprzytomniał, działał już w afekcie – tak by to wpisali w policyjnym protokole. Ogarnięty żądzą zemsty rzucił się szukać broni. Bez skutku. Wpadł więc do kuchni.

Pierwsze, co wpadło mu w ręce, to widelec. Piękny, srebrny, z kompletu podarowanego im na ślub. Chwycił go mocno i jak torpeda wrócił do sypialni. Wpadł, zamachnął się i…

Ręka obrażonego marynarza nie zadrżała. Widelec wszedł dokładnie tam, gdzie powinien. Krzyk, który się rozległ, trudno opisać. Sąsiad, weteran wojenny, obudził się z krzykiem „BOMBY!” i przez pół godziny nie mógł uwierzyć, iż to nie nalot. Dzieci z góry się posikały, a sąsiedzki owczarek wył do rana, jakby opłakiwał czyjeś życie.

Stas zostawił narzędzie zemsty w tyłku zdrajcy, odwrócił się i wyszedł. Chciał tylko stąd uciec, upić się na umór i rano zabrać swoje rzeczy.

W przedpokoju jednak paliło się światło. I stała tam… Lidia, w szlafroku, z ręcznikiem na mokrych włosach. Piękna i seksowna.

Dla Stasia to był już za dużo. Drżąca ręka wskazała za siebie.

– To twój brat Marek z żoną. Przecież go przenieśli, pamiętasz? Oddałam im sypialnię, kiedy cię nie było. A ja z synem… Ale co tam za krzyki?

– Ja… to… widelec…

– Poszłam się umyć. W nocy lepszy prysznic. Stasiek, chyba coś się tam stało…

– Aha – tylko wyjąkał i zemdlał.

No tak, brat miał przyjechać, jego żona też była blondynką, ale czy można było się spodziewać…?

Na szczęście skończyło się dobrze. Majtki Marka zaszyli, a lekarz, wyciągając widelec, pochwalił precyzję uderzenia. Potem klepnął go w pośladek i oznajmił:

– Hemoroidów nigdy nie będziesz miał. Masz tam teraz równiutko jak rura!

W dokumentach wpisali „poszedł na gwoździa”. Marek długo nie mógł normalnie usiąść, a jego żona Kasia przez miesiące jąkała się… ale tylko w łóżku.

Więc rodzina się nie rozpadła. Stanisław i Lidia dalej chodzili za rękę, słońce świeciło, a okręty wypływały w morze. Tylko teraz Lidia chowała wszystkie ostre przedmioty, a Stas pukał do drzwi pięć minut, zanim ktoś mu otworzył.

A Marek z żoną? Wybaczyli, ale u brata już nigdy nie nocowali.

Idź do oryginalnego materiału