Mąż i synowie zapomnieli o moich urodzinach: to, co się wydarzyło, było zaskakujące

newsempire24.com 7 godzin temu

W małym miasteczku na południu Polski, gdzie stare bloki pamiętają ciepło rodzinnych wspomnień, mój czterdziesty urodziny, który miał być wyjątkowy, zamienił się w gorzkie rozczarowanie. Ja, Bożena, całe życie poświęciłam mężowi i synom, ale ich obojętność tego dnia złamała mię serce, a wieczorny zwrot wydarzeń okazał się ciosem, z którego do dziś nie mogę się podnieść.

Mój jubileusz — czterdzieści lat — wyobrażałam sobie jako święto pełne miłości i uwagi. Nie oczekiwałam drogich prezentów, ale marzyłam, iż mąż, Tomasz, i nasi synowie, szesnastoletni Kacper i czternastoletni Bartosz, otoczą mnie troską. Cały rok się przygotowywałam: schudłam, odnowiłam garderobę, choćby zapisałam się na kurs malarstwa, by poczuć się bardziej żywa. Chciałam, by ten dzień stał się dla naszej rodziny czymś wyjątkowym, symbolem nowego etapu w moim życiu.

Ale poranek zaczął się od ciszy. Tomasz wyszedł do pracy, mruknąwszy tylko: „Do wieczora”. Synowie, jak zwykle, wgapieni w telefony, choćby nie wspomnieli o moich urodzinach. Próbowałam się pocieszać: może szykują niespodziankę? Cały dzień krzątałam się po domu, upiekłam tort, nakryłam do stołu, mając nadzieję, iż wieczorem zasiądziemy razem. Ale w głębi serca rosło niepokojące pytanie. Czyżby zapomnieli? Moich mężczyzn, dla których poświęcałam wszystko, nie stać na coś takiego.

W południe nie wytrzymałam i napomknęłam Kacprowi: „Dzisiaj jest wyjątkowy dzień, prawda?”. Skinął niepewnie i poszedł do swojego pokoju. Bartosz choćby nie zareagował. Tomasz zadzwonił, ale mówił tylko o pracy, ani słowa o jubileuszu. Serce ściskało mi się z żalu, ale łapałam się nadziei: wieczorem przypomną, przytulą, powiedzą, jak bardzo mnie kochają. Przyozdobiłam salon balonami, założyłam nową sukienkę, czekałam na nich z drżeniem.

Gdy Tomasz wrócił, przywitałam go z uśmiechem. Spojrzał na stół i zapytał: „Co, goście będą?”. Zamarłam. „Tomek, dzisiaj moje urodziny… Czterdzieste”, powiedziałam, powstrzymując łzy. Klepnął się w czoło: „O rany, Bożka, przepraszam, tyle roboty!”. Jego przeprosiny brzmiały pusto. Synowie, usłyszawszy naszą rozmowę, mruknęli: „Mamo, wszystkiego najlepszego”, ale natychmiast wrócili do telefonów. Żadnych kwiatów, prezentów, ciepłych słów. Moja rodzina o mnie zapomniała.

Siedziałam przy stole, patrząc na stygnący tort, i czułam, jak we mnie wszystko się rozpada. Oddałam im najlepsze lata, rezygnowałam z własnych marzeń, by byli szczęśliwi, a w mój urodzinowy dzień choćby nie pamiętali o mnie. Łzy spływały po policzkach, ale nie chciałam, by widzieli mój ból. Wyszłam do sypialni, zamknęłam drzwi i dałam upust uczuciom. Dlaczego jestem taka samotna we własnej rodzinie?

Lecz wieczór przyniósł jeszcze większy cios. Zadzwonił dzwonek do drzwi. Pomyślałam, iż to przyjaciółka lub sąsiadka, ale na progu stała obca kobieta. „Bożena? — spytała. — Jestem Agnieszka, koleżanka z pracy Tomka. Zostawił dokumenty, kazał przekazać”. Podała teczkę, ale w jej oczach była litość. Zaprosiłam ją do środka, a ona, wahając się, dodała: „Wszystkiego najlepszego, przy okazji. Tomasz wspominał, iż masz jubileusz, ale mówił, iż nie świętujecie…”.

Poczułam, jak ziemia ucieka spod nóg. Tomasz nie tylko zapomniał — świadomie uznał, iż moje urodziny nie są ważne. Rozmawiał o tym z kolegami, ale nie uznał za stosowne powiedzieć mi ani słowa. Agnieszka wyszła, a ja zostałam z tą prawdą, która paliła mocniej niż obojętność. Mój mąż nie tylko zapomniał — odsunął mnie na bok, jak niepotrzebny przedmiot.

Wróciłam do salonu, gdzie Tomasz oglądał telewizję, a synowie grali na konsoli. „Dlaczego powiedziałeś w pracy, iż nie świętujemy?” — zapytałam, drżąc z gniewu. Wzruszył ramionami: „Bożka, no nie było czasu. Nie dramatyzuj”. Jego słowa dobiły mnie. Krzyknęłam: „To mój jubileusz! Czekałam, iż będziecie ze mną, a wy choćby mnie nie zauważyliście!”. Synowie spuścili wzrok, ale milczeli. Tomasz mruknął: „Dobra, jutro coś zrobimy”, i wrócił do telewizora.

Wyszłam do sypialni i płakałam do rana. Moja rodzina, dla której żyłam, pokazała, jak mało dla nich znaczę. Sąsiadka, dowiedziawszy się, co się stało, próbowała pocieszać: „Bożenka, urządź sobie święto sama, zasługujesz na to”. ale jej słowa nie uśmierzyły bólu. Czuję się jak niewidzialna we własnym domu. Mój czterdziesty urodziny, które miały być nowym począt…Teraz stoję przed lustrem i powoli uczę się kochać siebie, choćby jeżeli oni mnie nie doceniają.

Idź do oryginalnego materiału