Charakter człowieka często ujawnia się właśnie w sytuacjach stresowych, a nie wtedy, gdy ma się czas pomyśleć i rozważyć różne opcje. Ale jak gwałtownie podejmować decyzje, a do tego jeszcze z dobrym wynikiem? Aby to zrobić, trzeba być zdecydowanym, opanowanym i nie zbytnio martwić się o konsekwencje. To właśnie ta cecha wyróżnia wielu odnoszących sukcesy ludzi. Biznesmeni, politycy, finansistów — ich działania i słowa często opierają się na instynktach. Oczywiście, jeżeli są profesjonalistami w swojej dziedzinie.
Zwykłym ludziom, większości, takie jest niedostępne. W codziennym życiu czasami możemy długo stać choćby w supermarkecie, zastanawiając się, czy potrzebujemy tego towaru teraz, czy lepiej pójść gdzie indziej, gdzie jest taniej. I nie ma w tym nic wstydliwego, wszyscy jesteśmy różni. Nie wszyscy wiedzą, jak gwałtownie podejmować decyzje. Jednak czasami, choćby w zwykłym życiu, warto postarać się przełamać siebie i spróbować pójść na jakąś przygodę. Niezależnie od tego, czy to nieplanowany zakup, czy obrona swojego zdania przed autorytetem czy czymkolwiek innym, nie ma to znaczenia. Ryzyko to szlachetna sprawa. I to wciąż lepiej niż siedzieć w jednym miejscu przez lata, bojąc się zmienić coś w swoim nudnym życiu.
Jestem życzliwą pesymistką. Pracuję jako menedżer ds. obsługi klienta w lokalnym dostawcy internetu. Ta sama dziewczyna, do której przychodzisz, aby narzekać, jeżeli nagle tracisz połączenie. Wszyscy wiedzą, iż za funkcjonowanie internetu odpowiadają inni ludzie: inżynierowie, technicy, a choćby kierownictwo. Ale moje zadanie to być tą gruszką, kozłem ofiarnym, na którym spadają wszystkie problemy. Więc od samego rana jestem gotowa na przyjście zdenerwowanej osoby lub choćby pary, która będzie miała gorszy nastrój niż podłoga. I oni za wszelką cenę postarają się zepsuć zarówno mu, jak i mnie. Taka właśnie praca.
Nigdy nie próbowałam być lepsza, niż naprawdę jestem. Po prostu to nie jest moje. choćby makijaż mam lekki, nie rzucający się w oczy, aby ukryć ewentualne niedoskonałości i nic więcej. Garnitur i ciasno związane włosy na karku. No i okulary. Szara myszka, zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz. I przez całe życie chodzę z takim hasłem. Moje bardziej otwarte przyjaciółki wiele razy próbowały na mnie wywrzeć wpływ, ale zawsze bezskutecznie. choćby same było zabawne, kiedy kiedyś poszłyśmy na zakupy, a ja dla żartu założyłam dość odkrytkową sukienkę. Przebierałam się bardzo gwałtownie i byłam cała pomalowana. Nie jestem z tych, którzy wiedzą, jak gwałtownie podejmować decyzje.
Z kolei mąż jest przystojny. Mieszkamy razem już 7 lat. Poznaliśmy się jeszcze jako studenci, i tak jakoś wszystko się potoczyło. Znam jego przeszłe przygody i nigdy go za to nie krytykowałam. Przeszłość jest przeszłością. Chociaż czasami jest niekomfortowo, kiedy idziemy razem na zakupy. To nie on, a ja pytam go, jakie rzeczy lepiej dobrać dla mnie. On lepiej zna się na perfumach, obuwiu, biżuterii. Gdybym miała wolę, chodziłabym do kasy w dokładnie takim samym stroju, jaki jest na manekinie przy wejściu. Tak bardzo nie jestem pewna swojego wyczucia smaku.
Jednocześnie Tomek lubi się rozpieszczać nowymi rzeczami. Ma tylko trzy marynarki wiszące w szafie, różne bransoletki, kilka par dobrych włoskich butów. I z siłowni go nie wyciągniesz, a ja tam chodziłam tylko raz, a i to następnego dnia anulowałam abonament z powodu bólów ciała. Dobrze, iż z natury jestem szczupła. Więc dobrze wiem, jak mijające kobiety spoglądają na mojego męża choćby w mojej obecności. A co się dzieje, gdy idzie sam po ulicy…
I wszystko by mi pasowało w naszej sytuacji, gdyby nie to, iż z czasem Tomek zaczął zachowywać się zbyt swobodnie. Nie, on mi nie zdradza, nie. Dobrze znam męża, i nigdy nie dawał mi powodów, by się w czymś go podejrzewać. Jednak zdarza się, spotykamy się gdzieś po pracy. I oto, idzie mój paw. Cztery pierścienie na rękach, koszula odpięta na trzy guziki, dopasowana marynarka, schludny zarost, okulary przeciwsłoneczne i samowystarczający uśmiech. No i ślad po perfumach, oczywiście.
Mówiłam mu kilka razy, żeby nie zbytnio wystawiał swoją męskość przy żywej żonie. No jak mówiłam, żartowałam. A on odpowiadał, też żartując, iż mogłaby na mnie nałożyć parandię, a ja jestem taka, jaka jestem! Rozumiecie. Ale w pewnym momencie stało mi się zupełnie niesmiesznie. To choćby nie było uczucie zazdrości, po prostu chciałam, żeby ukochana osoba mnie rozumiała i wspierała. On sam wie, iż jest przystojny. Czyżby mu było trudno kilka razy ubrać się jak zwykły człowiek? No, żeby wyrównać naszą parę. Aha, teraz. Nie, mówi, i to wszystko.
Pomyślałam teraz. Wszystko, co opisałam do tego momentu, jest wstępem do tego, jak spędziłam swój “NZW”, który odkładałam na odpoczynek, w jeden dzień. Tak, impulsywna decyzja, których w moim życiu zupełnie nie pamiętam. I mimo to. Ogólnie, postanowiłam, iż skoro mój mąż nie chce mi ustąpić, on sam będzie musiał mi ustąpić. U naszych dobrych przyjaciół właśnie szykował się święto, i oni naturalnie zaprosili nas oboje do siebie. Więc zdecydowałam się stanowczo. Była nie była, trzeba się upiększyć. Jak gwałtownie podejmować decyzje? No właśnie tak!
Nie zamierzałam kupować nowej sukienki ani pójść do salonu piękności. Zrobiłam wszystko od razu: makijaż, nowa odzież, manicure, pedicure, nowa fryzura, a choćby przedłużyłam rzęsy, o czym zawsze tajemnie marzyłam, ale bałam się spróbować. Wszystko, zrobiłam wszystko, na co stały mi pieniądze i fantazja. Przy tym była to niespodzianka nie tylko dla mnie, ale i dla wszystkich innych, włącznie z moim mężem. On przyszedł na imprezę wcześniej ode mnie. Tak się stało, trzeba było pomóc przyjacielowi od samego rana. Ale według mnie, wyszło choćby lepiej. Kilka lat robiłam tylko to, iż codziennie obserwowałam niezadowolone twarze. Teraz widziałam czyste, nieskażone zdziwienie. I nawet, przyznaję, podziw.
Mąż jakoś choćby wydawał mi się nie taki nachalny, jak zawsze bywa. Żadnych drwin (miłowanych) ani żartów o czymkolwiek. Tym razem patrzył tylko na mnie i choćby próbował udawać dżentelmena: ciągle przesuwał mi fotel, wstawał, gdy odchodziłam od stołu. Moja przyjaciółka ciągle do mnie mrugała i się uśmiechała. Też jej podobała się moja przemiana. Potem choćby powiedziała mi, iż jest obrażona, iż ukradłam jej całą uwagę. Było bardzo miło i przyjemnie. Czuję się, jakbym była w jakimś filmie.
Ale czas to pieniądz, a zabawie tylko godzina. Nie mogłam chodzić dniami w nowym ubraniu i bojowym malowaniu. Tym bardziej na swojej “bojowej” posadzie. Rzeczywistość, bezlitosna, gwałtownie przypomniała mi, czym są szare dni, kiedy rano trzeba było się ubierać do pracy. Dobrze, iż przynajmniej teraz lubię swoją fryzurę, a makijaż można dodać odrobinę. Dlaczego nie? A buty na niewielkim obcasie. Umiesz je nosić, po prostu nie robisz tego często…
I wyobraźcie sobie, nasi klienci też docenili moją metamorfozę. Pierwsze kilka godzin myślałam, iż mi się wydaje. Zawroty głowy od sukcesów. Ale nie, ludzie, którzy już mnie widzieli, nie po raz pierwszy, zaczęli się jakoś bardziej łagodni, wychowani. Nikt już nie podnosił głosu. Nikt nie przeklął naszej firmy i mnie wraz z nią. Po prostu pytali, jak długo mają czekać. Albo prosili o przywołanie kierownictwa, ale uprzejmie, cicho. Widocznie energia była zgromadzona właśnie dla niego.
Nie bardzo wierzę w to, iż nie da się tego dotknąć rękami. We wszystkich tych opowieściach o “szczególnej” kobiecej energii czy naszej sile do zarządzania ludźmi samym tylko spojrzeniem. Nie, to bajki dla tych, którzy wierzą. Ale chcę przyznać, iż wygląd zewnętrzny naprawdę wpływa na otoczenie, to prawda. Dlatego polecam wszystkim, zarówno mężczyznom, jak i kobietom. Nie warto, jak rak-lonodę, zamykać się w celi. Jakakolwiek byście nie byli, można się trochę poprawić. A choćby nie tylko trochę. I to pomoże wam lepiej żyć, pewniej stać na nogach, a choćby oddychać będzie łatwiej. Wystarczy tylko nie bać się zrobić pierwszego kroku. A potem stanie się łatwiej. Obiecuję wam to.