Matka wynajmowała mi pokój za pieniądze, a teraz chce, żebym ją utrzymywała: po latach w końcu odpowiedziałam

twojacena.pl 5 godzin temu

Gdy skończyłam osiemnaście, mama, bez mrugnięcia okiem, oświadczyła: „Jesteś dorosła. Albo płacisz za pokój, albo wynosisz się na cztery wiatry.” Nie powiedziała tego ze złością, nie w gniewie — zupełnie spokojnie. Jakby wystawienie córce rachunku za życie w jej własnym dzieciństwie było czymś normalnym. Wtedy choćby nie zrozumiałam, jak bardzo bolało usłyszeć coś takiego od osoby, którą kocha się bezwarunkowo od zawsze.

Odkąd pamiętam, mama zawsze podkreślała, iż mieszkanie jest jej. choćby gdy miałam siedem czy osiem lat, powtarzała: „Tu niczego nie decydujesz. To mój dom.” Wchodziła do mojego pokoju bez pukania, przeszukiwała moje rzeczy, nie pozwalała przesunąć choćby krzesła. Narzekałam, iż łóżko stoi za blisko kaloryfera, iż od upału boli mnie głowa, iż się duszę — słyszałam tylko, iż wymyślam. Dopiero gdy pewnego razu zwymiotowałam, a wezwany lekarz zaczął mówić o przegrzaniu, mama niechętnie zgodziła się odsunąć łóżko.

Kochałam mamę, jak każde dziecko. Zbyt długo wierzyłam, iż miłość to cierpieć. Że jeżeli będę grzeczną dziewczynką, mama w końcu mnie zauważy. Ale widziała tylko to, co jej było wygodne. jeżeli nie przeszkadzałam, milczałam, nie wychylałam się — jakby mnie nie było.

Po szkole poszłam na studia w rodzinnym mieście. Mama choćby nie przyszła na moją maturę. Ale w dniu osiemnastych urodzin weszła do pokoju z „propozycją”: płacisz albo wynosisz się. „Wychowałam cię, ubrałam, nakarmiłam — mój obowiązek jest spełniony.” Byłam w szoku. Nie miałam pracy, ani nikogo bliskiego. Zgodziłam się płacić.

Następnego dnia zatrudniłam się jako zmywaczka na nocnej zmianie w barze przy dworcu. Rano — wykłady. Nie było czasu spać. Wszystko, co zarobiłam, szło na „czynsz” własnej matce i najtańsze jedzenie. Pierwsze miesiące to był koszmar. Ale potem awansowałam na pomoc kucharza. Pojawiło się światełko w tunelu — i chłopak. Krzysiek.

Był kelnerem, wynajmował pokój, przyjechał z prowincji. Rzadko się widywaliśmy — oboje mieliśmy ciężkie grafiki. Ale każdą chwilę z nim ceniłam. Pewnego razu opowiedziałam mu o życiu z mamą. Słuchał i nie mógł uwierzyć. „U nas nigdy nie było pieniędzy — powiedział. — Ale rodzice dzielili się ostatnim kęsem. Choćby marchewką z ogródka, ale pakowali mi do pociągu, gdy jechałem na studia.”

Nie wytrzymał i zaproponował, żebym się do niego wprowadziła. Wynajem we dwoje — tańszy. choćby się nie zastanawiałam. Powiedziałam tak od razu. Gdy wynosiłam swoje rzeczy, mama nie powiedziała ani jednego dobrego słowa. Tylko pilnowała, żebym przypadkiem nie zabrała jej garnka czy stołka. Pościeli nie oddała. Na progu oznajmiła, iż jutro zmieni zamki. Zamknęła drzwi za moimi plecami i odeszła.

Z Krzyśkiem zaczęliśmy życie razem. Po roku wzięliśmy ślub. Najpierw zamieszkaliśmy u jego rodziców, potem wynajęliśmy mały dom obok, a potem go kupiliśmy. Urodziły nam się dwójka dzieci, było swoje życie, małe gospodarstwo. Praca, dom, rodzina — wszystko, o czym marzyłam.

Minęło prawie dziesięć lat. Pół roku temu zadzwoniła mama. Numeru nie zmieniałam, więc się dodzwoniła. Mówiła, jakbyśmy widziały się tydzień temu. „Dlaczego nie dzwonisz? Dlaczego nie przyjeżdżasz?” — i, nie czekając na odpowiedź, przeszła do rzeczy. Straciła pracę, emerytury jeszcze nie ma. „Jesteś mi winna pomoc. Wychowałam cię, teraz twoja kolej.”

Słuchałam i czułam, jak trzęsą mi się ręce. I po raz pierwszy w życiu powiedziałam wszystko, co myślę. O jej „trosce”, o płaceniu za własne dzieciństwo, o samotności, żalu i bólu. Głos mi drżał. Mówiłam, aż zabrakło słów. A ona… Milczała. W końcu rzuciła chłodno: „Rozumiem. Dobrze. A teraz przelej mi pieniądze.”

Rozłączyłam się. Zablokowałam jej numer. Ale zaczęła dzwonić z innych. Pisać, grozić sądem. Żądać alimentów.

Nie czuję już winy. Nie jestem nic winna. Nikomu. I po raz pierwszy w życiu nie boję się tego powiedzieć na głos.

Idź do oryginalnego materiału