Matka wybrała jego… zamiast mnie

twojacena.pl 1 tydzień temu

Matka wybrała mężczyznę… a nie mnie

Do dziś nie potrafię zrozumieć, w którym momencie wszystko się popsuło. Jak to możliwe, iż kobieta, która przez całe moje życie była dla mnie oparciem, przyjaciółką, przewodniczką — nagle tak łatwo przekreśliła wszystko i zdradziła. Wszystko dla faceta. Faceta, który nie jest wart choćby cienia jej dawnej twarzy.

Mama urodziła mnie późno, w wieku 30 lat. Zawsze mówiła, iż jestem jej sensem, podporą, „dzieckiem dla siebie”. Ojca nigdy nie poznałam: w akcie urodzenia pusty wpis, a przez całe życie nie wspomniała choćby słowem, kim był. Żyłyśmy skromnie, ale w cieple. Nie miałyśmy drogich rzeczy, ale miałyśmy miłość. Pracowała jako księgowa, wieczorami piekłyśmy ciastka, oglądałyśmy seriale, rozmawiałyśmy o wszystkim. Byłam pewna: między nami jest niezłomna więź. Nie umawiała się z nikim, nie chodziła na randki, żyła mną. Do piętnastego roku życia trwała prawdziwa idylla.

Aż pojawił się on. Marek. Kolega z sąsiedniego działu. Pewnego dnia wróciła do domu z błyszczącymi oczami — od razu wiedziałam, iż w jej życiu pojawił się ktoś nowy. Po kilku tygodniach zaczęły się randki, szepty przez telefon, nowe sukienki. Cieszyłam się dla niej — naprawdę. Tylko gdzieś w środku czaił się niepokój. I nie bez powodu.

Pewnego dnia oznajmiła sucho: „Wyprowadzamy się do Marka. Ma dwupokojowe, dla ciebie znajdziemy miejsce”. Próbowałam protestować — nie z zazdrości, ale z przeczucia, iż coś jest nie tak. On ze mną nie rozmawiał, patrzył przeze mnie, jak na mebel. Ale mama nie słuchała. „Nie rozumiesz, jestem szczęśliwa” — powtarzała. Musiałam się podporządkować.

Na początku było cicho. Żyliśmy jak sąsiedzi. On — sam dla siebie, ja — w swoim pokoju, mama między nami jak bufor. Potem wzięli ślub. Tydzień przed moją maturą. I wszystko się zawaliło. On się zmienił — nie żeby wcześniej był czuły, ale teraz stał się prawdziwym tyranem. Upokarzał nas, rozkazywał, wrzeszczał absurdalne pretensje.

„Dwie baby w domu, a obiadu nie ma? Ona w szkole, a ty gdzie?” — ryczał. „Wyszlifowałaś szpilki, na facetów lecisz, co?”

Wrzeszczał, zakazywał jej wychodzić, urządzał sceny zazdrości, przeglądał wiadomości, rzucał telefonem. Mama płakała, a on potem przychodził z kwiatami. I tak w kółko. Sto razy prosiłam: „Wyjdźmy stąd, jestem z tobą, nie bój się, nie jesteś sama”. A ona tylko ocierała łzy: „Nie rozumiesz, jesteś jeszcze dzieckiem. Kocham go”.

Kocha… Tak bardzo, iż w końcu zabronił jej płacić za moją naukę. Mama wynajmowała nasze mieszkanie, oszczędzała pieniądze, marzyłam o studiach prawniczych. Uczyłam się dzień i noc. A gdy nie dostałam się na budżet — liczyłam na jej pomoc.

Ale Marek powiedział:
„Kobieta ma stać przy garach. Ja mam jeszcze płacić za jej studia? Znajdź sobie bogatego — to się ucz”.

Wypaliłam. Powiedziałam mu, co myślę. Spakowałam rzeczy i wyszłam. Mama… choćby nie próbowała mnie zatrzymać. Nazwała mnie niewdzięczną i kazała przeprosić Marka.

Nie przeprosiłam. Od tamtej pory nie rozmawiamy. Ani dnia, ani minuty. Poszła za nim, całkowicie zniknęła w jego chamstwie. Teraz mówi jego słowami, gestykuluje jak on, choćby żartuje tak samo — ordynarnie, ohydnie. Gdy dzwoni, jeżeli w ogóle dzwoni — w głosie słychać chłód. Dystans. Jakbym nie była córką, a dawną znajomą.

Już nie walczę. Zrozumiałam, iż matka, którą znałam, już nie istnieje. Ta, która kochała, piekła bułeczki, okrywała kocem — przepadła. Umarła tamtego dnia, gdy wybrała mężczyznę, a nie dziecko. Jej strata — to moja blizna. Ale mój wybór to nie pozwolić, by ten ból spalił wszystko, co we mnie jeszcze żywe.

Niech żyje swoim życiem. Tylko gdy pozostanie sama — niech pamięta, kogo zdradziła dla obcego.

Idź do oryginalnego materiału