Nazywam się Magdalena, mam 17 lat i pochodzę z Krakowa. Długo trzymałam wszystko w sobie, ale postanowiłam w końcu podzielić się swoją historią. Może ktoś odnajdzie w niej siebie. Może ktoś przemyśli swoje zachowanie. A może chociaż jedna matka zastanowi się, zanim zdradzi własną córkę, tak jak zrobiła to moja.
Moi rodzice rozwiedli się, gdy miałam dziesięć lat. Nie powiem, iż wcześniej tworzyli szczęśliwą rodzinę – kłótnie, wyrzuty, chłód między nimi były odczuwalne, choćby gdy nie do końca wszystko rozumiałam. Po rozwodzie było tylko gorzej. Mama i tata jakby rywalizowali o to, komu jestem bardziej potrzebna – nie z miłości, ale z obowiązku. Przerzucano mnie z jednej kawalerki do drugiej jak nieporęczny bagaż. U taty było ciasno, ale spokojnie. U mamy – przestronniej, ale z każdym rokiem ciężej było oddychać z powodu napięcia.
Wszystko się załamało, gdy w życiu mamy pojawił się nowy mężczyzna. Miał na imię Kacper. Był o prawie dekadę młodszy od mamy, miał jakieś trzydzieści lat, i zaraz po pojawieniu się zachowywał się jak gospodarz w domu, a ja – jak przeszkoda. Na początku uśmiechał się uprzejmie, udawał zainteresowanie moimi sprawami. Ale gwałtownie opadły maski. Nie podobało mu się, iż mieszkam z mamą, iż mama wydaje na mnie pieniądze. Nie krępowało go mówienie głośno, iż mój ojciec jest nieodpowiedzialny, iż jestem ciężarem i iż już dawno powinnam „samodzielnie iść przez życie”.
Manipulował mamą, wyciągał z niej pieniądze, przekonywał, iż nie potrzebuje nastoletniej córki, ale wolności i troski o siebie. A mama… mama go słuchała. Nie zauważała już, jak nocami płaczę, jak cicho zbieram książki w kuchni, byleby się im nie narażać. Jak zamykam się w łazience na godzinę, by choć przez chwilę posiedzieć w ciszy.
Przeszło wszelkie granice, kiedy usłyszałam ich kolejną awanturę. Krzyki były tak głośne, iż szyby w oknie drżały. Wybiegłam z pokoju, by stanąć między nimi, by ochronić mamę – bałam się, iż ją uderzy. Ale wszystko potoczyło się inaczej. Spojrzał na mnie z taką wściekłością, iż serce mi się ścisnęło. Krzyknęłam: „Przestań! Nie krzycz na nią!” – i natychmiast zostałam uderzona. Prawdziwy, dorosły, silny cios. Uderzył mnie w twarz tak, iż upadłam, uderzając o róg szafy. Wszystko zniknęło w mgle. Pamiętam tylko, jak mama krzyknęła i… potem cisza.
Myślałam, iż teraz on odejdzie. Że mama go wyrzuci, przytuli mnie, wezwie lekarza, powie, jak mnie kocha. Czekałam na to. Patrzyłam jej w oczy – szukając ratunku. Ale ona tylko wyszeptała: „Sama to wszystko popsułaś”. A godzinę później powiedziała, iż muszę przeprowadzić się do taty.
Milcząc, spakowałam się. Serce jakby wyrwane z korzeniami. Nie ryczałam. Nie krzyczałam. Po prostu odeszłam, zdając sobie sprawę, iż domu nie mam już więcej.
Teraz mieszkam u taty. Stara się jak może, ale nie mamy tej bliskości, której całe dzieciństwo szukałam z mamą. Już nie oczekuję, iż ona zadzwoni, przeprosi, przyjedzie… Chociaż w sercu wciąż jestem małą dziewczynką, która czeka, aż mama otworzy drzwi i powie: „Przepraszam cię, córeczko”. Ale tego już nie będzie. Wybrała jego – tego, który uderzył jej dziecko.
Nie życzę jej źle. Ale wiem, iż pewnego dnia on odejdzie. Znajdzie kogoś młodszego, piękniejszego, posłuszniejszego. Zostawi ją samą. Wtedy może sobie o mnie przypomni. Ale nie będę już tą, która wszystko wybacza. Bo zdrada matki to rana, która nigdy się nie goi.
Mówię to wszystkim rodzicom: nie miejcie dzieci, jeżeli nie jesteście gotowi być przy nich, jeżeli nie potraficie postawić ich wyżej od swoich miłosnych dramatów. My, dzieci, nie jesteśmy winni temu, kogo wy kochacie. Nie prosiliśmy was o narodziny. Ale jeżeli już zdecydowaliście się nas wprowadzić na świat – nie zdradzajcie.
Mamo, jeżeli kiedykolwiek to przeczytasz… wiedz, iż przetrwałam. Stanęłam na nogi. Jestem silna. Ale nigdy więcej nie przyjdę do ciebie ze łzami, jak kiedyś. Już nie jesteś moją mamą. Jesteś tylko kobietą, która kiedyś mnie urodziła.