Teściowa płakała wniebogłosy prosto na weselu. I tylko ona wiedziała, dlaczego.
Grono gości wesoło wykrzykiwało „Gorzko!”, klaskało, w kieliszkach musowało szampana, a pan młody nieśmiało całował pannę młodą w policzek. Potem, jak w scenariuszu, schowali się pod welonem i odgrywali namiętny pocałunek – wymuszony, niezdarny, niemal teatralny. Widziałam wszystko. Nie było między nimi tej iskry, która rodzi prawdziwą bliskość. Chichotali, szeptali – jakby odgrywali czyjeś ślubne przedstawienie.
Moja bliska przyjaciółka Krysia wydawała za mąż swoją jedyną córkę – Kingę. Krzątała się, denerwowała, co chwilę wycierała dłonie o sukienkę. Gdy goście już zasiedli, szarpnęła mnie za rękę i mruknęła:
— Spójrz, jak się zachowuje teściowa. Jakby nie ślub syna, tylko pogrzeb.
Rozejrzałam się. Matki pana młodego wcześniej nie widziałam i choćby nie wiedziałam, która to z kobiet. Dopiero gdy Krysia wskazała na kobietę w szarej sukni ze srebrnymi wstawkami, zrozumiałam – to o nią chodzi. Siedziała w kącie przy dalekim stoliku z miną, jakby właśnie ją zdradzono. Pochylona, ocierała oczy chusteczką. Usta jej drżały, a w każdym oddechu było tyle bólu, iż aż mnie w środku ukłuło.
— Może źle się czuje? — zasugerowałam, próbując być taktowna.
— Co tam choroba! — machnęła ręką Krysia. — To przez mieszkanie się stresuje! Boi się, iż teraz synowa z dzieckiem na niej „zawisną”. Syn dostał po babci trzypokojowe, a ona już myśli, iż moja Kinga wbije w nie pazury.
— No ty sobie dopowiadasz. Jeszcze się nie pobrali, a ty już metry dzielisz — zażartowałam, ale napięcie nie znikało.
Mimowolnie przyglądałam się tej kobiecie. Gdy goście jedli, śmiali się, składali życzenia – ona nie tknęła ani sałatki, ani szampana. Nie podnosiła wzroku. choćby na syna, który tego wieczoru powinien być w centrum jej świata, nie patrzyła.
Gdy znów rozległo się „Gorzko!”, teściowa gwałtownie odwróciła się do okna, zaciśnięte usta zbielały. Nie wytrzymałam i podeszłam.
— Przepraszam, pani… wygląda na bardzo smutną. Wszystko w porządku?
Kobieta podniosła na mnie wzrok. W jej oczach było morze łez, ale nie słabości – tylko przejmującego, życiowego bólu.
— Nie umiem udawać — szepnęła. — Wybaczcie, ale to wszystko to farsa. Mój syn… nie kocha tej dziewczyny. Kinga jest dobra, szczera. Szczęśliwa, nie widzi oczywistości. A on… żeni się na złość tej pierwszej.
Zaniemówiłam. Nie spodziewałam się takiego wyznania.
— Niemożliwe… Jest pani pewna?
— Sam mi to powiedział. Chciał swojej eks pokazać, jaki jest „szczęśliwy”. Prosiłam, błagałam, żeby tego nie robił. Ale on – uparty jak osioł. Myśli, iż ból można uleczyć, zadając go komuś innemu. A ja patrzę na tę dziewczynę – w jej oczach iskra, wierzy w miłość całym sercem. A on… on się mści. I robi mi się niedobrze.
— Może jednak coś się zmieni? Ludzie się przyzwyczajają, uczucia rodzą…
— Chciałabym w to wierzyć — powiedziała smutno — ale sumienie nie daje. Szkoda mi jej. Strasznie szkoda. A syn… syn stał się obcy.
Wróciłam w milczeniu do stolika. Krysi nic nie powiedziałam. Ale po dwóch dniach sama zadzwoniła.
— Kinga wróciła. Zabrała rzeczy, nic nie wyjaśnia. Żadnych łez, żadnych krzyków – milczy jak grób. Nie rozumiem, co się stało. Przecież było tak pięknie!
— Czekaj, jadę — rzuciłam krótko i odłożyłam słuchawkę.
Jechałam do niej, ściskając kierownicę, aż zbielały mi kostki. Było mi nie do zniesienia przykro z powodu Kingi. Ale jeszcze bardziej – z powodu tamtej teściowej. Za kobietę, która wiedziała, iż jej syn niszczy czyjeś żyI pewnego dnia zrozumiałam, iż czasem milczenie matki jest najgłośniejszym krzykiem.