Niemal każdy z nas musiał się kiedyś zmierzyć ze złamanym sercem i najchętniej wymazałby z pamięci jego przyczynę. Co jeżeli po latach na siebie wpadniecie? I to nie w sklepie spożywczym, a na ślubie Waszych dzieci? Bohaterka filmu Matka panny młodej miała okazję przekonać się o tym na własnej skórze.
Emma (w tej roli Miranda Cosgrove) od roku mieszka za granicą. Podczas odbywanego tam stażu zakochała się bez pamięci w przystojnym RJ-u (Sean Teale), który niedługo później oświadczył się dziewczynie. Pojawił się jednak jeden problem – jej matka, Lana (Brooke Shields), nie ma pojęcia, iż jej córka z kimkolwiek się spotyka. Kiedy Emma wraca do kraju i mówi o wszystkim matce, kobieta przeżywa kolejny szok – ślub ma odbyć się już za miesiąc i to na Phuket. Nasza tytułowa Matka panny młodej nie wie, iż będzie to podróż życia nie tylko dla jej dziecka, ale też dla niej samej.
Fabuła jest typowa dla gatunku – przewidywalna. Jest trochę połączeniem Mamma Mii i Biletu do raju. Mamy piękne widoki, skłóconych byłych kochanków, wychodzącą za mąż jedyną córkę. Wydawać by się mogło, iż będzie się to oglądało jak każdy inny tego typu film. Tu jednak twórcy zaskakują, wzięli to, co najlepsze we wspomnianych produkcjach, ale nie przesadzili z tym. Matka panny młodej zachowuje swego rodzaju świeżość i potrafi zainteresować widza.
Zawsze, gdy chcę obejrzeć film z moją mamą, dostaję pewne warunki: ma być lekki, najlepiej z ładnymi zdjęciami, dobrą obsadą i miły. Bez żadnych dramatów czy żenujących dialogów. Dlatego też od razu po zakończeniu seansu napisałam do niej, iż ta netflixowa produkcja spełnia wszystkie kryteria. Jest to po prostu nieskomplikowany film, na który miło się patrzy. Szczególnie na malownicze Phuket oraz odtwórców głównych ról: Brooke Shields i Benjamina Bratta (znanego między innymi z Miss Agent).
To, co nietypowe dla tego filmu, to przyznanie się do błędu prze główną bohaterkę. Z reguły wygląda to tak, iż choćby jeżeli winne konfliktu są obie strony, to mężczyzna jednak trochę bardziej. W efekcie mamy wielomiesięczną rozłąkę zakończoną wzruszającymi przeprosinami i zapewnieniami, iż bohaterowie nie mogą bez siebie żyć. Tu oczywiście też ten motyw się pojawił, jednak jedynie we wspomnieniach. Podczas adekwatnej akcji filmu obie strony zawaliły, ale potrafiły się przyznać i przeprosić. W pewnym momencie choćby Will (Bratt) powiedział, iż dojrzeli i dopiero teraz rozmawiają. Bardzo fajnie pokazało nam to prawdziwie dorosłą relację, opartą nie tylko na szaleńczym uczuciu, ale też na szacunku.
Jestem też fanką pokazywania, iż życie wcale nie kończy się po ślubie czy urodzeniu dziecka oraz iż dojrzałe kobiety też mogą się bawić i zakochiwać. Zdecydowanie zbyt długo kobiety po czterdziestce były jedynie nieciekawym tłem. Mnie do tego wieku jeszcze daleko, jednak naprawdę miło się patrzy na to, iż nie tylko młodość może być ekscytująca.
Najmocniejszym punktem filmu nie jest wcale fabuła, a obsada na naprawdę wysokim poziomie. Brooke i Benjamin wytworzyli między sobą chemię, która naprawdę fajnie zagrała. Dodatkowo Shields mogła popisać się swoim niekwestionowanym talentem komediowym. Na duży plus jest też rola Mirandy Cosgrove. Nie widziałam aktorki od czasów serialu iCarli, który średnio lubiłam. Tu jednak widać było, iż jest w swoim żywiole. No i wspaniała Rachel Harris! Dzięki niej przyjaciółka głównej bohaterki nie była jedynie dodatkiem, za pomocą którego poznamy myśli Lany, a interesującą postacią. Żałuję, iż jej wątek nie został trochę bardziej rozbudowany, ponieważ chętnie zobaczyłabym więcej popisów aktorskich Harris.
Ogromnym minusem jest polski lektor, a adekwatnie lektorka. Po pierwszej minucie wyłączyłam tę opcję i oglądałam film z oryginalnym audio. Czytając komentarze w Internecie, mam wrażenie, iż nie tylko mnie to irytowało. Niestety Netflix ma to do siebie, iż do swoich komedii romantycznych daje głos, który trochę przypomina znaną z początku wieku Ivonę. Dlatego, jeżeli oglądanie z napisami lub oryginalnym dźwiękiem wchodzi w grę, to zdecydowanie polecam te rozwiązania. Lektor niestety potrafi bardzo mocno obniżyć ogólną ocenę filmu.
Matka panny młodej absolutnie nie jest niczym specjalnym. To kolejna komedia romantyczna, której następnego dnia raczej nie będzie się pamiętać. Nie jest to film zmieniający życie, ale… nie każdy musi taki być. Niektóre produkcje mają na celu tylko i wyłącznie zapewnienie widzowi rozrywki na wieczór i to też jest fajne. Ten obraz nie skłania do żadnych życiowych przemyśleń czy kwestionowania status quo. Jest po prostu przyjemnym urozmaiceniem wieczoru.
Miłośnicy gatunku zdecydowanie nie będą żałować obejrzenia tej właśnie produkcji. Film spełnia wszystkie założenia komedii romantycznej, ma dobrą obsadę i przepiękne widoki. Nic specjalnego, ale też nic złego. Ot, po prostu kolejna produkcja Netflixa. jeżeli ktoś nie lubi takich filmów, to nie spodoba mu się i ten. Ja dobrze się bawiłam podczas oglądania i będę polecać Matkę panny młodej na spokojne wieczory przed telewizorem.