Ewa nie chciała pomagać córce, bo kiedyś ta zostawiła ją bez dachu nad głową.
Cała wieś potępiała Ewę. No bo jak to? Sama mieszka w dużym domu, a jej córka z dziećmi tłoczy się w maleńkiej chatce. Do tego Kasia tylko dolewała oliwy do ognia, oczerniając matkę. – Wodę noszę ze studni, a ona ma wodociąg. Drwa kupuję za ostatnie grosze, a u niej jest gaz – skarżyła się wszystkim, którzy uwielbiali takie historie. Ewa starała się nie zwracać uwagi na plotki, chodziła z wysoko podniesioną głową. Nie będzie przecież każdemu tłumaczyć, dlaczego postępuje właśnie tak.
Dawno temu, wiele lat wcześniej, miała wspaniałą rodzinę. Ona, mąż i ukochana Kasia. Trzypokojowe mieszkanie, dostatek. Ewa siedziała w domu, zajmowała się wychowaniem córki. Najlepsza szkoła, zajęcia dodatkowe. Wszystko gładko i pięknie.
Ale gdy Kasia miała piętnaście lat, zachorował mąż. Ewa, jako kochająca żona, rzuciła się w wir walki z jego chorobą. Potrzebne były niemałe pieniądze. Sprzedali wszystko, oprócz mieszkania. Ale niestety, nic nie pomogło. Po trzech latach męża zabrakło.
Ewie i Kasi zrobiło się trudno. Nie mieli z czego żyć. Kasia, przyzwyczajona do pewnego poziomu, zbuntowała się. Ewa znalazła pracę w sklepie. Siedziała na kasie, zastępowała sprzątaczki. Ale to były grosze. Kasia już skończyła szkołę, ale nie chciała iść na studia. – Na uczelnię nie ma pieniędzy, a do szkoły zawodowej nie pójdę i choćby nie proś – mówiła na perswazje matki.
Za to uwielbiała imprezować. I była przy tym bardzo sprytna. Jak potrzebowała pieniędzy, to nagle „mamuśka kochana”. Jak nie – „po coś mnie w ogóle rodziła, skoro pomóc nie możesz?”. I tak w kółko, aż w domu pojawił się Marcin.
Na początku Ewa się ucieszyła – córka wreszcie wzięła się za rozum. Marcin wyglądał na bardzo porządnego. Ubrany był elegancko, widać było, iż to nie z wyprzedaży. Kasię potrafił wzrokiem posadzić na miejscu. Do tego niebył skąpy. Kupował drogie produkty. I do Ewy odnosił się z szacunkiem. Od pierwszych dni nazywał ją „mamą”. w uproszczeniu – nie mężczyzna, a cukier sam w sobie.
Zamieszkali we trójkę, zadowoleni z siebie nawzajem. Ewa wracała z pracy, w domu czysto, obiad na stole. Tylko młodych nie było. Gdzieś do rana znikali. Ale Ewa się nie wtrącała – młodzi, niech żyją, jak chcia.
Jednak po pół roku zaczęły się problemy. Córka coraz częściej chodziła zapłakana, a Marcin wściekły. Ewa znów się nie wtrąciła, nie sprawdziła, co się dzieje – a szkoda. I pewnego wieczoru wezwali ją na rozmowę. – Mamo, z Marcinem chcemy żyć osobno. Potrzebujemy mieszkania – powiedziała Kasia. Ewa zdziwiła się: – Przecież ja wam nie przeszkadzam. I nie mam pieniędzy, żeby wam pomóc. – Kasia przerwała: – Nie o to chodzi. Sprzedajmy mieszkanie i podzielmy pieniądze po sprawiedliwości.
Ewa długo się wahała, ale córka nie ustępowała. Raz prosiła, raz groziła, iż sprzeda swoją część. W końcu Ewa uległa. Na spotkanie z kupcem pojechali młodzi… i zniknęli. Razem z pieniędzmi. Ewa została z niczym. Bezdomna kobieta, już nie pierwszej młodości.
Wynajmowanie mieszkania za swoją pensję było zbyt drogie. Postanowiła więc znaleźć pracę z zakwaterowaniem. Jakąkolwiek. I znalazła. Została opiekunką starszej pani, Heleny Piotrowskiej. Jej syn był zamożnym człowiekiem. Oczywiście mógł ją zabrać do siebie, ale Helena nie chciała opuszczać swojego domu. Więc wynajął jej pomoc. I tak Ewa się tam znalazła.
Helena była wymagającą kobietą. Chodziła z trudem, ale od Ewy żądała porządku, jaki utrzymywała w domu od lat. Ewa musiała się wielu rzeczy nauczyć. Na przykład pieczenia chleba w piekarniku, prasowania firan czy krochmalenia obrusów. Ale wszystkiego można się nauczyć – i ona dała radę.
Przeżyły razem tylko dwa lata. Nie stały się bliskie, ale też nie były wrogami. Heleny nagle zabrakło. Rano jeszcze się uśmiechała, a przed południem jęknęła i upadła. Syn przyjechał, wszystko zorganizował. A potem złożył Ewie propozycję. – Znam całą pani historię. Wybaczcie, ale musiałem się rozeznać. Proponuję sprzedać wam ten dom za symboliczną kwotę. Można w ratach. – Tak Ewa stała się właścicielką nieruchomości.
Ledwie się urządziła, ledwie odetchnęła. I pewnego niezbyt miłego dnia zjawiła się u niej córka. I to nie sama, a z dwójką małych dzieci. Jakby to było oczywiste, od progu oznajmiła: – Ładny masz dom. Gdzie mój pokój?
Ewa, bez owijania w bawełnę, rzuciła: – Twój pokój był w tamtym trzypokojowym mieszkaniu, które sprzedaliście z Marcinem. Przy okazji, gdzie moja część? I dlaczego adekwatnie mnie znalazłaś? A, już wiem. Marcin uciekł, pieniędzy nie ma? – Kasia obrażona wyciągnęła: – No co ty od razu. Marcin był hazardzistą i oszukał mnie tak samo, jak ciebie. Potem dwa razy wychodziłam za mąż, ale zawsze był pech. A gdy ostatni mnie wyrzucił, pomyślałam – przecież mam mamę, ona mnie nie zostawi.
Ewa twardo powiedziała: – Na próżno tak myślałaś. Jesteś dorosła, do tego matką. Dlaczego ja mam ci pomagać? Wszystko, co mogłam, już dostałaś. A jak chcesz żyć dalej beze mnie, to twoja sprawa. Dziś możecie przenocować, a jutro jedźcie, dokąd chcecie. Do pierwszego czy drugiego męża, mi to obojętne.
Kasia z dziećmi mieszkała u Ewy dwa tygodnie. A potem dogadała się z jakąś kobietą i kupiła za pomocowy certyfikat małą chatkę. Tam się przeprowadziła. Oczywiście Ewie nie było łatwo. Mimo wszystko kochała córkę. I do wnuków lgnęła. Ale Kasia nie pozwalała się z nimi widywać. Tak żyli. Blisko, a jednak daleko od siebie.
Pogodzili się dopiero, gdy Kasię spotkało nieszczęście. Jej partner przez nieostrożność spalił dom. Na szczęście Kasi i dzieci wtedy tam nie było. Byli u znajomych i tam zostali na noc. Gdy przyszli do Ewy, ta wpuściła ich do siebie. Bo jakby nie patrzeć, poEwa westchnęła ciężko, ale w głębi serca czuła, iż najważniejsze jest, by teraz stanąć przy córce, bo rodzina to jedyna przystań w burzliwym życiu.