Matka gwałtownie Przejrzała Teściową i Ostudziła Jej Ambicje

twojacena.pl 1 dzień temu

Mama w jednej chwili przejrzała zamiary teściowej i położyła kres jej ambicjom.

Być u kogoś w długu to ciężkie brzemię, ale sto razy gorsze, gdy wierzyciel bez końca wymachuje swoim „wspaniałomyślnym gestem”, domagając się wiecznej wdzięczności. Ja, Kinga, i mój mąż, Bartosz, zawsze staraliśmy się żyć oszczędnie, unikając pożyczek. Ale jego matka, Halina Stanisławówna, narzucała nam swoją pomoc, by potem bezustannie przypominać, jak to nas „uratowała”. Te uwagi milkły tylko wtedy, gdy znów „pożyczała” nam pieniądze. choćby gdy Bartosz spłacał dług w terminie, znajdowała sposób, by się pochwalić: „Widzicie, nie musieliście się zadłużać w bankach z ich lichwiarskimi odsetkami, mama was wyciągnęła!” Mieszkamy w małym miasteczku pod Poznaniem, a ta jej gra w „dobrodziejkę” zatruwała nam życie.

Gdy pojawiła się możliwość kupna mieszkania, stanowczo odmówiłam pomocy teściowej. Okazja nadarzyła się po śmierci mojej babci. Zostawiła mamie kawalerkę, mama sprzedała ją i podzieliła pieniądze między mnie i siostrę. To była prawie połowa potrzebnej sumy. ale Halina Stanisławówna natychmiast oświadczyła, iż dołoży brakujące – pod warunkiem, iż mieszkanie będzie na jej nazwisko. Zamarłam: „Dlaczego na panią?” – zapytałam. „A na kogo? To ja daję pieniądze!” – odcięła się. Nie wytrzymałam: „Moja mama też dała. Może więc będziecie współwłaścicielkami?” Teściowa poczerwieniała: „Ty sobie żarty stroisz?” – „Nie – odparłam. – Kupimy je na siebie. Pani pieniędzy nie potrzebujemy. Kredyt hipoteczny nie jest tak straszny, byśmy mieli być wiecznie pani dłużnikami”.

Nie milczałam już jak dawniej i nauczyłam się odpowiadać teściowej jej własnym tonem. To ją wściekało, więc narzekała przed rodziną, iż synowa „całkiem się rozpuściła”. Mimo to wepchnęła Bartoszowi pieniądze, ignorując nasze protesty. Wrócił do domu zmieszany: „Przepraszam, wziąłem od mamy. Zamęczała mnie twoją ‘nieustępliwością’ i gadaniem o kredycie.” Ja tylko westchnęłam: „No dobrze, będziemy się kłaniać i dziękować.” Ale nie miałam pojęcia, jaki koszmar nas czeka.

Po wpłacie swojej części Halina Stanisławówna uznała się za panią mieszkania. Dyktowała, jakie tapety wybrać, jakie meble kupić, gdzie postawić kanapę. „Kabina prysznicowa do wyrzucenia, przywiozę wannę. Mi w wannie wygodniej, a i dzieci przyjdą, gdzie je kąpać będziecie?” – rządziła. Walczyliśmy z jej „radami”, ale to była walka z wiatrakami. Gdy urządziliśmy mieszkanie, teściowa zażądała kluczy „na wszelki wypadek”. Czułam, jak wściekłość we mnie wrze, ale zgodziłam się, by uniknąć awantury. To był mój błąd.

Pierwszej niedzieli obudził mnie hałas w kuchni. W półśnie, w samej koszulce, wleciałam tam i zastygłam: Halina Stanisławówna przestawiała naczynia w szafkach. „Co pani robi?” – wyrzuciłam z siebie. Zamiast odpowiedzi pisnęła: „Bezwstydnica! Nie wstydzisz się tak chodzić?” Moja cierpliwość pękła: „A dlaczego nie? To mój dom! Mogę chodzić, jak mi się podoba! A pani co tu robi?” – „Twój dom? – warknęła. – A kto dał na niego pieniądze?” Nie wytrzymałam: „Nie pani! Kuchnię opłaciła moja mama. Pani pieniądze poszły na łazienkę, niech pani tam rządzi!” Bartosz, zbudzony krzykami, złapał się za głowę i uciekł do sypialni, zostawiając nas same.

Zrozumiałam, iż bez wsparcia nie dam rady, i wezwałam odsiecz – swoją mamę, Justynę Kazimierzównę. Zamknęłam się w łazience i szeptem wyjaśniłam sytuację. Po pół godzinie zadzwonił dzwonek. Teściowa, jak gdyby nigdy nic, otworzyła: „Ojej, Justynko, a ty z torbami? Co za niespodzianka!” Mama, nie tracąc czasu, odparła: „Nudno mi samej, postanowiłam z dziećmi pomieszkać. Dałam na mieszkanie, mam prawo. A pani co tu robi?” Teściowa zmieszała się: „Ja… tylko zajrzałam, zobaczyć.” – „Co? – nie odpuszczała mama. – Tą kabinę, którą pani chce wyrzucić? Mi się podoba. A ta pani wanna pewnie jeszcze z PRL-u. Podzielmy się: pani – stara wanna, ja – kabina z radiem!”

Mama nie pozwoliła jej dojść do słowa, a teściowa zrozumiała, iż ma do czynienia z równym przeciwnikiem. Zaczęła się wycofywać: „No, swachna, po co się kłócić? Chodźmy na kawę do tej cukierni za rogiem, pogadamy spokojnie.” Wyszły, a my z Bartoszem, przeżegnawszy się, wreszcie zaczęliśmy dzień. Nie wiem, o czym mama rozmawiała z teściową, ale od tamtej pory Halina Stanisławówna zaprzestała najazdów. Nie pojawia się bez zapowiedzi, nie narzuca „rad” i mówi do mnie uprzejmie, wiedząc, iż moja mama mnie obroni.

Serce śpiewa mi z tej małej wygranej, ale niepokój zostaje. Teściowa chowa urazę i czuję, iż czeka na moment, by przypomnieć o swoim „dobrodziejstwie”. Ale teraz wiem: moja mama to moja twierdza. Jedną rozmową postawiła ją w miejscu, chroniąc nasz dom i naszą wolność. Dziękuję jej za to, ale w głębi duszy boję się, iż Halina Stanisławówna jeszcze spróbuje odzyskać władzę. Jestem jednak gotowa – z mamą za plecami nie dam się.

Idź do oryginalnego materiału