Mate

adamaswtrasie.blogspot.com 9 miesięcy temu
Gran Chaco. Najgorętsze miejsce na kontynencie południowoamerykańskim. Łapiemy stopa, dwukrotnie. Obaj kierowcy popijają yerba mate, przez rurkę zwaną bombilla, z pojemnika znanego jako matero, choć tu mówią nań guampa.
Yerba mate
- Guampa zrobiona z wołowego rogu – zachwala jeden z nich, ranczer w pickupie – Jak się pije z tego, to potem jest twardy jak róg!
Filadelfia – dawny Fernheim: czekamy na autobus do stolicy. Współczekający wyciągają termosy, zalewają swoje matero, i pociągają yerby.
Podróż z mate i telefonami
Asuncion: liczba termosów zwiększa się. A dworcowe stragany oferują utensylia do picia yerby wszelkich kształtów i rozmiarów.
Naczynia na mate wszelkich kształtów i rozmiarów. Oraz termosy.
Ba, choćby jest bar serwujący tylko mate.
Bar yerbowy na dworcu w Asuncion
To znaczy – i mate, i terere. Tu, w Paragwaju bowiem nazwa mate zastrzeżona jest tylko do gorącego napoju na bazie ostrokrzewu paragwajskiego. Nikt nie powie inaczej. Ale taki ciepły kofeinowy (zawarta w ostrkorzewowym suszu mateina jest z chemicznego punktu widzenia dokładnie tym samym związkiem co herbaciana teina i właśnie słynny alkaloid z kawy; ot, różne nazwy handlowe) pije się adekwatnie wszędzie tam, gdzie kiedyś żyli Indianie Guarani (bądź gdzie sięgał Paragwaj): czyli w Argentynie i Brazylii (miejscowa yerba, z portugalskiego erva, jest drobniej mielona), a czasem w Urugwaju i w Boliwii. Specyfiką miejscowej yerby jest – niepraktykowane praktycznie nigdzie indziej – picie tego napoju na zimno. Ot, susz w guampie zalewa się lodowatą wodą – a napój zwie się terere. Z akcentem na ostatnie e.
Terere
Czemu? No, to wystarczy przespacerować się przez Gran Chaco: zachodni Paragwaj zwyczajnie ledwo nadaje się do życia. Zresztą jeżeli chodzi o wschodnią część kraju, nieco bardziej wyżynną (najwyższy punkt Paragwaju nie sięga 900 metrów nad poziomem morza; miłośnicy gór nie są zainteresowani wizytami tutaj) i onegdaj porośniętą lasami tropikalnymi (ale nie dżunglą) to też nie jest dużo chłodniejsza. Mate – tą ciepłą – napić się można w chłodne wieczory (podobno na Gran Chaco nocą może być w okolicach zera, a jak chodzi o Paraguay Oriental, to słyszałem, iż czasem – pewnie co kilkadziesiąt lat – zdarzają się przymrozki), ale tak, to terere.
Gran Chaco
My tu jednak gadu gadu, a jak wygląda ów Ilex paraguaiensis, ostrokrzew paragwajski? Cóż, słysząc "ostrokrzew" na pewno widzimy te kolczaste nomen omen liście, z których w Stanach Zjednoczonych robi się wieńce wieszane na drzwiach w okresie Bożego Narodzenia. Wiecie, te z czerwonymi owocami, holly wood, jak zwą roślinę. Otóż... Trafiłem na plantację yerba mate – ot, krzaki wielkości naszych krzewów borówki amerykańskiej czy kamczackiej (jak ktoś woli nasze owoce – wyrośniętej porzeczki). Podobno w naturze ostrokrzew może przybrać postać sporego drzewa, ale na polu co jakiś czas jest karczowany i zbierany do suszenia. Oprócz liści używa się też gałązek. Co zaś do listków... No oszukaństwo jakieś, wcale nie są ostre. Ot, takie jakieś jak bobkowe.
Ostrokrzew paragwajski
Botanika bywa zwodniczą nauką, zaprawdę. Ale i tak nie jest źle. Najgorzej mają Szkoci. W języku polskim ich narodowy kwiat, taki oset trochę, nazywa się... popłoch. Wyobraźcie sobie, iż brytyjski monarcha dekoruje kogoś medalem Orderu Popłochu? No słabo. Dlatego przyjęło się, iż to Order Ostu. A. Jabłko nie jest prawdziwym owocem (ale o tym już pisałem).
Szkocki krajobraz
Jak się pije zaś ten napój? No, adekwatnie u nas od dawna dostępna jest ta "herbatka" w szczurach torebkach, więc wystarczy zalać wodą (najlepiej niezbyt gotującą), ale fachowo i snobistycznie powinno się wsypać susz do specjalnego naczynia (matero bądź – w Paragwaju – guampa): drewnianego, tykwowego, metalowego, rogowego – do wyboru do koloru – potem wetknąć rurkę z sitkiem do picia (bombilla) i zalać gorącą acz nie gotującą wodą (chyba, iż terere, to wtedy bardzo zimną). I nie pić. Ponieważ w magiczny sposób ta pierwsza woda znika. Wchłania ją oczywiście ostrokrzewowy susz, ale miejscowi powiadają, że wypija to Święty Tomasz (nie wiem czemu, patronem rzeczy zagubionych jest wszak Święty Antoni z Padwy, jak wskazuje miano, Portugalczyk). Potem zalewa się guampę jeszcze raz – i tym razem, jak nakazuje yerbowy savoir vivre, napar wypija gospodarz. Może dlatego, żeby pokazać, iż naczynie nie jest zatrute (jak ja uważam), a może z tej przyczyny, iż pierwsza porcja, najbardziej intensywna w smaku (jak twierdzą eksperci), jest zwyczajnie ohydna, i wstyd gościom dawać (żeby była jasność – drugie zalanie też nie jest przesadnie smaczne). Następnie zalewa się susz kolejny raz, i kolejny – i spija się to po kolei w kółku (uwaga: jak się powie "dziękuję" to wypada się z kolejki), aż roślinna masa straci smak.
Kwiaty yerba mate
A właśnie: smak – już co nieco o nim wspominałem. Otóż napar z yerba mate smakuje ni mniej ni więcej tylko jak woda od kiepów. Ohydnie, po prostu. Wypić wypiję, ale sam jestem fanem herbaty. Może to właśnie ten papierosiany posmak sprawia, iż – prawdopodobnie już od wieków – do ostrokrzewu dodaje się różne smakowe dodatki (znając życie część z nich ma walory zdrowotne oprócz tego, a wszystkie magiczne – gros na potencję). Takie ziółka można nabyć praktycznie wszędzie, choć nie zachęcam do kupna – nigdy nie wiadomo jak na te tajemnicze rośliny zareaguje organizm Gringo.
Stoisko z dodatkami do yerby
Na koniec jeszcze jedna ciekawostka o yerba mate – dopiero ostatnio napój stał się popularny na Świecie. Wcześniej import tego surowca do Europy (orędownikiem byli już jezuici w XVIII wieku) blokowali importerzy herbaty, wymuszając na władcach (choćby rosyjskich carach w XIX wieku) olbrzymie cła na ostrokrzew paragwajski. Zgoła inny stosunek do rośliny mieli europejscy imigranci – w Ameryce Południowej zakładali plantacje, często do dziś prosperujące i cieszące się pewną renomą. Jako polski patriota mogę – tu trochę lokowanie produktu – markę Amanda. Czemu? Plantację tą założyli po prostu nasz rodak, znany w Argentynie inżynier Szychowski. Z tych samych przyczyn nie mogę polecić innych równie renomowanych marek (na przykład popularnej u nas Rosamonte) zakładanych przez plantatorów z nacji nam nieprzyjaznych. I wiem, że to głupie przenosić konflikty ze Starego Świata do Nowego, zwłaszcza, iż ten – i o tym następny wpis – ma w historii własne, nieraz bardzo krwawe wojny.
Ruiny jezuickich misji - tu Misiones w Argentynie
Idź do oryginalnego materiału