– Masz miesiąc, żeby opuścić moje mieszkanie! – oznajmiła teściowa

polregion.pl 1 tydzień temu

— Macie miesiąc, żeby się wyprowadzić z mojego mieszkania! — oświadczyła teściowa.

Razem z Bartkiem żyliśmy już dwa lata. Kochaliśmy się, planowaliśmy przyszłość i w końcu postanowiliśmy się pobrać. Z jego matką, Heleną Kowalską, zawsze miałam dobre, a choćby serdeczne relacje. Szanowałam ją, słuchałam rad, starałam się nie sprzeciwiać. Wydawało się, iż cieszy się z naszego związku — była uprzejma, nigdy nie dała powodu do kłótni. Myślałam, iż mam szczęście.

To właśnie ona pomogła nam zorganizować wesele. Moi rodzice ledwo uzbierali na skromny prezent, bo nie najlepiej im się powodzi. Helena Kowalska wzięła na siebie wszystko — od restauracji po wynajem samochodu. Dziękowałam jej z całego serca i czułam, iż staliśmy się niemal rodziną.

Ale wszystko zmieniło się już pierwszych dni po ślubie.

— No cóż, dzieciaki — powiedziała przy rodzinnym obiedzie — swoją misję spełniłam. Wychowałam syna, dałam mu wykształcenie, wprowadziłam w świat, a teraz ożeniłam. Nie miejcie mi za złe, ale chcę, żebyście w ciągu miesiąca wyprowadzili się z mojego mieszkania. Jesteście rodziną, więc powinniście żyć na własną rękę. To ważne. Może wam być ciężko, ale takie jest życie. Uczcie się oszczędzać, szukać rozwiązań, podejmować dorosłe decyzje. A ja wreszcie będę żyć dla siebie.

Nie od razu zrozumiałam, co się dzieje. Zrobiło mi się gorąco, serce zaczęło walić. A potem — lodowato. Jak to? Wczoraj jeszcze byliśmy jej „ukochanymi”, a teraz spokojnie wyrzuca nas z domu? I wnuków, jak widać, też nie zamierza się niańczyć…

— jeżeli liczyliście, iż będę wam siedzieć z dziećmi, to na próżno — dodała spokojnie. — Jestem matką, nie babcią-do–wszystkiego. Całe życie poświęciłam Bartkowi. Chociaż resztę chcę przeżyć po swojemu. Mój dom zawsze będzie dla was otwarty — na herbatę, na święta. Ale na stałą pomoc nie liczcie. Przyjdzie czas — sami zrozumiecie.

Siedziałam, ledwo powstrzymując łzy. Z Bartkiem choćby nie zdążyliśmy się rozlokować, ciągle mieszkaliśmy u niej. A teraz — walizki i ulica? Wynajem? Tułaczka? I to wszystko od kobiety, którą uważałam za drugą matkę…

Byłam wściekła. Uznałam jej postępowanie za zdradę. Wygodnie urządziła się w swoim trzypokojowym mieszkaniu, sama! A my teraz mamy się gnieździe gdzie popadnie. Do tego Bartek ma udział w tym mieszkaniu — tu się wychował, a teraz ma po prostu wyjść? A wnuki? Czyż babcie nie marzą o przytulaniu maluchów, przekazywaniu im doświadczenia, miłości? A ona po prostu machnęła ręką.

Bartek, ku mojemu zdumieniu, nie sprzeciwił się matce. Wręcz przeciwnie — od razu zaczął szukać nowego mieszkania i pracy z wyższą pensją. Mówił, iż mama ma rację. Jesteśmy dorosłą rodziną i powinniśmy sami stanąć na nogi.

Próbowałam zrozumieć: dlaczego? Dlaczego zachowała się tak chłodno? Czy nie mogła poczekać choć parę miesięcy? Albo pomóc nam znaleźć mieszkanie? Moi rodzice nie są w stanie nas wspierać, ale liczyłam, iż przynajmniej teściowa będzie po naszej stronie. Jak się okazało — nie.

Teraz pakujemy rzeczy. I każdego wieczoru myślę — czy ona miała rację? Czy po prostu zmęczyło ją udawanie?

Co wy o tym sądzicie?…

Idź do oryginalnego materiału