— Macie miesiąc, żeby się wyprowadzić z mojego mieszkania! — oświadczyła teściowa.
Z Adasiem byliśmy razem dwa lata. Kochaliśmy się, planowaliśmy wspólną przyszłość, aż w końcu postanowiliśmy się pobrać. Z jego matką — Elżbietą Marią — zawsze byłam w dobrych, wręcz serdecznych relacjach. Szanowałam ją, słuchałam rad, unikałam sporów. Wydawało się, iż cieszy ją nasz związek — zawsze uśmiechnięta, nigdy nie dała powodu do kłótni. Myślałam, iż miałam szczęście.
To ona pomogła nam zorganizować wesele. Moi rodzice ledwo uzbierali na skromny prezent, ich finanse nie były w najlepszym stanie. Elżbieta Maria wzięła na siebie wszystko — od wynajęcia restauracji po samochód dla nowożeńców. Dziękowałam jej z całego serca, czułam, iż staliśmy się niemal rodziną.
Ale wszystko zmieniło się już w pierwszych dniach po ślubie.
— No cóż, dzieciaczki — powiedziała podczas rodzinnej kolacji — swoją misję wypełniłam. Wychowałam syna, dałam mu wykształcenie, wprowadziłam w świat, a teraz ożeniłam. Nie gniewajcie się, ale chcę, żebyście w ciągu miesiąca wyprowadzili się z mojego mieszkania. Jesteście rodziną, więc powinniście żyć na własną rękę. To ważne. Tak, może być wam trudno, ale takie jest życie. Nauczcie się oszczędzać, radzić sobie, podejmować dorosłe decyzje. A ja wreszcie chcę pożyć dla siebie.
Nie od razu zrozumiałam, co się dzieje. Zrobiło mi się gorąco, serce waliło jak młot. A potem — zimno. Jak to? Wczoraj jeszcze byliśmy jej „ukochanymi“, a dziś spokojnie wyrzuca nas z domu? I wnuków, jak widać, też nie zamierza niańczyć…
— jeżeli myśleliście, iż będę wam siedziała z dziećmi, to się przeliczyliście — dodała spokojnie. — Jestem matką, nie babcią-do-wszystkiego. Całe życie poświęciłam Adasiowi. Chociaż resztę dni chcę przeżyć dla siebie. Mój dom zawsze będzie dla was otwarty — na herbatę, na święta. Ale na stałą pomoc nie liczcie. Przyjdzie czas — sami zrozumiecie.
Siedziałam, ledwo powstrzymując łzy. Z Adasiem choćby nie zdążyliśmy się zagospodarować, wciąż mieszkaliśmy u niej. A teraz — walizki i ulica? Wynajem? Tułaczka? I to wszystko od kobiety, którą uważałam za drugą matkę…
Byłam wściekła. Uznałam jej postępowanie za zdradę. Wygodnie urządziła się w swoim trzypokojowym mieszkaniu, sama! A my teraz będziemy szukać, gdzie się podziać. Co więcej, Adaś ma udział w tym mieszkaniu — tu dorastał, a teraz po prostu ma odejść? A wnuki? Czy babcie nie marzą o tym, by niańczyć maluchy, przekazywać im doświadczenie, miłość? A ona po prostu machnęła ręką.
Adaś, ku mojemu zaskoczeniu, nie sprzeciwił się matce. Wręcz przeciwnie — od razu zaczął szukać nowego lokum i pracy z wyższą pensją. Mówił, iż mama ma rację. Jesteśmy dorosłą rodziną i powinniśmy sami budować swoje życie.
Próbowałam zrozumieć: dlaczego? Dlaczego zachowała się tak chłodno? Czy nie mogła poczekać choć parę miesięcy? Albo zaproponować pomoc w znalezieniu mieszkania? Moi rodzice nie mogą nas wesprzeć, ale liczyłam, iż przynajmniej teściowa będzie blisko. Ale, jak się okazało, nie.
Teraz pakujemy rzeczy. I każdego wieczora myślę — czy ona rzeczywiście miała rację? A może po prostu zmęczyła się udawaniem?
Co wy o tym sądzicie?…