MASYW CHEŁMCA. Jesienią w górach

nieustanne-wedrowanie.pl 1 rok temu

To była sobota i miałyśmy wolny od pracy dzień. Wymyśliłyśmy sobie, iż wyskoczymy na kilka godzin w góry. Do Wałbrzycha od nas niedaleko, a na Chełmcu jeszcze nie byłyśmy nigdy, więc piorunem ogarnęłyśmy przygotowania do drogi i ruszyłyśmy autostopem w trasę. Była jesień. Niebo na przemian słoneczne i naburmuszone, a my w dobrych nastojach, bo przed nami przygoda i masyw Chełmca.

Chełmiec to taki górski mieszczuch

To interesujące miejsce w Górach Wałbrzyskich. Wypiętrzenie z wulkaniczną przeszłością, do którego zmierzaliśmy leży bezpośrednio w trzech miastach: w Szczawnie – Zdroju, Boguszowie – Gorcach i w Wałbrzychu, ale w drodze na szczyt nie odczuwa się miejskiego zgiełku. Tamtejsze szlaki dostosowane są do każdego rodzaju turysty. Można wejść na górę bez wysiłku i można też korzystać z bardziej stromych tras. Jest możliwość wjechania na wierzchołek rowerem. Czyli dla wszystkich coś fajnego. Masyw Chełmca bez ograniczeń.

To fantastyczne miejsce do wypoczynku i wyciszenia po ciężkim tygodniu pracy. Na szczycie znajduje się wieża widokowa, niestety niedostępna dla turystów, więc nie miałyśmy okazji zobaczyć panoramy okolicy z tej wysokości. Chełmiec to jeden z 28 szczytów Korony Gór Polskich. Jego Wysokość mierzy jednak zaledwie 851 n.p.m. Miejsce w Koronie „odebrał” Borowej, która jest o kilka metrów wyższa, a pomimo tego nie znajduje się na tej liście. Na szczycie Chełmca znajduje się bardzo wysoki krzyż…

Według mnie obiekt ten kompletnie nie pasuje do otoczenia i mocno szpeci, jednak odobno nocą jest podświetlany, więc tylko tyle byłoby z niego pożytku – na przykład dla takich jak my, co lubią nocować na szczytach gór dla relaksu. Masyw Chełmca nadaje się wypadów pod namiot tak samo dobrze, jak góra Ślęża czy Wielka Sowa. Wiem to, ponieważ niejednokrotnie tam biwakowaliśmy na dziko.

Kiedy ostatecznie dotarliśmy do Wałbrzycha, ruszyliśmy na spotkanie przygody!

Park krajobrazowy Sudetów Wałbrzyskich. Masyw Chełmca

W tym uroczym parku krajobrazowym jeszcze całkiem niedawno rządziły kopalnie węgla i teren był mocno zanieczyszczony. Góry tonęły w chmurach oparów złożonych z tablicy Mendelejewa. Istny koszmar dla środowiska naturalnego! Piętno to przeszło jednak do historii i dziś – choć po kopaniach i dymiących kominach fabrycznych zostały jedynie wspomnienia – Góry Wałbrzyskie często kojarzą się nieprzyjemnie.

Te stosunkowo niskie wzniesienia potrafią zaskakiwać podczas wędrówek. Trzy masywy – Krąglaka, Trójgarbu i Chełmca tylko wyglądają na łagodne. W rzeczywistości swoją strzelistość mają i o ile ktoś nie jest zahartowany w boju, może dostać nieźle w kość podczas zdobywania tych szczytów. W okolicy ciasno jest od osiedli mieszkaniowych, więc rzadko można spotkać tu dzikie zwierzęta. Sarny, dziki i muflony wolą pobliskie Góry Kamienne i Sowie. Nie oznacza to jednak, iż brakuje tu mieszkańców lasu. Aż 90 gatunków ślimaków wędruje po całej powierzchni parku!

I powiem Wam, iż bardzo tam ładnie i miło. Jesienią turystów jest tam niewielu, więc szlaki nie są zatłoczone. Cieszy nas wiadomość o tym, iż ziemia wałbrzyska odpoczywa od zanieczyszczeń. Że wraca do zdrowia po wielu latach walki z „nowotworem”.

Na szlaku

Wpadliśmy na pomysł skrócenia sobie drogi. Szczyt widoczny był już między drzewami, więc po co wchodzić na górę dłuższą drogą? Ruszyliśmy na przełaj za nic mając górskie oznaczenia szlaków.

U szczytu jednak widoczne było ogrodzenie. No cóż, trzeba nam było iść wzdłuż niego, żeby dojść do jakiejś furtki albo bramy. Przedzierałyśmy się jak przez tę dżunglę dolnośląską. Wszędzie chaszcze i krzaki! Przydałaby się maczeta, ale niestety nie miałyśmy takowej na wyposażeniu.

Wędrowałyśmy tak dobry kwadrans cały czas mając nadzieję, iż dojdziemy ostatecznie do jakiegoś sensownego wejścia, ale okazało się, iż żeby dotrzeć do drogi trzeba zejść w dół ze stromego urwiska, na dnie którego rosły jeszcze wyższe chaszcze. No nie… To zbyt ekstremalne! To miał być miły spacerek po szlaku, a nie ćwiczenia alpinistyczne. Proponowałam wracać, ale nikomu z ekipy nie uśmiechała się droga powrotna pełna kolców jeżyn, kleszczy i innego dziadostwa. Ines weszła trochę głębiej w tę „dżunglę” i nawoływała mnie do siebie, mówiąc, iż coś znalazła.

No i znalazła faktycznie. Dziurę w płocie

Najpierw czujnie się rozglądałyśmy. Potem cicho przesunęłyśmy paletę, która wypełniała ubytek w ogrodzeniu. Co jakiś czas któraś z nas szeptała, iż tak nie wolno, bo to normalny włam jest. Pomimo tego jednak przeszłyśmy przez tę dziurę, no bo co nam pozostało? Wracać przez krzaki i znowu się zgubić?

Coś w oddali chrząknęło…

Piorunem znalazłyśmy się po drugiej stronie i od razu zastawiłyśmy wyrwę w ogrodzeniu. Pewnie to jakaś dzika świnia sobie żerowała, a my na całe szczęście ją ominęłyśmy i dałyśmy drapaka za płot na teren prywatny.

Znalazłyśmy się na podwórku. Z jednej strony jakieś klamoty, a z drugiej samochód jakby ze złomu. I cisza. Nikogo nie było widać. Szłyśmy pomału, na paluszkach, wstrzymując oddech i bardzo byłyśmy skupione. Poszukiwałyśmy furtki aby opuścić tę prywatną posesję i w końcu dotarłyśmy do wyścia. Brama była wysoka na dwa i pół metra, a pionowe, metalowe przęsła nie sprzyjały wspinaniu się w górę.

To ważna informacja, ponieważ gwałtownie okazało się, iż brama jest zamknięta, a na niej wisiała tabliczka z napisem – Teren prywatny. Wstęp wzbroniony. Oczami wyobraźni widziałam już spuszczone psy, które pędzą na nas rozwścieczone na maksa i ochroniarzy biegnących do nas z bronią w ręku. Ines bierze na siebie czworonogi, a ja obezwładniam goryli. Walka jest krótka ale zażarta! Po kilku minutach wszyscy oni skomlą łaski u naszych stóp, błagając aby darować im życie…

No ale tak całkiem na poważnie to trzeba nam było koniecznie stąmtąd wyjść, żeby nie narobić sobie kłopotów!

Zaczynam szukać innego wyjścia

Siatka ogrodzeniowa lepiej nadawała się do wspinaczki, ale za to była naprawdę bardzo wysoka i wiotka. Wiedziałam, iż o ile wejdę po niej i się zachwieję, to spadnę na zbity pysk i wszystkie zęby sobie wybiję. Mój lęki wysokości jest nierofolmowalny i zawsze w podobnych okolicznościach daje mi w kość. W tamtej chwili zaczęłam już się miotać i bić z myślami. Każda z nas miała własną wizję jak się przedostać na drugą stronę. Ines pierwsza podjęła wyzwanie. Weszła na poprzeczne przęsło i tak jakoś przechodziła, iż w pewnym momencie stanęła na tej bramie na wysokości dwóch i pół metra zanim nogi przełożyła. Z całym szacunkiem dla jej odwagi, ale to był cud, iż się wtedy nie zabiła albo całkiem połamała. Trwało to dość długo, a ja co chwilę zamykałam oczy, nie mogąc patrzeć na te wyczyny.

Ale przyszła pora i na mnie…

No matkaInes udawała, iż nie jest spięta – Teraz ty. Ale spokojnie – mówiła do mnie jak do wariata i podejrzanie beztrosko się uśmiechałaNic ci się nie stanie, to nie jest wysoko. To tylko tak wygląda.

Wziełam głęboki oddech i zaczełam się wspinać. Kroczek po kroczku po ukosie, ale wciąż do góry. Już przerzuciłam jedną nogę na drugą stronę i … wtedy Ines powiedziała:

Tylko w dół nie patrz!

A ja właśnie w dół patrzę! I widzę, iż starsznie jest wysoko! Cała brama bujała się od mojego ciężaru, a nogi me i ręce sparaliżował strach. W tych okolicznosciach zaczęłam schodzić.

Nie rób tego! – Ines wołała – Dasz radę!

Ale nie dałam. Zeszłam całkiem spanikowana i z nerwowym odechem patrzyłam na nią zza krat.

No to jeszcze raz! Powoli do góry

Kroczek po kroczku. I już mam nogę przerzucać, a tu paraliż i fobia. Brama się kolebie i ja się kolebię. Noga z powrotem i znowu piorunem w dół. No i jest problem. Przez bramę nie przejdę. Ona na zewnątrz, a ja w środku.

Ale przecież nie możesz tak tam stać, bo cię w końcu ochrona namierzy – Ines poinformowała mnie o tym w taki sposób, iż zaczęłam być na nią poważnie wściekła.

No nie mogę, nie mogę… – mamrotam pod nosem i zaczynam przyglądać się mojej przeszkodzie.

Brama zamontowana była na nierówności, dlatego jednej jej strony znajdowała się dość spora szczelina. Na oko mógłby się pod nią przecisnąć lis.

Nie patrz na to – Ines czytała mi w myślach – Jest za wąsko. Też o tym myślałam.

Po tej chwili rozmowy ponawiłam próbę przejścia przez bramę górą, ale i tym razem nic z tego. Zaczełam się miotać. Chodziłam przy ogrodzeniu jak lew po klatce i patrzyłam na wspomnianą szczelinę miedzy gruntem, a bramą. W najszerszym jej miejscu była kałuża i błoto.

I nagle podjęłam decyzję. W jednej chwili ściągnęłam koszulkę i podałam ją Ines przez kraty. Zostałam w samym staniku, położyłam się na ziemi i zaczęłam przeciskać się dołem kąpiąc się jak dzik w kałuży. Wszystko odbyło się natychmiastowo. Byłam wprawdzie upaprana w błocie, ale w moment znalazłam się po drugiej i założyłam koszulkę. Zarzuciłam plecak i zawiązałam sweter na biodrach.

No to co? – zapytałam – Idziemy dalej?

Tak sobie myślę, iż gdyby ktoś wtedy przeglądał to co tego dnia zarejestrowały kamery na szczycie Chełmca, oglądający mieliby niezły ubaw…

Masyw Chełmca. Na szczycie góry

Jak świat światem zawsze tam, gdzie na horyzoncie jawiła się góra, wyższa od innych w okolicy, często stawała się ona świętą. Przykładów jest na to cale mnóstwo. Tak rzecz miała się z niewysoką Ślężą i tak działo się w przypadku Chełmca.

W czasach prasłowiańskich urzędowali tam czarownicy, wiedźmy, a główną atrakcją były rytualne obrzędy. To na początku. Później takie miejsca były wykorzystywane w ramach techniki. Na naszej starej Ślęży – podobnie jak na leciwym Chełmcu pojawiły się maszty radiowo – telewizyjne. Następnie góra ta doczekała się własnej drogi krzyżowej i krzyża na swoim wierzchołku, który mierzy aż 35 metrów wysokości i widoczny jest z kilkudziesięciu kilometrów. Podświetlany reflektorami nocą jest jak wielka latarnia. Nazwano go Krzyżem Milenijnym i jest on najwyższym krzyżem w Europie. Góra urocza, tereny wokół bajkowe, a krzyż… taki sobie.

Masyw Chełmca ma prawdopodobnie dużo więcej do zaoferowania, ale my mieliśmy tylko jeden jesienny dzień do dyspozycji. Przyjechaliśmy dosłownie na chwilę i widzieliśmy zdecydowanie za mało. Od tamtego czasu jednak wiele się u nas zmieniło. Droga nie jest już jedynie ciekawym dodatkiem do naszego życia, ale stała się nim.

Zainteresowanych naszymi przygodami, odsyłamy do naszej pierwszej książkiO rycerzach, śmiertelnych intrygach i bajecznych majątkach, gdzie znajdują się nigdy nie publikowane na tym blogu historie. Polecamy!

Idź do oryginalnego materiału