Marzenie o tańcu

newsempire24.com 1 dzień temu

Marzyła o tańcu

Muzyka nagle umilkła, sala zamarła. Kinga słyszała tylko swój oddech. Nagle ciszę przerwał jeden klask, a chwilę później burza oklasków ogłuszyła ją. Widzowie wstali z miejsc, wielu miało łzy w oczach.

Kinga spojrzała na Antoniego. Pochylił się i pocałował ją. Na jego ustach pozostał słony smak jej łez. Oklaski zaczęły cichnąć, ludzie wychodzili z sali. Antoni popchnął wózek z Kingą w stronę wyjścia.

— Zmęczona?
— Nie. Jestem szczęśliwa! Dziękuję ci! — Zaśmiała się przez łzy.

***

Kinga przygotowywała kolację i zerkała na zegar. niedługo miał wrócić Krzysztof. Postawiła czajnik na gazie, gwałtownie kroiła warzywa do sałatki. Znów spojrzała na zegar. “Spóźnia się. Zadzwonić? Nie. Znów powie, iż wymyślam zdradę, iż sobie wmawiam. Chcę mu wierzyć. Ale nie mogę. Nie mogę dłużej.” — Dłonie aż swędziały, żeby złapać telefon i do niego zadzwonić. — “Znów to samo?”

Kinga do bólu ścisnęła rękojeść noża, aż jej kostki zbiegły. Potem otworzyła dłoń, a nóż z metalicznym brzękiem upadł na stół. Znów spojrzała na zegar, którego wskazówki wlokły się, wystawiając jej cierpliwość na próbę. W końcu nie wytrzymała i wybrała numer męża. “No dalej, odbierz. Powiedz, iż już jesteś w drodze” — błagała długie sygnały. ale te, jakby drwiąc z niej, wbijały się w jej bębenki.

Odrzuciła komórkę. Telefon prześlizgnął się po stole i zatrzymał na samej krawędzi. “Spokojnie. Nie zwariuj. Zaraz wróci…” — próbowała się uspokoić.

Krzysztof wrócił po północy. Wypłakana Kinga zasnęła, ale gdy tylko klucz zgrzytnął w zamku, ocknęła się i uniosła głowę. Spod drzwi przedpokoju sączyła się smuga światła. Wstała i gwałtownie otworzyła drzwi. Krzysztof ściągał buty i drgnął z zaskoczenia. ale gwałtownie się opanował, zapytał, jakby nigdy nic:

— Przestraszyłaś mnie. Czemu nie śpisz?

— Chcę ci spojrzeć w oczy. Obiecałeś, iż się z nią nie zobaczysz…

— Nie zaczynaj. Byłem ze znajomymi, oglądaliśmy mecz, wypiliśmy piwo…

— Nie mogę już. Nie mo-gę — powiedziała Kinga dzieląc słowa, przerywając tłumaczenia męża. — Nie mogę czekać i nadsłuchiwać kroków za drzwiami. Dość. — Objęła rękami brzuch i poszła do pokoju, lekko zgarbiona, jakby nie miała siły się wyprostować.

Zwinęła się w łóżku i rozpłakała.

— Kinga, ja też mam dość twojej zazdrości. Naprawdę. Nie mogę choćby kroku zrobić. Mówiłem, iż z chłopakami zasiedziałem się… — Krzysztof podszedł do łóżka, ale choćby nie spróbował jej przytulić, ukoić płaczącą żonę.

— A zadzwonić nie mogłeś? Telefon, jak zwykle, padł? Mam tego dość. Mógłbyś wymyślić coś nowego. Nie śmierdzisz piwem — jęknęła Kinga, zerwała się z łóżka i pobiegła do przedpokoju.

Gdy Krzysztof zrozumiał, co zamierza, było już za późno. Kinga wyjęła z jego kurtki telefon i patrzyła na świecący ekran.

— Oddaj! — Krzysztof rzucił się na nią, próbując odebrać, ale Kinga odsunęła telefon.

— Kochanie, już dojechałeś? Żona już zrobiła awanturę czy zostawiła na rano? — przesłodzonym głosem przeczytała wiadomość na ekranie. — I który to z twoich kumpli nazywał cię kochaniem?

Krzysztof znów próbował odebrać telefon, ale Kinga oddała go bez walki. Odsunęła męża, minęła go i zaczęła się ubierać.

— Napisz jej, iż jesteś wolny. Idę do mamy. Żeby jutro rano ciebie i twoich rzeczy tu nie było.

— Przestań, Kinga. Jest noc. No dobra, nie byłem z chłopakami… — zaczął Krzysztof i urwał.

Twarz żony wykrzywiła się, jakby patrzyła na obrzydliwego szczura.

— Czego ci brakuje? — cicho zapytała Kinga, znów zgarbiona, jakby skręcał ją ból. — Nie mogę już. Nie zostanę z tobą ani chwili.

Wzięła torebkę i wyszła. Krzysztof nie zatrzymał jej, nie próbował. Na ulicy Kinga zamówiła taksówkę, potem zadzwoniła do mamy.

— Znowu się pokłóciliście? Mówiłam, żebyś nie wierzyła jego obietnicom. Trzeba było odejść od razu, nie wybaczać — mówiła mama do słuchawki.

— Dobrze, mamo, pogadamy później. — Kinga przerwała połączenie.

Ale do mamy nie dojechała. Taksówka mknęła przez pusty śpiący Poznań, gdy z bocznej ulicy wyjechał pijany kierowca SUV-a. Uderzenie przyszło z strony pasażera, gdzie siedziała Kinga…

Krzysztof przychodził do szpitala codziennie, gdy ją przeniesiono z OIOM-u na oddział. Czuł się winny. Gdyby wtedy nie dał się namówić Marcie, żeby zostać u niej dłużej, może nie byłoby kłótni, Kinga nie wsiadłaby do tej taksówki…

Lekarze mówili, iż zrobili, co mogli, iż za miesiąc lub dwa Kinga będzie chodzić. Ale ani po pół roku, ani po roku nie wstała. Nadzieja na powrót do zdrowia zniknęła. Do końca życia będzie poruszała się na wózku.

Krzysztof został przy niej. W domowych obowiązkach pomagała mu mama Kingi. Ale jak długo młody mężczyzna będzie opiekował się niepełnosprawną żoną? Są tacy, co nie odejdą. Chce się w to wierzyć. Przyzwyczajony do wygód, mając młodą, zdrową kochankę, Krzysztof gwałtownie zrozumiał, iż wziął na siebie zbyt wiele. Jak długo można żyć z poczuciem winy? Widzieć w oczach żony rozpacz zmieniającą się w nienawiść? Zostawił Kingę mamie i odszedł.

Nadeszły dni rozpaczy i depresji. Kinga poważnie myślała, jak zakończyć swoje niepotrzebne życie — połknąć garść tabletek czy rzucić się z balkonu. Ale drzwi balkonowe były wąskie. choćby gdyby wypełzła, czy zdołałaby przerzucić swoje bezwładne ciało przez balustradę? Lepsze tabletki… Ale mama nie zostawiała jej samejAle gdy pewnego dnia zobaczyła Antoniego stojącego przed drzwiami z bukietem bzów, zrozumiała, iż choćby w najciemniejszą noc może zabłysnąć światło.

Idź do oryginalnego materiału