Spoglądam za okno i co widzę? Ludzi poubieranych cieplej niż
jeszcze kilka dni temu, szare niebo bez cienia szansy na słońce i masę liści na
trawnikach. Czyżby to już jesień raźnym krokiem zawitała w nasze progi? Odnoszę wrażenie, iż tak – tegoroczne lato to
już raczej tylko wspomnienia i należy nastawiać się na jesienną aurę.
Skoro wspomnienia to dzisiaj mała relacja z ostatniego
upalnego weekendu sierpnia. Nie, nigdzie nie wyjechałam chociaż… Zaraz zaraz
tak! Będzie to relacja z małej wycieczki na plac Zbawiciela w Warszawie.
Postanowiliśmy z mężem zrobić mały eksperyment i udaliśmy się do jednej z
licznych knajpek na owym placu pooddychać hipsterskim klimatem J Czy to się udało?
Jeszcze jak, ale nie będę tu pisać o moich wewnętrznych odczuciach bo wyjdę na
stetryczałą homofobkę.
Wolny weekend i perspektywa spaceru z mężem w wolny i
słoneczny dzień nastawiła mnie nader optymistycznie już od rana. Od rana
utrzymywała się także wysoka temperatura co kazało zastanowić się nad bardzo
ważnym pytaniem (coś jak „być albo nie być” u Hamleta z tą różnicą, iż moje
rozważania nie były aż tak dramatyczne). Stanąwszy przed szafą zadałam sobie
bardzo ważne pytanie: w co do cholerki mam się ubrać w taki upalny dzień???
Dywagacje wiejskiego listonosza ucięło szybkie spojrzenie na
sukienki. Po „odrzuceniu” ubrań zbyt eleganckich, zbyt ekstrawaganckich a także
„problematycznych” => czytaj: jak połączyć jedno z drugim by wyglądać na
ubraną a nie przebraną mój wzrok spoczął na sukience do której pasuje tylko
jedno słowo: IDEAŁ
Skoro upał to materiał przewiewny, skoro wyjście z mężem to
sukienka, skoro sukienka to tylko coś kobiecego a skoro kobiece to vintage. Ta
którą wybrałam jest uszyta z lnu drukowanego w niebiesko- zielone kwiaty i ma
fason sukienek z lat 50. Sama sukienka jest z lat późniejszych, ale na tle
dzisiejszej mody wygląda na rzecz bardzo vintage i o to mi właśnie chodzi. Poza
tym ma interesujący krój – z przodu tak naprawdę nie ma dekoltu za to z tyłu jest
ciekawe wycięcie w kształcie litery V. Gdybym upięła włosy byłoby lepiej
widoczne, ale przypuszczam, iż jeszcze te sukienkę zobaczycie na blogu J
Słabo widoczne interesujące wycięcie na plecach - uwierzcie na słowo JEST i prezentuje się naprawdę ciekawie |
To sukienka marki Marks & Spencer z linii Per Una
zakupiona w butiku Retro Club. Ponieważ jedyne kolory jakie na niej są to
zielony i niebieski uznałam, iż będą do niej pasować szpilki zapinane na kostce
w neutralnym brązowym kolorze. Akcentem pasującym kolorystycznie do sukienki
jest metalowa bransoleta także pochodząca z Retro Clubu oraz niebieski pasek
marki Vogue pochodzący z Vintage Sklepu
Niby nie vintage, ale i tak czułam się wyraźnie "inna" :-) |
Brak wrodzonego talentu do układania ciekawych fryzur
sprawił, ze wyszłam z prostymi jak drut włosami. Już na mieście okazało się to
BARDZO złym wyborem bo na upał najlepiej włosy upiąć (z perspektywy czasu
napiszę JAKKOLWIEK UPIĄĆ) by skóra na szyi miała czym oddychać. Ot taka nauczka na przyszłość.
Jako ciekawostkę podam iż miałam okazję spróbować słynnego
drinka Marylin Monroe. Otóż moja ulubiona gwiazda ery Złotego Hollywood lubiła
podobno pić Prosecco z sokiem pomarańczowym.
Zmieniło to moje spojrzenie na samo Prosecco jako iż bąbelki to nie jest
mój ulubiony trunek. No dobrze nie będę ukrywać iż chętnie spróbowałabym
szampana Dom Perignon koniecznie z rocznika 1953 (podobno to był ulubiony
rocznik MM)
Jedyne spostrzeżenie jakie mam to uczucie, iż chyba jednak
jestem z innej planety. Nie wiem czy jestem w tym osamotniona czy inne
wielbicielki stylu vintage także tak mają? Idąc w tej sukience i szpilkach
czułam na sobie wzrok każdej mijanej osoby – to może nie powinno dziwić bo
kobiety w podobnych sukienkach to już rzadkość. Królują w tej chwili ubrania w
bliżej nieokreślonej formie ni to worek na ziemniaki ni kołdra.. Jeden facet
idąc z wózkiem aż zszedł z chodnika i nie wiem czy powinnam się cieszyć z tego
czy zastanowić co zrobiłam nie tak, iż aż się usunął? J
Będę wdzięczna za komentarze czy i Wy drogie vintage
maniaczki zakładając ubrania vintage też czujecie się jak przybysze z innej
planety?
Pozdrawiam wszystkich gorąco (na przekór pogodzie) z planety
VINTAGE na której każdy miłośnik tego stylu witany jest z otwartymi ramionami
Au revoir Moi Drodzy :-)