Marek Miśko: kpię sobie z resortowych zasrańców

goniec.net 1 tydzień temu

Dzień dobry, cześć i czołem! Pytacie, skąd się wziąłem? Wziąłem się z biedy i szarego blokowiska, na którym dorastałem. I chociaż moi rodzice ciężko pracowali i robili wiele, abyśmy mieli, nigdy nie miałem tego, co miało wielu moich rówieśników. Wielu miało też to, co ja – czyli niewiele. Wakacje raz na 5 lat.

Pamiętam przemiany ustrojowe, które nadeszły, gdy byłem dzieciakiem. Pamiętam płacz, gdy oboje stracili pracę. Pamiętam, gdy szukałem zatrudnienia w wieku 15 lat, łącząc przez długi czas pracę ze szkołą.

Pamiętam, gdy wracałem do domu z roboty w ogrodnictwie przy wycinaniu tępą maczetą cholernie kłujących akacji. Pamiętam, jak ledwo patrzyłem na oczy, ale nauczyłem się wtedy murarki. Takie to były czasy i mimo wszystko na nic bym ich nie zamienił. Pamiętam, jak raz ukradłem, by po 15 latach, gdy już byłem innym człowiekiem wrócić i oddać z nawiązką zaskoczonej właścicielce osiedlowego warzywniaka.

Zawsze czysty i zadbany, nigdy w podartych portkach – częściej cerowanych. Koledzy mieli ubrania ze sklepu, czy Pewexu, a ja swetry robione przez mamę na drutach i spodnie szyte na maszynie z łucznika. Pierwsze martensy kupiłem, gdy miałem 25 lat – bo były za drogie. Wcześniej jedna para glanów klejonych butaprenem i czasem Sofixy po siostrze i takie adidasy – oryginalne – ale słabo, bo miały różowe paski.

Wiecie, co to jest? To jest normalne życie ludzi wywodzących się z klasy robotniczej. Wyrzucili nas z Kresów, odebrali wszystko, nic nie zwrócili, przesiedlili na Zachód i kazali zaczynać od nowa, a gdy już zaczęliśmy – to znów oszukali.
Było to niełatwe życie, karmione poczuciem niesprawiedliwości i wzrastającego wielkiego buntu – który musiał znaleźć gdzieś ujście.

Zdjęcie przedstawia właśnie jedną z tych „rozrywek”, która wypuszczała ze mnie i kolegów powietrze, a następnie towarzyszyła nam przez lata. Mecz żużlowy Apator vs Falubaz i ja z kolegami na koronie stadionu w starciu z dużymi misiami z Elany Toruń, która postanowiła nas przywitać.

Jak śpiewali Gitsi: “My potępieni, łysi i źli, my dobrze wiemy gdzie nasze miejsce, każdy w tych szarych blokach dorastał, tu jest ojczyzny i nasze serce. Choć, to poczujesz smak naszych podeszw, choć, to dostaniesz w dupę kopa zasady proste — w mordę i plery to się nazywa dobra robota”

Tak to się kręciło, ale nie dlatego, iż chcieliśmy, ale dlatego, iż byliśmy marginalizowani, niszczeni i zostawienie sami sobie.
Część kolegów nie żyje, część zamieniła się w żuli, część najpierw została żulami, a później umarła. Innym udało się wyjść na ludzi. Ja też miałem wybór: albo zostać człowiekiem, albo przegrać wszystko. I gdyby nie Krzysztof Bosak, wychowawca młodzieży, chociaż kilka starszy ode mnie, ale dużą rozsądniejszy i mądrzejszy, który, chociaż sam łagodny wtedy jak baranek student, nie skreślał takich jak my. Zabiegał o nas. Krzychu, który kiedyś wezwał stacjonarny telefon, który odebrała moja mama. I gdyby nie późniejsze spotkanie i nagabywanie, abym wstąpił do Młodzież Wszechpolska, naciskanie przez Krzycha na edukację, czytanie, rozwijanie zdolności własnych i nieustanne wymaganie, to myślę sobie czasem, iż byłem wtedy na drodze prościutkiej, aby życie swe zmarnować.

Dlatego kpię sobie z tych wszystkich resortowych zasrańców oburzających się na młodzieńcze przygody ludzi z robotniczych rodzin. Gardzę waszą pogardą i mam ją najnormalniej w świecie w dupie.

W życiu robiłem nieraz rzeczy, których nie chciałem robić. Robiłem też takie, których żałowałem, ale zawsze były moimi osobistymi decyzjami. Taką decyzją – w pełni przemyślaną – będzie też zagłosowanie na Karol Nawrocki. Nie dlatego, iż mu ufam. Nie ufam. Nie dlatego, iż coś z tego mam – niczego od nich nie potrzebuję, ale dlatego, iż wiem, jak wyglądało życie w tamtych czasach. Ostateczną motywacją oddania głosu będzie natomiast to, iż salon tak się wściekł i zaczął cisnąć gościa, za to – czego w jakimś tam wymiarze – w swej młodości uczestnikiem byłem i ja. Jak widać, można było pokonać przeciwności losu i wyjść na ludzi. On wyszedł, ja też wyszedłem. Wychodźcie na ludzi! Polecam, bo warto.

Tymczasem: mając wspaniałą rodzinę, biznesy, wykształcenie i czas na aktywizm społeczny, przez cały czas ten sam – ale już inny dojrzałością i doświadczeniem z dumą – lądy i morza przemierzam, kulę ziemską z otwartym czołem. Polski mam paszport na sercu. Skąd, pytam, skąd go wziąłem? A wziąłem go z dumy i trudu, ze znoju codziennej pracy, ze stali, z żelaza, z węgla…

Czuwaj!

za facebook

https://www.facebook.com/marekmiskoczuwaj

Idź do oryginalnego materiału