– Dorastałem razem z firmą, która rozwijała się na moich oczach. Już jako 12-latek towarzyszyłem braciom podczas wyjazdów na stadion warszawskiej Skry, gdzie sprzedawali swoje skórzane kurtki. Moim zadaniem było noszenie ich w plecaku i uzupełnianie towaru, który się sprzedał.
Był rok 1989. Kurtki szyli w rodzinnym domu w Garwolinie. Zaczynali od jednego krawca i jednej maszyny. Sprzedaż szła świetnie, problemem było tylko zdobycie surowców. – Obserwowałem, jak bracia radzą sobie z tymi wyzwaniami i bardzo mi to imponowało. Podziwiałem ich determinację i przedsiębiorczość. Wraz ze wzrostem liczby zamówień powiększała się załoga, a po kilku latach trzeba było zmienić lokalizację. Dom już nie wystarczał, przenieśli się do własnej siedziby. Gdy firma zdywersyfikowała działalność, wchodząc do branży deweloperskiej, Marcin przejął stery.
– W wieku 20 – 30 lat zwykle ma się niewielki bagaż negatywnych doświadczeń i przekonanie, iż mało jest rzeczy niemożliwych do zrealizowania (…). Miałem zupełnie czystą głowę (…), ale też ogromną motywację, by odnieść sukces.
Młodzieńcza wiara w siebie plus podróże po świecie pomogły mu rozwinąć skrzydła – wpadł na pomysł stworzenia sieci firmowych salonów ze skórzaną odzieżą i galanterią. Pierwsze, niewielkie, 60-metrowe, powstały w 2004 roku w Łodzi i Krakowie. Dziś, w 35. rocznicę urodzin, Ochnik SA ma ich już 128. Większość w kraju, dwa w Ukrainie, jeden w Niemczech i dwa w Słowacji.
– W planach mamy dalszą ekspansję za granicę. W ciągu najbliższych dwóch lat zamierzamy otworzyć po pięć salonów w Ukrainie i Słowacji – mówi prezes. Zapowiada również więcej salonów w Polsce. – Polacy nie chcą już jeździć na zakupy do miast oddalonych o 50 – 100 kilometrów od miejsca zamieszkania, nie mają na to czasu. Chcieliby mieć marki, w które się ubierają, w zasięgu 20 kilometrów od domu. Obserwując ten trend, postanowiliśmy otworzyć kilka sklepów w parkach handlowych znajdujących się w mniejszych miejscowościach.
Zamiast jednego krawca, pracuje dla nich już ponad 1000 osób, a poza kurtkami sprzedają niemal wszystko, czego trzeba, aby się dobrze ubrać.