25 listopada 2025
Dziś wpadłam w retrospekcję, wspominając, jak poznałam Rafała. Spotkaliśmy się na wykładzie z fizyki kwantowej na Uniwersytecie Warszawskim. Brzmi nudno, ale właśnie wśród wzorów o wieloświatach odnalazłam bratnią duszę. Rafał siedział za mną, a ja czułam jego cieple spojrzenie, pełne ciekawości. Po zajęciach podszedł niepewnie i powiedział:
Przepraszam, przegapiłem poprzedni wykład. Widzę, iż prowadzi Pani porządną notatkę i piękne pismo. Czy mogłaby mi Pan pożyczyć zeszyt na kilka dni?
Nie ma sprawy. Nazywam się Jadwiga Kowalska. Przejdziemy na ty? Rafał, tak? odparłam, uśmiechając się.
Kiwnął głową, nie zauważając, iż już wciągnąłem się w rozmowę.
Poszliśmy do stołówki, zamówiliśmy kawę i rozmawialiśmy tak swobodnie, jakby znałyśmy się od lat. O książkach, wykładowcach, absurdzie egzystencji i o tym, jak grudzień pachnie listopadem. Rafał okazał się człowiekiem, z którym rozmowa i milczenie mają taką samą wartość cisza wypełniała przestrzeń lepiej niż słowa. Został moim najlepszym przyjacielem od pierwszego dnia.
Trzy miesiące później stał pod moim oknem z bukietem delikatnych tulipanów i zaproponował małżeństwo. Odpowiedziałam tak. To wydawało się najlogiczniejszym krokiem. Wszyscy wokół mówili: Stworzeni dla siebie! i my w to wierzyliśmy. Byliśmy jak dwie połówki jednego puzzla, ale przeoczyliśmy jedną rzecz brak między nami ognia, tej iskry, co rozgrzewa krew i odbiera oddech.
Nasza noc poślubna była słodka. Rozśmieszaliśmy się, rozlało się szampan (za 120 zł), gadaliśmy do rana, a potem zasnęliśmy przytuleni jak dwa zmęczone dzieci. Wtedy po raz pierwszy poczułam dreszcz niepokoju, jakby przytulenie najdroższej osoby nie wywołało tego elektryzującego drżenia, które czyta się w powieściach.
Żyliśmy spokojnie gotowaliśmy razem, chodziliśmy do kina, czytaliśmy sobie na głos. Było ciepło, przytulnie i bezpiecznie, niczym najwygodniejsze kapcie. Pewnego dnia moja przyjaciółka Kasia spojrzała na nas i westchnęła:
Wy wyglądacie jak małżeństwo po trzydziestu latach razem.
W jej głosie nie było podziwu, a raczej litość. To zdanie zaszczepiło się w mojej głowie. Zaczęłam czuć, iż tonę w cichym bagnie, częściej łapiąc się na spojrzeniach na nieznajomych w metrze. Nie dlatego, iż byli lepsi od Rafała, ale bo patrzyli na mnie zupełnie inaczej.
Prawda uderzyła sześć miesięcy później. Siedzieliśmy w kuchni, Rafał z pasją opowiadał o nowym artykule naukowym. Patrzyłam na jego ciepłą, inteligentną twarz, a nagle ogarnęła mnie lodowata fala jasności: Nie kocham tego człowieka tak, jak powinnam kochać mężczyznę. To nie była nienawiść, ale gorzkie zrozumienie, iż pomyłkowo zamieniłyśmy najtrwalszą przyjaźń w miłość.
Tej nocy nie mogłam zasnąć. Leżałam obok niego, czując się potworem, który może zranić najdroższą osobę. Jeszcze straszniejsze było myślenie, iż skazujemy nas oboje na życie bez miłości.
Rankiem, gdy parzył kawę, wyznałam mu krótką, łamiącoszczerą prawdę, patrząc w blat, bo nie mogłam mu spojrzeć w oczy:
Rafał, nie mogę tak dalej. Nie kocham Cię. Przepraszam, to był błąd.
Zamarł z dzbankiem w ręku.
Co co masz na myśli? drżał jego głos.
To, iż nie jesteśmy mężem i żoną. Jesteśmy przyjaciółmi, bardzo bliskimi przyjaciółmi. A my zniszczyliśmy tę przyjaźń, wkładając na nią obrączki.
Rafał położył dzbanek, usiadł i schował twarz w dłoniach. Jego ramiona drgnęły. Serce rozrywało mnie na kawałki. Chciałam go przytulić, wycofać słowa, ale wiedziałam to byłoby jeszcze większe okrucieństwo.
Dlaczego? w końcu wydobył się z jego gardła. Co zrobiłem źle?
Nic! wykrzyknęłam, głos łamiąc się. Byłeś idealny! Najlepszy człowiek w moim życiu. Ale między nami nie ma pasji, Rafał. Przepraszam. Nie ma ognia, jest tylko ciepłe, stałe światło. A ja, mając dwadzieścia trzy lata, potrzebuję ognia. Nie chcę, żebyś całe życie płonął tym cichym światłem dla kogoś, kto tego nie doceni.
Rozwód załatwiliśmy szybko. Tego dnia słońce jasno świeciło, a pogoda była wspaniała. Rafał wyglądał blado i zagubiony, trzymał wszystko w sobie, a mnie to tylko pogarszało. Byliśmy dwoma ofiarami własnych decyzji.
Nie zrywajmy kontaktu wyszeptałam, łkając. Proszę, zostań moim przyjacielem.
Jego oczy pełne były bólu, za którym widać było żal moich słów. Rafał nie mógł choćby pomyśleć o przyjaźni w tej chwili.
Nie wiem, Jadwigo odpowiedział szczerze. Potrzebuję czasu.
Odszedł, a ja stałam sama, czując, iż własnymi rękami zburzyłam najlepszą relację w życiu. Głęboko pod warstwą winy i żalu tlił się mały płomień nadziei iż kiedyś znów będziemy się śmiać razem, jako przyjaciele.
Gdy ból ustąpił, Rafał przyznał, iż miałam rację. Nie powinniśmy byli przekształcać przyjaźni w romans. Po pewnym czasie uraza zgasła i znów rozmawialiśmy. Nie próbował już mnie zdobywać, nie dał mi okazji do niezręczności. Nie wspominał o naszym małżeństwie, nie zazdrościł, choć miał pod dostatkiem adoratorów. Stał się moją bratnią duszą.
Kiedy miałam powód do smutku, zawsze mogłam zadzwonić do niego lub wpaść, by wylać łzy po kolejnej rozstanej miłości. O jego życiu prywatnym nie było wiele podziwiał go kobiety, ale każda znajomość gwałtownie kończyła się, bo czegoś brakowało.
Trzy lata później, podczas urlopu, zauroczyła mnie mężczyzna z Gdańska. Spędziliśmy razem dwa cudowne tygodnie, a przed rozstaniem niespodziewanie oświadczył się. Zgodziłam się.
Rafał dowiedział się o tym od mojego brata i był tak przygnębiony, iż odmówił spotkania przed moim wyjazdem:
Nie, Jadwigo, przepraszam, mam dużo pracy odparł chłodno na moje zaproszenie na kawę we dwoje.
Na dworcu brat opowiedział mi, iż Rafał od dawna miał nadzieję, iż może mnie kiedyś odzyska. Teraz jednak szybkie małżeństwo, przeprowadzka do innego miasta.
Teraz na pewno Twój były musiał wyrzucić tę nieodwzajemnioną miłość z głowy, siostro pożegnał się z uśmiechem.
Mój mąż twierdzi, iż przyjaźnie między mężczyzną a kobietą nie istnieją. Ja jednak gwałtownie zaczęłam tęsknić za Rafałem. Najpierw przytłaczał mnie poczucie winy, iż nie dostrzegałam jego uczuć, potem zdałam sobie sprawę, iż brakuje mi naszych rozmów, iż nikt nie przeszedł ze mną tyle prób, i nie zna mnie tak dobrze. Nie miałam lepszej przyjaciółki niż Rafał.
Po trzech latach zadzwoniłam do niego i zaprosiłam na chrzest mojego syna. Zaskoczył się, od razu zgodził, nie zadawając pytań.
Spotkaliśmy się na peronie.
kilka się zmieniłaś.
To nie była prawda, ale przyjemnie brzmiało.
Trochę dorosłaś, stałaś się poważniejsza.
A ja nie spałem całą noc, nerwowałem się
Przepraszam, iż wyjechałam, nie rozmawiając z Tobą powiedziałam cicho. Bałam się, nie wiedziałam jak to zrobić. To było bardzo trudne rozstanie.
Jego spojrzenie zmiękło, a w oczach zobaczyłam ulgę, którą czułam ja.
To ja przepraszam. Byłem obrażony jak mały chłopiec westchnął, a z jego ust spłynęło ostatnie napięcie. Przez te lata cierpiałem, a powinniśmy po prostu porozmawiać i pozostać przyjaciółmi.
Po godzinie byliśmy już w domu, gdzie Rafał poznał mojego męża i ich energicznego syna. Trzy dni minęły jak mrugnięcie.
Rafał polubił twardego górnika z Katowic, a ze mną wspominał wszystko, poza chwilą, kiedy odjechałam. Nie pytał, czy jestem szczęśliwa widział to w spokojnych oczach, w tym, jak mówiłam o mężu, w matczynej równowadze. To szczęście nie raniło go, wręcz ogrzewało.
Mam nadzieję, iż następnym razem odwiedzicie mnie z rodziną powiedział, odchodząc, szczery w słowach. Duch niespełnionej miłości wreszcie odszedł.
Uśmiechnęłam się, a moje oczy zabłysły.
Na pewno. Najpierw znajdźcie swoją drugą połówkę, a potem będziemy się przyjaźnić rodzinami.
Uściskaliśmy się przy pożegnaniu mocno, przyjacielsko, bez cienia starego bólu. Rafał wsiadł do wagonu, machnął przez okno i usiadł na swoim miejscu. Pociąg ruszył.
Patrzyłem na mijające światła miasta, nie czując już ciężaru. Zamiast tego miałem dziwne, nowe uczucie lekkość.












