Mamusia w akcji

newsempire24.com 1 tydzień temu

“Mamusie”

– Dzień dobry, mamusie. Jak się macie? – Wczesnym rankiem do sali poporodowej weszła sympatyczna lekarka, położnik-ginekolog. W białym fartuchu, ze starannie wyprasowaną wysoką czapeczką, wyglądała niesamowicie pięknie.

Podeszła do łóżka po lewej stronie od wejścia, gdzie leżała młoda mamuska, odwrócona twarzą do ściany.

– Kowalska, nie udawaj, iż śpisz. Odwróć się na plecy. Muszę sprawdzić twój brzuch – powiedziała lekarz stanowczo.

Kowalska niechętnie położyła się na wznak. Kasia od razu ją rozpoznała. Rodziły razem tej nocy. Lekarka pochyliła się, odsunęła kołdrę, podwinęła wytartą szpitalną koszulę i delikatnie ucisnęła jej brzuch.

– Świetnie. Zaraz przyniosą ci synka na karmienie. Gotowa? – spytała, przykrywając ją kołdrą i prostując się.

Młoda mamuska szeroko otworzyła oczy, przerażona.

– Nie będę go karmić – wykrztusiła z rozpaczą.

– A to dlaczego?

– Proszę, nie przynoście mi go – błagała Kowalska, patrząc na lekarkę z nadzieją.

– Co to za nowości, Kowalska? Nie chcesz zobaczyć syna? Chcesz się go wyrzec? – domyśliła się doktor.
Młoda kobieta skinęła głową. Lekarka przyjrzała się jej z dezaprobatą.

– Zrobimy tak. Skończę obchód, a potem porozmawiamy. Masz czas, żeby się zastanowić. – Odwróciła się od niej gwałtownie i podeszła do Kasi.

– A u ciebie jak sprawy? – Lekarka pochyliła się nad Kasią… – W porządku. Drugie porody? Przynosimy malucha na karmienie? – spytała.

– Tak, oczywiście – pospiesznie odpowiedziała Kasia.

Lekarka przez chwilę patrzyła na nią, jakby chciała coś dodać. Potem spojrzała na Kowalską, która znów odwróciła się do ściany, westchnęła i wyszła z sali.

Gdy drzwi się zamknęły, Kasia usiadła na łóżku i opuściła nogi na podłogę.

– Jak masz na imię? – Czekała chwilę, ale sąsiadka nie odpowiedziała. – Rodziłyśmy razem w nocy. Ty trochę wcześniej niż ja. Przepraszam, ale dlaczego nie chcesz zobaczyć synka?

Młoda mamuska milczała.

– Mój synek ma już pięć… – Kasia zamyśliła się na moment, ale nagle spytała:

– Chłopak, ojciec… zostawił cię? Było za późno na aborcję? Myślisz, iż sama nie dasz rady? Mówią, iż jak Bóg da dziecko, to i na dziecko da. Zobaczysz. – Kasia mówiła do nieruchomych pleców Kowalskiej.

– Twojego malucha po szpitalu zabiorą do domu dziecka. Nigdy nie poczuje zapachu i ciepła mamy, twojego ciepła. Będą się nim opiekować obce kobiety. Będzie myślał, iż któraś z nich jest jego mamą. Będzie zaglądał każdej w oczy i miał nadzieję, iż właśnie ta go kocha. Ale one będą przychodzić i odchodzić, bo mają własne dzieci. A twój synek będzie płakał i wołał mamy.

Potem trafi do domu dziecka. Całe życie będzie na ciebie czekał i szukał. Myślisz, iż o nim zapomnisz? Wykreślisz go z życia? Minie czas, a ty pożałujesz swojej decyzji. A jeżeli ktoś go adoptuje, inną kobietę będzie nazywał mamą…

– Dlaczego wszyscy się mnie czepiacie? To nie wasza sprawa. Nic o mnie nie wiecie! – odparła ochryple Kowalska, a jej głos drżał od łez.

– Masz rację, nie wiem – przyznała Kasia. – Ale tak po prostu nie rezygnuje się z dziecka, zwłaszcza po przeżyciu porodu i bólu, po usłyszeniu jego krzyku. Ale wiesz, dobrze, iż cię zostawił. Lepiej od razu. Był słabeuszem, nie kochał cię, nie pokochałby syna. Z mężem też można być samotną matką.

Ja i mąż pobraliśmy się na trzecim roku studiów. Egzaminy zdawałam z wielkim brzuchem. Stresowałam się i urodziłam dwa tygodnie przed terminem. Myślałam, iż dogodzę mężowi. Mężczyźni marzą o synach. Ale w nim nigdy nie obudził się ojciec. A ze mnie, szczerze mówiąc, wyszła głupia i nieporadna matka.

Gdy wróciłam z synkiem ze szpitala, miałam nadzieję zobaczyć nową kołyskę, wózek i wyprawkę kupioną z miłością. Ale teściowa przywiozła łóżeczko po wnuczce od starszej córki. Stamtąd też przyniosła ubranka. Wózek mąż pożyczył od znajomych, już mocno sfatygowany. Powiedział, iż na nowy nie ma pieniędzy.

Serce mi pękało, iż mój synek będzie chodził w wypłowiałych różowych bluzeczkach i czapeczkach po dziewczynce. Nie byliśmy przecież biedakami, ani bezdomnymi, a wyglądaliśmy jak żebracy. choćby później, gdy mąż zaczął dobrze zarabiać, przynosił ubrania po podrośniętych siostrzeńcach.

Moi rodzice coś kupowali, ale dziecko rosło szybko, potrzebowało ciągle nowych rzeczy. Gdy się skarżyłam, mąż mówił, iż brakuje pieniędzy. Że będę stroić syna w modne ciuchy, jak sama pójdę do pracy. To jak nóż w serce. Okazało się, iż synek jest tylko mój.

Ciągle wyrzucał mi, iż siedzę w domu, nie pracuję. A ja kręciłam się jak w ukropie. Nic nie zdążałam, nie umiałam. Ledwo nakarmiłam Bartka, już trzeba gotować obiad, iść na spacer. A gdy się obudził i zapłakał, rzucałam wszystko i biegłam do niego. O jakich tu obowiązkach mowa?

O sobie dawno machnęłam ręką. Do tego przytyłam po porodzie. W żadną sukienkę nie wchodziłam, nie mówiąc o dżinsach. Z mężem te rozmowy nie miały sensu. Mogłabym wrócić do pracy, ale z kim zostawić synka? Moi rodzice byli jeszcze młodzi, do emerytury daleko, nie mogli go pilnować.

Bartek nie miał jeszcze dwóch lat, gdy oddałam go do żłobka. Serce mi pękało. Przy żywym mężu. Ale co miałam robić? On tylko gadał o pieniądzach.

Gdy już zaczęłam pracę, mąż wziął kredyt i kupił drogi samochód. I znów brakowało na wszystko. Gdybyś widziała, w czym chodziłam do biura. Sukienki stały się za małe, obciskały mnie nieestetycznie. Wstyd było okropny. SyA po latach, gdy ich synowie biegali już razem po podwórku, obie kobiety często wspominały tamten poranek w szpitalu, gdy los dał im szansę, by nauczyły się być matkami – i nie zawiodły.

Idź do oryginalnego materiału