Mamo, znowu ten włóczęga czeka pod drzwiami!” – syknęła córka.

twojacena.pl 8 godzin temu

„Mamo, tam znowu ten menel przyszedł!” córka skrzywiła się z wyrazem pogardy.

„Żaden on nie menel! Ma swój pokój. Po prostu nieszczęśliwy człowiek.”

Z tymi słowami matka wybiegła na klatkę schodową i, uśmiechając się życzliwie, zaczęła zapraszać gościa do domu. Ten się wzbraniał, zawstydzony, i poprosił o pożyczkę. Kobieta przyniosła żądaną sumę oraz kilka kanapek w foliowej torebce.

„Proszę, weź, zjedz coś.”

Uśmiechnął się dziurawymi ustami, z brakującymi przednimi zębami, obiecując oddać pieniądze za tydzień, po czym wyszedł na ulicę, gdzie czekali na niego równie zaniedbani towarzysze.

„Po co ty w ogóle pomagasz temu menelowi?” zapytała córka, celowo akcentując ostatnie słowo. „Zawsze mu dajesz pieniądze, których nigdy nie oddaje.”

„Jak to nie oddaje? Czasem zwraca.”

„Oj, daj spokój! Raz czy dwa może. A tak w ogóle, dlaczego ma taki dziwny przydomek «Trzymaj się»?”

„To jego ulubione słowo. Każdemu mówi «trzymaj się», dodaje otuchy, gdy komuś w życiu nie idzie. A sam no cóż, nie potrafił się utrzymać. Nie jest wcale stary. Alkohol nikomu nie dodaje urody. Do tego nieszczęśliwa miłość. Nieodwzajemniona. On mnie kocha, a ja jego nie.”

„Koooocha?! Ciebie?! To wy coś było między wami?” córka wybałuszyła oczy ze zdumienia, aż podniosła się z krzesła.

Matka przez chwilę zastanawiała się, czy wyjawić prawdę, w końcu jednak postanowiła mówić.

„Znamy się od dawna. W młodości pokłóciłam się z chłopakiem. Zostałam bez grosza, sama, po drugiej stronie miasta. Komórek wtedy nie było, a i tak nie miałam do kogo zadzwonić. Mieszkałam sama. Szłam pieszo. Co innego mi pozostało? Samochody się zatrzymywały, ale albo nie chcieli mnie zabrać, albo bezczelnie proponowali zapłatę «w naturze». Taksówkarze cóż z nich wyciągniesz? A tu nagle przejechał Staś. Wtedy też jeździł taksówką.”

„Dziewczyno! Nie powie pani, gdzie tu jest Palma de Mallorca?”

No i ja nie zrozumiałam, iż żartuje, zaczęłam tłumaczyć, iż nie wiem. A on się śmieje:

„Wsiadaj, piękna, pojedziemy razem szukać!”

Dopiero później dowiedziałam się, iż to taki kurort w Hiszpanii. Marzyliśmy, żeby tam pojechać gdzie niebo jest błękitne, morze turkusowe, a góry szmaragdowe. Ale na swoje nieszczęście przedstawił mnie swojemu przyjacielowi. Jak tylko go zobaczyłam, przepadłam! Jakże ja go kochałam! Głupia!

Wkrótce wzięliśmy ślub, a Staś, jak to zwykle bywa, został świadkiem i przyjacielem rodziny. Mój pierwszy mąż okazał się kobieciarzem. Namęczyłam się z nim, zanim zrozumiałam, iż to zwykły śmieć, a nie mężczyzna. Zaszłam w ciążę po roku. Antykoncepcja wtedy nie była popularna, a w PRL-u przecież seksu nie było. Ale aborcje owszem. Mój ukochany namówił mnie na tę ohydę. I skąd mu się nagle ta elokwencja wzięła?

Zgodziłam się, a szkoda. O, jakże cierpiałam! Do końca życia zapamiętam. Wtedy aborcje robiono w szpitalu na Alei Mickiewicza. Taśmowa produkcja. Tam nie tylko skrobali, ale i mózgi przepłukiwali, zabijając resztki romantyzmu w relacjach między mężczyzną a kobietą. Robili to praktycznie bez znieczulenia. Dali maskę do oddychania, ale co z tego? Ból piekielny! Dopchałam się na salę, a tam same oszukane, nieszczęśliwe kobiety. Siedzimy przygnębione. Smutek. Czuję, jak nienawiść do mężczyzn we mnie kipi.

I ta piosenka w głowie: Słodką jagodę zrywałyśmy razem, gorzką jagodę ja sama. Myślę sobie: ścierwa! Żadnych problemów, żadnych zmartwień! A tu nagle wchodzi pielęgniarka i przynosi nie uwierzysz wiadro tulipanów i tort! Ogromny tort, z dwa kilo, Truskawka ze śmietaną. Takie torty robiono tylko na zamówienie przy restauracji Pod Kogutem. Siedzę cała w kwiatach, zajadam tort, znów płaczę, ale już ze szczęścia. Kocha! Pamięta! Mój jedyny!

A na wieczku tortu tylko dwa słowa drukowanymi literami: Trzymaj się, Natalka!. Wszystkie mi zazdrościły. Wróciłam do domu, promieniejąc, chociaż czułam się okropnie, wszystko bolało! Spojrzałam mężowi w oczy i zrozumiałam to nie on, tylko Staś o mnie myślał. No i się rozwiodłam. Ale ze Stasiem też nic z tego nie wyszło. Dobry, uczciwy, porządny, ale nie czułam do niego nic. Pustka. Kiedy zrozumiał, iż go nie kocham i nigdy nie pokocham, zniknął. Potem dowiedziałam się, iż wyjechał na północ, do pracy. A ja spotkałam twojego ojca. Los znów dał mi miłość. Mam szczęście!

Staś wrócił na początku lat dziewięćdziesiątych. Straszne czasy. Na ulicach chaos. Bandyci terroryzowali ludzi. A tu moja siostra przyjechała z Kielc. Ładna dziewczyna. I właśnie ją bandyci złapali na podwórku. Wciągali do samochodu. Wtedy to było na porządku dziennym. Zgwałcą dziewczynę, wyrzucą gdzieś za miastem, a może i zabiją. Oczywiście nikt nie interweniował. Bali się. A Staś akurat siedział na podwórku z kolegami, pił wino. Już wtedy się staczał. Tylko on się za nią wstawił.

Jeden z bandziorów, wielki jak dąb, walnął go raz. Staś upadł, ale wstał i kamieniem wybił szybę w jeepie. Oni od razu puścili siostrę, ale jego zaczęli bić. Boże, jak go bili! Zwierzęta! Później odwiedzałam go w szpitalu. Ocknął się dopiero po czterech dniach. Słyszę, iż coś szepcze. Pochylam się, a on śpiewa piosenkę Krawczyka:

Lekarz ciął wzdłuż i wszerz,
Powiedział tylko: Trzymaj się!
No i trzymałem się!

Ale bandyci nie odpuścili. Kazali mu sprzedać mieszkanie. Miał dobrą, trzypokój w centrum. gwałtownie wymienił je z dopłatą na pokój. Pieniądze oddał. Bandyci chcieli zabrać i pokój, ale niedługo ich zamknęli. Władza zaczęła zaprowadzać por

Idź do oryginalnego materiału