„Mamo, obiecaj, iż zatroszczysz się o swoją siostrę, kiedy dostanę swój własny dom”

newsempire24.com 4 dni temu

„Synu, będziesz miał dom. Tylko błagam, zaopiekuj się chorą siostrą. Nie możesz jej porzucić” — wyszeptała matka.

„Posłuchaj mnie, synu…” — ledwo słyszalnie westchnęła.

Każde słowo przychodziło jej z trudem. Choroba nieubłaganie zabierała jej życie. Leżała w łóżku, wynędzniała, niemal przezroczysta. Krzysztofowi wydawało się, iż to nie jego matka. Dawniej była wysoka, pełna siły, o dobrej, ciepłej twarzy. Teraz jednak…

„Synu, błagam, nie zostawiaj Bożeny… Trzeba ją chronić. Jest inna, ale nasza… Obiecaj mi…” — matka niespodziewanie mocno ścisnęła dłoń Krzysztofa. Skąd w niej tyle siły, pomyślał.

Krzysztof zmarszczył brwi. Wzrok mimowolnie przemknął ku starszej siostrze, Bożenie, która siedziała w kącie ich maleńkiego mieszkania w Poznaniu. Miała już ponad czterdzieści lat, a wciąż bawiła się lalką, nucąc coś niewyraźnego. Uśmiechała się, jakby za chwilę miała nadejść święto, a nie pożegnanie z umierającą matką.

Krzysztofowi życie się ułożyło: własna firma budowlana, drogie SUV-y, przestronny dom nad Wartą. Ale w tym domu nie było miejsca dla Bożeny. Jego dzieci bały się jej dziwnego zachowania, a żona, Kinga, nazywała ją „wariaczką”. Choć Bożena była cicha, nikomu nie wadziła.

„No wiesz… mam rodzinę… a Bożena… ona…” — mruknął Krzysztof, próbując wyswobodzić dłoń z słabego, ale upartego uścisku matki.

„Synu, dom ojca będzie twój… Dla Bożeny zostawiłam trzypokojowe mieszkanie. Wszystko już załatwione.”

„Skąd pieniądze?!” — Krzysztof i Kinga wymienili zdumione spojrzenia. Ich twarze choćby pojaśniały na tę wieść.

„Opiekowałam się starszą nauczycielką… Nosiłam jej jedzenie, leki… Żal mi jej było, była dobra. Nie spodziewałam się, iż zostawi mi swoje mieszkanie. Przepisałam je na Bożenę, by miała swój kąt. Ale ty… ty pilnuj jej, błagam… Później mieszkanie przejdą na twoje dzieci… Kto wie, jak długo pożyje…”

Pożegnali się z matką. Zmarła tej samej nocy.

Bożena jakby nie rozumiała, iż została sierotą. Krzysztof natychmiast zabrał ją do siebie i zaczął remont w tamtym trzypokojowym mieszkaniu.

„Po co Bożenie tak duże mieszkanie? Niech na razie mieszka z nami. A tam znajdziemy lokatorów” — podzielił się planami z żoną, pełen zapału.

Kinga początkowo się nie sprzeciwiała. Bożena nie sprawiała kłopotów: całe dnie bawiła się lalkami lub przeglądała swoje rzeczy w szafie, zawsze uśmiechnięta. Ale jej odmienność niepokoiła. „Dziś jest spokojna, ale co będzie jutro?” — szeptała Kinga mężowi.

„Wytrzymaj trochę” — prosił Krzysztof. ale pół roku po śmierci matki, z pomocą znajomego notariusza, przepisał na siebie i dom ojca, i mieszkanie siostry. Bożenę namówił do podpisania papierów, nie tłumacząc, o co chodzi.

Od tej chwili życie Bożeny stało się piekłem.

Gdy Krzysztof był w pracy, Kinga znęcała się nad nią. Wyzywała ją, zamykała w pokoju na całe dnie, choćby latem nie wypuszczała na podwórko. Czasem zamiast jedzenia stawiała przed nią miskę z karmą dla kotów, krzyczała, doprowadzając biedną kobietę do płaczu. Pewnego dnia Kinga uderzyła Bożenę w twarz. Ta tak się przestraszyła, że… zrobiła się z niej.

„Nie tylko jesteś stuknięta, ale jeszcze sikasz po sobie?! Wynoś się z mojego domu!” — wrzeszczała Kinga.

Spakowała rzeczy Bożeny do worka na śmieci i wyrzuciła za bramę.

„Gdzie Bożka? Nie widziałem jej dziś” — zapytał Krzysztof wieczorem, kładąc się do łóżka.

„Poszła!” — odcięła Kinga zirytowana. „Wyobraź sobie, ta twoja siostra obsikała się na środku pokoju, potem zamknęła się w sypialni. Ledwo otworzyłam drzwi, zwymyślałam ją, a ona złapała torbę i uciekła. Nie będę za nią latać! Księżniczka się obraziła…” — prychnęła z pogardą.

Krzysztof zastygł. Milczał, rozmyślając, po czym rzekł:

„No cóż, skoro odeszła…” — i włączył telewizor. „Swoją drogą, znalazłem lokatorów do tamtego trzypokojowego.”

Noc była ciężka. Krzysztof nie zmrużył oka do rana, myśląc o Bożenie. Gdzie jest? Czy wszystko z nią w porządku? Była jak trzyletnie dziecko, zupełnie niezaradna. Dopiero nad ranem zasnął. Śniła mu się matka.

„Prosiłam cię, synu…” — powiedziała, leżąc w drewnianej trumnie, i pogroziła palcem.

Ten sen powracał co tydzień, wysysając z niego siły. Krzysztof nie wytrzymał. Dwa miesiące po zniknięciu siostry zadzwonił do przyjaciółki matki, swej chrzestnej, Bronisławy, mając nadzieję, iż wie, gdzie jest Bożena.

„Co, Krzysiu, sumienie cię gryzie?” — zimno powiedziała Bronisława. „Dobrze, iż wtedy zajrzałam do twojej matki. Znalazłam tam Bożkę. Była przerażona, nieszczęśliwa. Do dziś nie wiem, jak ta biedaczka tam dotarła! Teraz mieszka u mnie. Ja się nią zajmę, nie potrzebuję jej mieszkania. A ty żyj z poczuciem winy. Módl się, by rozum cię nie opuścił do końca dni!”

„Ciotko, daj spokój…” — burknął Krzysztof i rzucił słuchawkę. Westchnął z ulgą: siostra się znalazła, wszystko w porządku. Można żyć dalej.

Bożena zmarła dwa miesiące później. Dopadła ją ta sama choroba, co matkę. Krzysztof nie przyszedł na pogrzeb — miał „pilne sprawy” w firmie.

Minęło dziesięć lat. Teraz Krzysztof sam leży przykuty do łóżka. Ciało łamie ból, ale dusza boli bardziej. Kinga dawno już do niego nie zagląda — mieszka z nowym mężczyzną w sąsiednim pokoju. Dorosłe dzieci odwiedzają rzadko, krzywią się: „Znowu śmierdzi od ciebie…” Krzysztof, jak i jego bliscy, powoli gasł.

Pewnego dnia Kinga weszła z dokumentami:

„Podpisz, trzeba załatwić spraw„Podpisz, trzeba załatwić sprawy z firmą” — Krzysztof machinalnie sięgnął po długopis, ale w ostatniej chwili ujrzał w drzwiach Bożenę, która stała nieruchomo, patrząc na niego pustymi oczami dziecka, i nagle zrozumiał, iż to już nie jest sen, i iż za późno na wszystko.

Idź do oryginalnego materiału