Już dawno pogodziłam się z tym, iż inne dziewczyny mają mamy, które szyją sukienki, czeszą warkocze i pieką ciasta. A ja nie miałam mamy.
Tata chodził na wszystkie wywiadówki, pomagał mi dobierać ubrania, uczył gotować i prać. Nie zawsze mu to wychodziło, czasem dzwonił do babci po porady, ale i tak byłam szczęśliwa, iż mam go obok.
Koleżanki dopytywały, co się stało z moją mamą i od razu patrzyły na mnie z litością. A ja ich litości nie potrzebowałam. Doskonale pamiętałam mamę.
W naszym mieście rozstania to nic nowego. W mojej klasie co najmniej połowa dzieci pochodziła z niepełnych albo pokomplikowanych rodzin. Moi rodzice też się kłócili. Miałam może sześć, siedem lat, gdy po jednej z takich kłótni po prostu się rozeszli. Normalna sprawa – rodzice się rozwodzą, dzieci zostają z jednym z nich.
Ale tego, iż mama wybierze odejść sama, zostawiając mnie z tatą – tego się nie spodziewałam.
Byłam mała, ale czułam się zdradzona. Myślałam, iż po rozwodzie będę z tatą tylko czasem, iż mama będzie najważniejsza. Ale to tata został. Mama zniknęła z dnia na dzień.
Potem jeszcze przez jakiś czas przychodziła. Próbowała zabierać mnie na spacery, kupować zabawki. Ale ja już nie chciałam. Odwracałam wzrok. W środku czułam wściekłość i zawód, których nie potrafiłam nazwać. Wiedziałam tylko, iż jej już nie ma w moim świecie.
Mama wybrała życie, w którym nie było miejsca dla mnie. Chciała podróży, luksusów i nowego mężczyzny – i to dostała. Przez lata żyła w centrum miasta, miała futra, brylanty, nowe nazwisko i dom z marmurami.
Ja skończyłam dobrą szkołę, dostałam się na uniwersytet, miałam grono przyjaciół i kochającego ojca. To on mnie wychował. A mama… czasem dzwoniła do taty. Może raz na pół roku wpadała – zawsze wtedy, gdy wiedziała, iż mnie nie będzie. Ale kilka razy ją przyłapałam.
Zawsze uśmiechnięta, zawsze dumna z tego, jak świetnie jej się powodzi. Ojciec słuchał i milczał, choć wiem, iż każde jej słowo go bolało. Bo on wciąż ją chyba kochał.
Dziś jestem na trzecim roku, a tata poważnie choruje. Pracuję po zajęciach, żebyśmy mieli na rachunki i leki. I właśnie wtedy zaczęłam zauważać, iż w mieszkaniu coś się zmienia, gdy mnie nie ma. Kubki pozmywane, pantofle ustawione, jakby ktoś inny tu był. Zapytałam ojca – i przyznał, iż mama zaczęła znów wpadać. Coraz częściej.
Okazało się, iż jej mąż zbankrutował, luksusy się skończyły, a niedawno urodziła dziecko. Wpadła do nas po raz trzeci z rzędu i próbowała przekonać tatę… żebym ja, ich dorosła córka, pomogła jej z niemowlakiem.
– Kochanie, ja nigdy nie miałam ręki do dzieci – uśmiechnęła się słodko. – A ty jesteś młoda, silna, gwałtownie się ogarniesz z pieluchami.
Zaczęłam się śmiać. Potem spojrzałam na nią poważnie i powiedziałam, żeby się wyniosła. Tym razem ojciec nie bronił jej. Siedział i milczał.
Mama wyszła. Zamknęłam za nią drzwi. Nie żałuję ani słowa. Może kiedyś zrozumie, kogo i o co wtedy poprosiła.